PiS w defensywie. Eksperci dla WP: "Stworzyli Bizancjum za publiczne pieniądze"
Prawu i Sprawiedliwości nie jest łatwo odnaleźć się w politycznej rzeczywistości po utracie władzy. Sposobem na wyjście z impasu ma być demonstracja 11 stycznia w Warszawie. Szkopuł w tym, że działacze PiS obawiają się o frekwencję - zwłaszcza po kryzysie z ujawnieniem zarobków gwiazd TVP.
30.12.2023 06:40
- Mamy nadzieję, że ta sprawa się do nas nie przyklei - mówi Wirtualnej Polsce jeden z polityków PiS.
Ma na myśli ujawnione przez posła Dariusza Jońskiego zarobki głównych twarzy TVP Info. Zarobki niebotyczne: sięgające nawet 180 tys. zł brutto miesięcznie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rozmówcy z partii Jarosława Kaczyńskiego - którzy od ponad tygodnia "okupowali" siedziby TVP i PAP - przyznają dziś, że sprawa ujawnionych zarobków - m.in. Michała Adamczyka (szefa TAI, nadzorującego m.in. "Wiadomości") - może "kłuć w oczy" elektorat PiS.
Zwłaszcza że to pod hasłem "obrony mediów publicznych" miał zostać zorganizowany protest (demonstracja) 11 stycznia w Warszawie przed budynkiem Sejmu. - Musimy podkreślać, i to robimy, że bronimy prawa i Konstytucji, a nie zarobków tego czy innego dziennikarza. Przekonujemy, że jesteśmy przeciwko łamaniu prawa przez obecny rząd. I to ma być najważniejsze - twierdzi jeden z naszych rozmówców z PiS.
Nie zaprzecza, gdy stwierdzamy, że jego partia jest dziś w niełatwej sytuacji. Ale wierzy w "wyjście z impasu".
PiS bez jasno zdefiniowanego celu
Co na to eksperci? - PiS wciąż żyje w cieniu prawicy z lat 90. Żyje w cieniu swojej dramatycznej sytuacji po wyborach w 2011 roku. Wtedy wyłącznie radykalizacją przekazu starało się utrzymać jedność. I dziś czyni to samo - mówi Wirtualnej Polsce prof. Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego.
Jak dodaje, już przed wyborami parlamentarnymi PiS wpadło w pułapkę zbyt ostrego przekazu, co było jednym z czynników wpływających na utratę przez tę partię władzy.
Dziś - zamiast wyciągać wnioski - władze PiS ponownie postawiły na radykalizację. - A właściwie trzymają się wcześniej obranego toru. Tego, który doprowadził ich do klęski - podkreśla rozmówca WP.
Czy protest 11 stycznia będzie momentem, w którym PiS złapie oddech? - Ta demonstracja jest głównie po to, by działacze partyjni nie nudzili się w terenie i zbyt długo nie rozpamiętywali porażki. Prezes Kaczyński chce ich czymś zająć - mówi pół żartem, pół serio prof. Chwedoruk.
Jak dodaje: - To będzie próba pokazu siły, bo będą ściągani ludzie z całej Polski. To dla PiS ważne przed kampanią samorządową. PiS będzie starało się stworzyć atmosferę mobilizacji własnych zwolenników. Czy to się uda? Tego nie wiem. Styczeń nie jest sprzyjający wielkim demonstracjom.
Rozmówca Wirtualnej Polski przyznaje, że trudno mu jest wskazać cel, przeciwko któremu ma protestować PiS. - Nie da się protestować przeciwko chaosowi, to jest nielogiczne. Nie widzę, żeby PiS potrafił jasno zdefiniować ten cel - twierdzi.
Zobacz także
Zmarnowana okazja PiS i gniew Polaków
Czy tym celem - skutecznie obranym - jest "obrona mediów publicznych"? Eksperci nie są co do tego przekonani.
- PiS, dysponując przez tak długi czas władzą wykonawczą, mogło zrobić z mediami publicznymi, co chciało. Zrobiło rzecz, która z dzisiejszej perspektywy w sposób szczególny może dziwić - tzn. mając media o szerokim oddziaływaniu, bardzo różnorodne, z głównych kanałów informacyjnych PiS uczyniło medium przekazu zrozumiałego dla najwierniejszych wyborców. Czarno-białego, z bardzo mocno negatywnym przekazem wobec konkurencji - zauważa prof. Chwedoruk.
Prof. Antoni Dudek z UKSW przyznaje, że dziś główną bolączką dla PiS są ujawnione zarobki szefów TAI. - Z całą pewnością jest to problem, dlatego że elektorat PiS-u nie jest przyzwyczajony do kwot takiej wysokości. To jest bardzo niewygodna informacja dla polityków PiS-u, którzy już bronią się, wzywając do ujawnienia zarobków gwiazd prywatnych stacji. Problem w tym, że TVP ma zupełnie inny status prawny, jest spółką publiczną, więc dotyczą jej inne reguły. To również wyborcy PiS dokładają się do tych pensji. A Polacy są bardzo egalitarni i tak wysokich pensji po prostu nie lubią - przekonuje twórca kanału "Dudek o historii".
Jak twierdzi rozmówca WP, "PiS stworzyło Bizancjum za publiczne pieniądze". - Niemniej widzę wiele podobieństw między PiS, a pierwszymi rządami PO. Wielu ludzi nie potrafi jednak tego dostrzec, bo znaczna część z nich jest "zainfekowana" w popieraniu jednej ze stron. Sam mechanizm upartyjniania państwa nie został wymyślony przez PiS, PiS tylko to upartyjnianie rozwinął do niebotycznych rozmiarów. Tak właśnie było z TVP, która tak naprawdę nigdy nie była niezależna, była zakładnikiem wszystkich ekip rządzących. Ale nigdy w takim stopniu, jak za PiS - przekonuje prof. Antoni Dudek.
Zobacz także
Jednorazowy zryw
Dziś PiS jednak straciło kontrolę nad TVP. I ma z tym problem. Zwłaszcza że sam Jarosław Kaczyński - zdaniem ekspertów - w nowych warunkach nie potrafi się odnaleźć. - Do historii przechodzi model partii masowych. PiS jest dziś wielką partią wyłącznie na papierze, mimo że ten model partii masowej formacja prezesa Kaczyńskiego chciała odtworzyć. Nie udało się. Teraz PiS stać jedynie na "jednorazowy zryw" - mówi prof. Rafał Chwedoruk.
Jak uzupełnia w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Wawrzyniec Konarski, "prezes Kaczyński cały czas stawia na model partii wodzowskiej, który jest modelem przestarzałym".
Dlatego też - być może - w nieodległej przyszłości PiS będzie zmuszone postawić na nowych liderów. I kolektywny model zarządzania partią.
Jakich? Tego nie wiedzą nawet w PiS.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl
Zobacz także