To będzie cena rezygnacji z inwazji na Ukrainę? Można to już wyłowić ze słów polityków
- Rosja zachowuje zdolność pełnej inwazji na Ukrainę bez żadnego ostrzeżenia - powiedział w środę sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg. Wcześniej Rosjanie informowali, że wycofują część sił zgromadzonych przy granicy z Ukrainą. Pojawia się pytanie, jakie rozwiązania obecnie leżą na negocjacyjnym stole. Istotne mogą okazać się tu słowa m.in. kanclerza Niemiec.
- W kontaktach z Rosją obowiązuje zasada, że wierzyć należy tylko w informacje zdementowane. Jak Rosjanie mówią, że się wycofują, należy obawiać się inwazji. Właśnie teraz obawiałbym się najbardziej jakiegoś rodzaju operacji wojskowej. Nadal uważam inwazję na wielką skalę za mało prawdopodobną. Rosja musiałaby zaangażować duże siły do okupacji kraju - komentuje w rozmowie z WP Jerzy Marek Nowakowski, dyplomata, były ambasador RP na Łotwie oraz w Armenii.
Jego zdaniem ceną za brak inwazji będzie rezygnacja Ukrainy z aspiracji wejścia do NATO. Dziś Ukraina jest partnerem sojuszu, ale nie jest jego członkiem. Można to już wyczytać z wypowiedzi i zachowania niektórych polityków, którzy spotykali się z Putinem.
Ukraina zrezygnuje z NATO?
Kwestię ewentualnego członkostwa Ukrainy w NATO komentował ostatnio kanclerz Niemiec Olaf Scholz. Po spotkaniu z Putinem powiedział dziennikarzom, że akcesja tego kraju do sojuszu "nie jest obecnie przedmiotem rozmów".
Z kolei brytyjski dziennik "Daily Mail", powołując się na nieoficjalne źródła, napisał, iż Emmanuel Macron na spotkaniu 7 lutego obiecał Putinowi, że Ukraina pozostanie krajem neutralnym.
Znacząca była także wypowiedź ukraińskiego ambasadora w Wielkiej Brytanii Wadyma Prystajki, który zasugerował w rozmowie z BBC, że jego kraj mógłby zrezygnować z wejścia do NATO, by uniknąć rosyjskiej inwazji. Powiedział, że Ukraina może być "elastyczna", jeśli chodzi o cel wejścia do NATO. Później oświadczył, że te słowa zostały źle zinterpretowane.
- Olaf Scholz jedynie powiedział, jak jest. Pamiętajmy, że do NATO nie może wstąpić kraj, który nie ma ustalonych pewnych granic. Dlatego Rosjanie dokonali inwazji na Krym i Donbas, aby możliwość wejścia do sojuszu wyeliminować. Jednak faktycznie, jeśli w aktualnej sytuacji padają takie słowa, to jest osłabienie Ukrainy. Takie ustępstwo dyplomatyczne niewiele kosztuje - komentuje Jerzy Marek Nowakowski.
Na słowa Scholza zareagował prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. - Wielu przywódców sugeruje, żeby nie ryzykować, nie poruszać tak często kwestii członkostwa w NATO, ponieważ to tylko sprowokuje Rosję. Wierzę jednak, że powinniśmy podążać obraną wcześniej drogą - stwierdził.
Szantaż Rosji
Przypomnijmy, że 12 stycznia rosyjscy dyplomaci podczas posiedzenia Rady NATO-Rosja w Brukseli żądali, by zagwarantowano, że sojusz nie będzie rozszerzany o nowych członków. Chodziło właśnie o Ukrainę. Wśród oczekiwań strony rosyjskiej jest także wycofanie siły z krajów flanki wschodniej, czyli Polski i krajów bałtyckich. Rosjanie powołują się na wyimaginowane zagrożenie ze strony Sojuszu.
Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg informował, że te żądania zostały odrzucone. W środę zapytany przez dziennikarzy o uwagi kanclerza Niemiec w sprawie Ukrainy, po raz kolejny oświadczył, że "każdy kraj ma prawo do samodzielnego wyboru".
Część wojsk rosyjskich otaczających Ukrainę stacjonuje na Białorusi. 10 lutego rozpoczęły się manewry pod kryptonimem "Związkowa Stanowczość". Część komentatorów obawia się, że ćwiczenia mogą posłużyć jako przykrywka dla inwazji na Ukrainę.
Według generała Waldemara Skrzypczaka możliwe jest, że wojska Łukaszenki sprowokują działania wojenne, a wówczas Rosjanie weszliby do Ukrainy jako siły rozjemcze. Jego zdaniem niewykluczone są też operacje wojskowe ze strony separatystów donbaskich.
Rosyjskie cele kryzysu wokół Ukrainy. Niedobre wiadomości dla Polski
- Celem Rosjan jest wywołanie skrajnego zmęczenia społeczeństwa ukraińskiego. Doprowadzenie do tego, żeby Ukraińcy chcieli pokoju i świętego spokoju. Wówczas zechcą popierać tych polityków, którzy obiecają, że dogadają się z Rosją, a ludzie mogli normalnie żyć - uważa dyplomata. - Wtedy Ukraińcy wybiorą kogoś w rodzaju Wiktora Janukowycza, otwartego na żądania Rosji. Na pewno nie jest to w interesie Polski - zastrzegł Nowakowski.
Odniósł się również do sprawy współodpowiedzialności Białorusi za przygotowywanie inwazji Rosji na Ukrainę.
- Putin chce osiągnąć bardzo niebezpieczną rzecz dla Polski. Rosjanie dążą do tego, aby świat zaaprobował ich stałą obecność wojskową na terenie Białorusi. Do tej pory państwa zachodnie twardo protestowały przeciwko rozmieszczaniu tam wojsk. Teraz Zachód, zachwycony tym, że nie doszło do wojny, miałby przymknąć na to oko. Uznać, że skoro nie napadli na Ukrainę, to niech tam już zostaną - ocenia dyplomata.
Jego zdaniem niedobrym skutkiem kryzysu ukraińskiego jest to, że Rosjanie wprowadzili do polityki argument siły militarnej. Poczuli się mocni, bo mają silną armię.
- Trudno nie zauważyć tych wszystkich złośliwości, jakie padły wobec europejskich przywódców ze strony Putina czy Ławrowa. Europa uświadomiła sobie, że musi się zacząć zbroić. To zła wiadomość dla takich krajów jak Polska, które gospodarczo chcą doganiać bogatsze kraje Zachodu. Zamiast na inwestycje będziemy musieli wydawać więcej pieniędzy na obronę - podsumował Nowakowski.