Rozmowy Rosja-Stany Zjednoczone. Moskwa walczy o nowy ład
Przedstawiciele Waszyngtonu i Moskwy obniżają oczekiwania w sprawie szybkiego porozumienia podczas rozmów w Genewie w ramach dialogu o stabilności strategicznej. Stawka jest wysoka - ich głównym celem jest powstrzymanie ewentualnej rosyjskiej inwazji na Ukrainę, a efektem może być nowy układ sił w relacjach międzynarodowych. – Żądania stawiane przez Rosję są nie do zaakceptowania dla Zachodu – przyznają w rozmowie z WP byli ambasadorowie Polski w Moskwie oraz Waszyngtonie Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz i Ryszard Schnepf.
10.01.2022 16:30
W rozmowie z Wirtualną Polską byli ambasadorowie Polski w Waszyngtonie oraz Moskwie, Ryszard Schnepf i Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, wyjaśniają znaczenie rozmów z perspektywy Stanów Zjednoczonych i Rosji. Dyplomaci są zgodni, że uzyskanie porozumienia jest niezwykle trudne, a ewentualne niepowodzenie negocjacji może posłużyć Władimirowi Putinowi do dalszego eskalowania napięcia.
W poniedziałek zakończył się pierwszy dzień rozmów Stanów Zjednoczonych z Rosją w Genewie. Negocjacje budzą emocje. Stawką dyplomatycznej gry są bezpieczeństwo w naszej części Europy, pozycja Zachodu, a przede wszystkim odsunięcie widma zbrojnego ataku Rosji na Ukrainę. Tymczasem przy negocjacyjnym stole zabrakło miejsca dla przedstawicieli Unii Europejskiej, co może być niepokojącym sygnałem. Już w niedzielę sekretarz stanu USA Antony Blinen nie wróżył negocjacjom sukcesu. - O postępy będzie trudno, gdy Rosja przykłada Ukrainie broń do skroni – podkreślił szef amerykańskiej dyplomacji.
Nowy ład świata
- Rozmowy amerykańsko-rosyjskie są elementem kształtowania międzynarodowych relacji na nowo – podkreśla w rozmowie z WP Ryszard Schnepf, były ambasador Polski w Stanach Zjednoczonych. Dyplomata dodaje, że brak obecności przedstawicieli Ukrainy i Unii Europejskiej przy negocjacyjnym stole w Genewie jest widoczny, jednak podkreśla, że amerykańska administracja zapewnia o konsultowaniu ewentualnych decyzji z Europą.
Taki format rozmów zdecydowanie krytykują politycy Prawa i Sprawiedliwości. Były szef polskiej dyplomacji Witold Waszczykowski stwierdził, że "zgoda Amerykanów, żeby rozmawiać w innym kraju z Rosją, pachnie skompromitowaną konferencją z Monachium czy konferencją w Jałcie, kiedy decydowano m.in. o Polsce". Ryszard Schnepf uważa, że takie słowa są nieuprawnione.
- Porównania z Jałtą są obraźliwe dla strony amerykańskiej. Administracja Bidena zapewnia, że żadna decyzja wobec Europy nie będzie podjęta bez jej udziału. To prawda, że punktem zapalnym, który doprowadził do negocjacji, jest kwestia Ukrainy, ale zakres poruszanych tematów jest dużo szerszy. Chodzi m.in. o kontrolę zbrojeń, wpływy w Arktyce czy sytuację w Kazachstanie - dodaje dyplomata.
Były ambasador w Waszyngtonie podkreśla, że rozmowy są bardzo trudne, bo "rozbieżności obu krajów są potężne". - Żądania Rosji wobec Stanów Zjednoczonych są bardzo odległe od stanowiska Waszyngtonu, więc trudno spodziewać się, by doszło do przełomu w krótkim czasie. Sam fakt prowadzenia rozmów jest natomiast pozytywny, bo lepiej rozmawiać, niż się bić. Zalecałbym więc spokojne obserwowanie tego, co się dzieje, wsłuchiwanie się w detale, a nie wywoływanie paniki. Obie strony będą próbowały unikać definitywnych rozwiązań - zapewnia.
Rosja chce spychać Zachód do narożnika
W sukces negocjacji między USA a Rosją nie wierzy również Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, była ambasador Polski w Moskwie, obecnie dyrektorka Instytutu Strategie 2050. – Nie ma szans, by rozmowy w Genewie doprowadziły do porozumienia między Moskwą a Waszyngtonem. One mogą okazać się przełomowe w tym sensie, że Putin może doprowadzić do eskalacji sytuacji na Ukrainie, wykorzystując niepowodzenie negocjacji. Żądania postawione przez Moskwę są totalnie nie do przyjęcia przez Zachód, a po stronie rosyjskiej nie ma chęci, żeby konflikt rozwiązać – podkreśla.
Ekspertka zwraca jednak uwagę, że już obecna formuła rozmów, na która nalegała Moskwa, jest dla Kremla korzystna: - Plan Moskwy polega na tym, by ciągle osłabiać Zachód i spychać na coraz słabszą pozycję. Rosja chce nieustająco eskalować napięcie, unikając jednak radykalnych działań takich jak całościowa inwazja na Ukrainę. Bardziej prawdopodobna jest więc umiarkowana eskalacja, która Zachodowi pozwoli się łudzić, że dialogiem da się tę sprawę załatwić.
- Rozmowy nie odbywają się ze strony Zachodu z pozycji siły. Na stole nie leży żaden konkretny scenariusz odpowiedzi na ewentualną rosyjską eskalację konfliktu. Gdyby to były negocjacje podejmowane z poziomu siły, na przykład z listą pięciu konkretnych potencjalnych sankcji, to wówczas te rozmowy miałyby większy sens. W obecnej formule one już są formą koncesji wobec Moskwy, a Rosja odczytuje je jako kolejny dowód słabości Zachodu. Rosja dostaje sygnał, że szantaż militarny działa – wyjaśnia Pełczyńska-Nałęcz.
"Początek końca Putina"
Ryszard Schnepf zwraca jednak uwagę, że Kreml ma świadomość dotkliwych sankcji, które z pewnością zostaną nałożone w przypadku agresji na Ukrainę. Według dyplomaty obawa przed dotkliwymi konsekwencjami ekonomicznymi może powstrzymywać Rosjan przed agresją. - Dla Federacji Rosyjskiej zaatakowanie Ukrainy najprawdopodobniej oznaczałoby katastrofę ekonomiczną i polityczną, bo wywołałoby bardzo mocne sankcje ekonomiczne. Co prawda ucierpiałaby nie tylko rosyjska gospodarka, ale również europejscy partnerzy, którzy prowadzą z nią wymianę gospodarczą. Jednak wówczas nie byłoby innego wyjścia. Nie wykluczam, że to uderzenie mogłoby być początkiem końca Władimira Putina. Rosja będzie szukała innych satysfakcjonujących ją rozwiązań – mówi były ambasador.
Dyplomata jest przekonany, że Waszyngton nie zgodzi się na rozwiązania, które osłabiłyby bezpieczeństwo naszego regionu. - Stany Zjednoczone na pewno nie zdecydują się na wycofanie wojsk z Litwy, Łotwy, Estonii czy Polski. O tym nie może być mowy, bo to załamałoby całą strukturę NATO. Wizerunkowo ta sprawa z pewnością jest ważna dla administracji Bidena. Tym bardziej, że republikanie przyklejają jej etykietę miękkiej administracji, więc nie może sobie pozwolić na większe ustępstwa wobec Putina. Musi udowodnić, że hasło "America is back" [Ameryka wróciła – red.] realizuje się w rzeczywistości, a Stany Zjednoczone są liderem Zachodu - dodaje były polski ambasador w USA.
- Dotychczas Bidenowi udawało się cementować Zachód. Teraz nadszedł czas próby. Moskwa gra na to, by osłabić związki w ramach Unii Europejskiej oraz współpracę transatlantycką. Nie wolno do tego dopuścić. Po obu stronach negocjacyjnego stołu mamy doświadczonych dyplomatów. Waszyngton jest reprezentowany przez Wendy Sherman, którą znam osobiście. To jedna z najbardziej doświadczonych osób w amerykańskiej dyplomacji w obszarze rozbrojenia i deeskalacji konfliktów - wskazuje Ryszard Schnepf.
Moskwa marzy o koncercie mocarstw
Eksperci zwracają uwagę, że porównanie napięć między Wschodem a Zachodem do czasów zimnej wojny i kryzysu kubańskiego, nie jest właściwe. Robi to m.in. rosyjski negocjator w Genewie Siergiej Riabkow. Od 2008 r. pełni on funkcję wiceministra spraw zagranicznych i głównego zastępcy szefa rosyjskiej dyplomacji Siergieja Ławrowa.
- Porównania do zimnej wojny i kryzysu kubańskiego to element wojny psychologicznej. Buduje się w ten sposób napięcie i obniża oczekiwania drugiej strony. Rosja chciałaby powrócić do układu sprzed upadku komunizmu i znów odgrywać rolę głównego oponenta Stanów Zjednoczonych. Obecnie partnerów jest więcej: Chiny, Indie, Unia Europejska. Zawrócenie historii jest trudne, ale bez wątpienia jesteśmy świadkami kształtowania międzynarodowych relacji na nowo – komentuje Ryszard Schnepf.
Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz zwraca uwagę, że rozmowy są podzielone na kilka etapów: najpierw spotykają się przedstawiciele Waszyngtonu i Moskwy, później odbędą się negocjacje w formacie Rosja-NATO, a następnie w ramach OBWE. - To oznacza, że na żadnym etapie tych spotkań nie ma przedstawicieli Unii Europejskiej, co jest podnoszone przez przedstawicieli UE. To jest poważny problem, bo w przypadku eskalacji konfliktu, ewentualne sankcje ekonomiczne będą nakładane nie przez NATO czy OBWE, a przez Unię Europejską - wskazuje.
Co ciekawe od stycznia to Polska objęła przewodnictwo w Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. - Roczne przewodnictwo Polski w OBWE daje możliwość nadania odpowiedniego priorytetu tym rozmowom, dlatego nasz kraj – jeżeli dobrze to rozegra - może odegrać tu ważną rolę – mówi WP Pełczyńska-Nałęcz.