PiS zmienia termin "kongresu patriotycznego". Wiemy, co się za tym kryje
Prawo i Sprawiedliwość zmienia plany. Partia Jarosława Kaczyńskiego miała zorganizować w styczniu "wielką konferencję sił patriotycznych". Wydarzenie zapowiadał w Święto Niepodległości sam prezes. Teraz jednak - jak dowiedziała się WP - jest nowa data. Wiadomo też, jaki cel ma szef PiS.
04.01.2024 06:10
Nie styczeń, a luty. To wtedy PiS ma zorganizować zapowiadaną przez prezesa konferencję - ustaliła WP. Dokładnie: 24 lutego. O zmianie terminu powiedzieli nam politycy formacji Jarosława Kaczyńskiego.
- Konferencję przeniesiono na luty. Moim zdaniem dobrze się stało, bo 11 stycznia mamy w Warszawie demonstrację, sporo się dzieje w "bieżączce". A koniec lutego to dobry czas, bo będziemy już w kampanii samorządowej - tłumaczy nasz rozmówca z PiS.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Inni nie ukrywają, że wiążą z konferencją duże nadzieje. Zwłaszcza że wielu partyjnych działaczy wciąż nie może się otrząsnąć z tego, że ich ugrupowanie straciło władzę.
- Wielu naszych ludzi myśli intensywnie o wyborach samorządowych. To nie tylko władza, ale i miejsca pracy. A nowa koalicja robi czystki w terenie, dlatego musimy się spiąć i walczyć - przyznaje szczerze działacz PiS.
"Zapłon" dla PiS
Zapowiadało się szumnie. O planowanej konferencji "sił patriotycznych", jako momencie odradzania się obozu tzw. Zjednoczonej Prawicy, mówił niemal dokładnie dwa miesiące temu Jarosław Kaczyński.
11 listopada, Święto Niepodległości. Krakowska hala Sokół. Prezes opowiada o potrzebie walki o suwerenność, "hegemonii Niemiec", zagrożeniach płynących z UE i zakusach do zmian unijnych traktatów.
Prezes nie analizuje przyczyn pyrrusowego zwycięstwa w wyborach i konieczności oddania władzy, skupia się na przyszłości. Zapowiada: - Każda wielka akcja musi się od czegoś zacząć, musi mieć pewien moment startu, można powiedzieć: zapłonu.
Tym "zapłonem" ma być "wielka konferencja sił prawicowych", która - zgodnie z zapowiedzią Kaczyńskiego - miała się odbyć w styczniu 2024 roku. - Chcemy, by w styczniu odbyła się w Warszawie konferencja wszystkich sił patriotycznych, ale nawet takich, które są patriotyczne, ale w szerszym tego słowa znaczeniu - wyjaśniał prezes [więcej na ten temat TUTAJ].
Kaczyński wyraził nadzieję, że planowane spotkanie w Warszawie będzie "początkiem wielkiej akcji w różnych dziedzinach". - Ma być początkiem zastosowania przez nas najnowocześniejszej techniki, żeby skomunikować ze sobą możliwie dużą część społeczeństwa, a szczególnie tych, którzy będą inicjatorami, moderatorami różnego rodzaju działań, które będziemy musieli prowadzić - zapowiedział.
Jak podkreślił: - Będziemy w tym kierunku konsekwentnie szli, będziemy szli ku wielkiej akcji społecznej, ku wyraźnemu powiedzeniu - nie tylko tutaj, w Polsce, ale w Europie, że nasz kraj na to się nie zgodzi. Nie zgodzi się pod żadnym warunkiem.
PiS szykuje demonstracje
Po tej zapowiedzi nasi rozmówcy z PiS zastanawiali się, czy Kaczyński miał na myśli ponowne zorganizowanie czegoś na kształt zjazdu "prawicowej międzynarodówki" partii konserwatywno-narodowych z UE - na wzór spotkań, które odbywały się w ostatnich latach. Takie spotkania były organizowane m.in. w Warszawie, uczestniczyła w nich choćby Marine Le Pen, liderka francuskiego Zjednoczenia Narodowego.
Ale - jak ustaliliśmy - planowane wydarzenie nie będzie miało charakteru międzynarodowego (takie wydarzenia mają być organizowane bliżej wyborów do Parlamentu Europejskiego). Władze PiS, jak przekazały nam źródła z partyjnej centrali, chcą "zintegrować" przede wszystkim polską prawicę.
- To wydarzy się w lutym. Imprezę organizuje Przemysław Czarnek i to najlepiej jego pytać o szczegóły - mówi nam jeden z polityków PiS.
Były minister edukacji i nauki nie odpowiedział na prośbę o kontakt.
Za organizację wydarzenia ma również - od zaplecza - odpowiadać sekretarz generalny PiS Piotr Milowański, następca Krzysztofa Sobolewskiego.
Jak słyszymy, lutowa konferencja ma być nie tylko przygotowaniem do wyborów samorządowych i europejskich, ale także początkiem "reintegracji prawicy".
Szkopuł w tym, że ta "reintegracja" już się zaczęła - od dookoptowania do PiS takich postaci, jak Łukasz Mejza czy Adam Bielan z satelickiej partii Republikanie. Nawet niektórzy politycy PiS przekonywali po tym, że branie na pokład takich osób jest wizerunkowo dla PiS problematyczne.
Co dalej? Kierunek wskazał sam Kaczyński. - Chcemy kontynuować naszą akcję w dużo mocniejszych i szerszych formach niż obecnie. Będziemy nawiązywać kontakty ze wszystkimi siłami europejskimi, które są przeciwko rozszerzeniu kompetencji Unii - zapowiedział pod koniec listopada w rozmowie z PAP.
Teraz jednak agenda dla PiS jest inna. 11 stycznia przed Sejmem odbędzie się manifestacja "wolnych Polaków" - m.in. "w obronie mediów publicznych". W Wirtualnej Polsce pisaliśmy niedawno o kulisach przygotowań do wydarzenia i przytaczaliśmy wypowiedzi ekspertów, którzy nie wieszczyli sukcesu frekwencyjnego.
Szef klubu PiS Mariusz Błaszczak stwierdził jednak, że takich manifestacji może być więcej. Chyba że okaże się ona frekwencyjną klapą. Jak usłyszeliśmy, politycy PiS organizują transport dla partyjnych działaczy z całej Polski. Liczą na 10 tysięcy uczestników, niektórzy mówią nawet o kilkunastu tysiącach. Ale - jak mówili nam eksperci - to robienie dobrej miny do złej gry.
- Dzięki zaangażowaniu się w obronę mediów publicznych zwarliśmy szeregi, odpuściliśmy wewnętrzne spory w imię wyższej sprawy. To nam, paradoksalnie, pomogło - stwierdził w rozmowie z WP jeden z polityków PiS.
PiS stoi przed trudnym zadaniem, bo - przypomnijmy - tuż przed wyborami Donald Tusk zorganizował w Warszawie Marsz Miliona Serc. I choć były rozbieżności co do liczby uczestników, frekwencja okazała się dla ówczesnej opozycji bardzo wysoka. Wręcz rekordowa, biorąc pod uwagę wszystkie demonstracje polityczne po 1989 roku. Pojawiło się kilkaset tysięcy ludzi.
Z drugiej strony, odbywające się od niedawna protesty zwolenników PiS przed siedzibami mediów publicznych nie gromadzą wielkich tłumów.
Wygląda też na to, że największy kłopot PiS może mieć dziś z własnym liderem. Jarosław Kaczyński w środę 3 stycznia miał na konferencji prasowej zaprosić obywateli na manifestację, a skończyło się tym, że obraził dziennikarzy i przerwał spotkanie. Nie wyglądał, jakby wyciągnął wnioski po utracie władzy.
- To, co się dzieje w Polsce, jest nie do obrony. Państwo mają płacone, by tego bronić. Serdecznie państwu współczuję - oznajmił i wyszedł.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl