Dyplomaci o wizycie prezydenta Dudy w Pekinie. "Może być wykorzystany przez mocarstwa agresywne"
Prezydent Andrzej Duda jako jedyny przywódca z państw Unii Europejskiej bierze udział w ceremonii otwarcia zimowych igrzysk olimpijskich w Pekinie. Rozmówcy Wirtualnej Polski oceniają, że wyjazd niesie ze sobą spore ryzyko zarówno dla polskich interesów, jak i dla wizerunku samego prezydenta.
Ceremonia inauguracji XXIV Zimowych Igrzysk Olimpijskich jest mocno bojkotowana przez przywódców państw świata zachodniego, m.in. Stanów Zjednoczonych, Australii, Wielkiej Brytanii, ale również Danii czy Litwy. Powodem są oskarżenia pod adresem władz Chin o prześladowania religijne oraz ludobójstwo Ujgurów.
Andrzej Duda zdecydował się jednak na obecność w Pekinie. Prezydencki minister Jakub Kumoch zapowiedział, że intencją wyjazdu jest "wsparcie ruchu olimpijskiego, ale również wykorzystywanie pewnych szans dyplomatycznych". Prezydent ma spotkać się z chińskim przywódcą Xi Jingpingiem.
Ryszard Schnepf, były wiceminister spraw zagranicznych oraz ambasador RP w USA, Hiszpanii, Kostaryce i Urugwaju, krytycznie ocenia decyzję prezydenta Andrzeja Dudy o wyjeździe do Pekinu. Jego zdaniem igrzyska będą okazją do obwieszczenia przez chińskiego przywódcę Xi Jingpinga sukcesu partii komunistycznej.
- Wydaje się, że biorąc pod uwagę kilkunastu naszych sojuszników zachodnich, byłoby dobrze, gdyby prezydent powstrzymał się od wizyty. Takie sytuacje miały już miejsce. W 2008 r. premier Donald Tusk powstrzymał się od wyjazdu na igrzyska do Pekinu. Byłby to sygnał, że jesteśmy ze Stanami Zjednoczonymi, Kanadą i wieloma innymi krajami, które uważają, że agresywna postawa Chin na Morzu Południowochińskim wobec Tajwanu oraz globalnie jest nie do zaakceptowania - ocenia dyplomata w rozmowie z WP.
- To byłby niewielki gest. Nie wycofujemy przecież naszej reprezentacji olimpijskiej, ale byłaby to forma protestu przeciwko działaniom Chin na arenie międzynarodowej - dodaje.
Zobacz także: Sfałszują wybory? Ekspert o działaniach PiS. "Mogą nie być do końca uczciwe"
Międzynarodowy wizerunek prezydenta
Ze zdziwieniem na decyzję prezydenta patrzy Jerzy Marek Nowakowski, były ambasador RP na Łotwie i w Armenii. Jego zdaniem relacje polsko-chińskie są "praktycznie żadne wobec wyraźnego sporu chińsko-amerykańskiego". Wyjazd do Pekinu może być groźny wizerunkowo dla prezydenta Dudy.
- Wyraźnie poprawił swój wizerunek w Stanach Zjednoczonych po zawetowaniu "lex TVN", otrzymał pozytywne gesty ze strony amerykańskiej. Jego obecność w Pekinie jest pod prąd polityki amerykańskiej i zachodniej. To gest PR-owy, pokazujący, że "prezydent narciarz" dba o polskich sportowców, ale w kategoriach międzynarodowych jest to błąd. Znajdzie się w towarzystwie nieszczególnie dobrym poczynając od honorowego gościa, czyli Władimira Putina. To wyłamanie się polskiego prezydenta z solidarności zachodu, bo jest najwyższym przedstawicielem Unii Europejskiej na uroczystości w Pekinie - stwierdza były ambasador.
Porównanie Dudy do Orbana
Podobnie uważa Janusz Sibora, ekspert od protokołu dyplomatycznego. Zwraca uwagę, że Chińczycy lubią różnego rodzaju wymuszenia dyplomatyczne, których doświadczyła strona polska, ale również politycy zachodni jak Barack Obama czy królowa Elżbieta II.
- Płacimy wysoką wizerunkową cenę. Po ostatniej wizycie naszych przedstawicieli w Madrycie i flircie w postaci całkowitego postawienia na Trumpa, odbudowywanie wiarygodności będzie trwać latami - ocenia ekspert.
- Jesteśmy w bardzo niezręcznej sytuacji, bo nasz prezydent jest jedyną głową państwa z Unii Europejskiej. Prowadzimy samozwańczą politykę zagraniczną, która ma nie wiadomo jaki cel. Prezydent Duda może być tam przedstawicielem Unii Europejskiej, jak ostatnio Orban u Putina - dodaje.
Zdaniem byłych ambasadorów wyjazd do Chin jest ryzykowny także z punktu widzenia ewentualnej agresji Rosji wobec Ukrainy. Ryszard Schnepf podkreśla, że Andrzej Duda, jako głowa państwa, powinien być w Polsce, by móc szybko reagować. - Doświadczenia z wyjazdami w takich sytuacjach nie są najlepsze - stwierdza.
"Prezent za nic" dla Chińczyków
Jerzy Marek Nowakowski przypomina, że Rosjanie "lubią" organizować agresję przy okazji igrzysk olimpijskich, tak jak było w przypadku ataku na Gruzję latem 2008 r. czy zimą 2014 r., gdy zaanektowano Krym. Jego zdaniem prezydent Duda "może być wykorzystany przez mocarstwa agresywne do legitymizowania ich polityki".
- Zobaczą, że najostrzejszy krytyk Rosji w Europie jest razem z nimi. Byliśmy postrzegani przez Amerykanów jako kraj, który jest swój. W tej chwili zapisujemy się do ruchu krajów rewizjonistycznych, które nie bronią podstawowego systemu wartości. Można zadać sobie pytanie, jak zachowają się politycy zachodu, w przypadku zagrożenia Polski. Fundujemy Chińczykom prezent za nic - komentuje Nowakowski.
- Trzeba wiedzieć, co chce się uzyskać i przy tego typu rozmowach odbyć konsultacje z głównymi partnerami z naszych sojuszy z Unii Europejskiej i NATO. Jeżeli prezydent Duda uzgodnił to z Amerykanami i Europą i np. przemówi ws. Ujgurów, to dobrze. Natomiast jeżeli pojechał tam, bo lubi sport, to będzie to kosztowna politycznie wycieczka i nic więcej - podkreśla.