Demonstracja PiS skazana na porażkę? "Ludzie nie będą umierać za paskowego TVP"
PiS - jak słyszymy nieoficjalnie - nie spodziewa się "frekwencyjnego szału" podczas planowanej na 11 stycznia demonstracji. - Ludzie nie będą chcieli umierać za paskowych TVP Info - mówi politolog prof. Rafał Chwedoruk. Jak dodają inni eksperci, Jarosław Kaczyński szuka sposobu na polityczne odbicie.
- Ilu nas będzie? Może 8, 10 tysięcy - twierdzi poseł PiS, pytany o szykowaną demonstrację.
Terenowi działacze twierdzą nieoficjalnie, że nie ma większych szans zwieźć do Warszawy tak dużej liczby osób w styczniu. Podobnie uważają eksperci, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kaczyński z kampanijnym przekazem
Decyzją Jarosława Kaczyńskiego, Prawo i Sprawiedliwość ma zorganizować 11 stycznia 2024 roku demonstrację w Warszawie. To ma być "Protest Wolnych Polaków". Pod takim właśnie hasłem mają zebrać się działacze i zwolennicy największej partii opozycyjnej.
Wydarzenie ma odbyć się przed Sejmem, który dzień wcześniej rozpocznie pierwsze w nowym roku obrady.
Pretekstem do organizacji demonstracji jest spór wokół mediów publicznych. - Liczymy na to, że to będzie poważna demonstracja i że pozwoli ona na uświadomienie wielu naszym obywatelom, że stan, w którym się znajdujemy, jest groźny - tak o manifestacji mówił w Telewizji Republika prezes PiS.
Jak stwierdził, "ma nadzieję, że to będzie okazała demonstracja". - Jest potrzeba kontynuacji tej akcji oporu wobec tego, co dzieje się w Polsce i wobec tego, co ma się stać z Polską, jeżeli te plany europejskie, w gruncie rzeczy niemieckie, zostaną zrealizowane - powiedział Kaczyński.
Dodał, że - jego zdaniem - "Polacy stanęli w tej chwili przed ogromnym wyzwaniem, najtrudniejszym od 1989 roku". - Pytanie, czy nasz naród temu wyzwaniu sprosta - stwierdził.
Autokary za prywatne pieniądze
Co na to politycy PiS? - Naród może nie sprostać - uśmiecha się gorzko polityk PiS, pytany o spodziewaną frekwencję 11 stycznia. Narzeka przy tym na brak chęci obywateli do demonstrowania w obronie TVP i PAP. Nawet nie próbuje udawać, że na ul. Bracką w Warszawie (gdzie znajduje się PAP - przyp.red.) czy plac Powstańców (gdzie znajduje się siedziba TVP Info) garnęły się tłumy.
Ale inny polityk - do niedawna w rządzie - twierdzi, że w swoim okręgu wyborczym ma pierwszych chętnych do przyjazdu do Warszawy. Szkopuł w tym, że ci ludzie - jak przyznaje rozmówca - nie chcą przyjeżdżać bronić "starej" TVP, tylko "zademonstrować przeciwko Tuskowi".
- Ludzie są zainteresowani. Będziemy ich liczyć już po nowym roku - stwierdził rozmówca WP.
Jak przyznało w nieoficjalnych rozmowach kilku polityków PiS, mobilizacja będzie trudna. - Koledzy posłowie namawiali w święta rodziny i znajomych, że trzeba ruszyć na Warszawę. Ale szczerze mówiąc, kiepsko to widzę - mówi partyjny działacz.
Jak słyszymy, parlamentarzyści PiS mają za zadanie ściągnąć partyjnych aktywistów, rodziny i zwolenników PiS z terenu do stolicy. Będą w tym celu organizować również autokary - także za prywatne pieniądze.
- Organizacja ruszy z kopyta za jakiś tydzień - mówi ważny polityk PiS.
Jakiej frekwencji spodziewa się partyjna centrala? Słyszymy różne liczby: 5, 10, a nawet 20 tysięcy osób. Ale to bardzo optymistyczne założenia. Wręcz trudne do realizacji.
- Jak ludzie zobaczą, jakie miliony zarabiali ich "bożkowie" w TVP, to mogą niekoniecznie palić się do demonstrowania w ich obronie - twierdzi jeden z działaczy, nawiązując do publikacji o zarobkach szefów Telewizyjnej Agencji Informacyjnej.
Inny dodaje: - To będzie czwartek. Środek tygodnia. Umówmy się, ludzie nie będą brali specjalnie urlopów, żeby się tu tarabanić.
PiS skazane na porażkę? Eksperci wskazują jasno
Co na to analitycy? - PiS dysponuje ponadstandardowym poparciem w mniejszych miejscowościach. Aktywiści PiS-u mają daleko do Warszawy, w której partia Jarosława Kaczyńskiego ma ograniczone zdolności mobilizacyjne. Im większe miasto, tym gorzej dla PiS-u - mówi Wirtualnej Polsce politolog z Uniwersytetu Warszawskiego prof. Rafał Chwedoruk.
Jak przyznaje, większość elektoratu PiS stanowią osoby starsze, które mają "obiektywne, naturalne ograniczenia" i nie mogą masowo stawiać się na demonstracjach.
Jednocześnie prof. Chwedoruk nie wyklucza, że PiS może stać na "jednorazowy zryw". - Może to się odbyć jednak dużym kosztem, ponieważ demonstracja PiS nie wywrze takiego wrażenia, jak wcześniejsze manifestacje obecnie rządzących - podkreśla rozmówca Wirtualnej Polski.
Poza wszystkim - zauważa prof. Chwedoruk - "ludzie nie będą chcieli umierać za paskowego TVP Info". - Krąg potencjalnych obrońców jest tutaj dużo węższy niż w potencjalnych innych sprawach - mówi nam ekspert. Przyznaje, że także ujawnienie zarobków szefów TAI może być dla PiS problemem.
Dr Barbara Brodzińska-Mirowska z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika twierdzi z kolei, że - mimo wszystko - "PiS z całą pewnością będzie wykorzystywać temat mediów".
- Jest to temat newralgiczny i dla PiS, i dla jego elektoratu. Temat ma potencjał mobilizacyjny, ale nie oznacza to, że PiS ludzi zmobilizuje. Tym bardziej że sytuacja po wecie prezydenta działa na dużą niekorzyść PiS - uważa politolożka.
Jednocześnie podkreśla, że dla PiS temat jest ważny do "konsolidowania elektoratu".
"Próba pokazu siły"
Podobnie uważa prof. Antoni Dudek z UKSW. - To będzie próba pokazu siły, bo będą ściągani ludzie z całej Polski. To dla PiS ważne przed kampanią samorządową. PiS będzie starało się stworzyć atmosferę mobilizacji własnych zwolenników. Czy to się uda? Tego nie wiem. Styczeń nie jest sprzyjający wielkim demonstracjom - mówi nam ekspert.
Prof. Wawrzyniec Konarski, wykładowca Akademii Finansów i Biznesu Vistula podkreśla, że demonstracja PiS jest "oparta na fałszywych przesłankach". - Media publiczne zostały najpierw zawłaszczone przez PiS. To po pierwsze. Po drugie, sam pomysł organizowania demonstracji jest reaktywny, mało oryginalny. To jest powielanie pomysłów Donalda Tuska sprzed kilku miesięcy, które PiS krytykowało. Faktem jest jednak, że demonstracja z początku października była największą demonstracją polityczną w Polsce po 1989 r. - zauważa rozmówca Wirtualnej Polski.
Kaczyński podejmuje więc ryzyko, organizując protest. - Ta demonstracja jest głównie po to, by działacze partyjni nie nudzili się w terenie i zbyt długo nie rozpamiętywali porażki. Prezes Kaczyński chce ich czymś zająć - mówi pół żartem, pół serio prof. Chwedoruk.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl