Teoria dwóch Franciszków. Jeden z nich kompromituje tego, który ma rację [OPINIA]
Patrząc na to, jak papież myli się w sprawie Ukrainy i jak miewa rację, gdy mówi o reformie Kościoła, trudno uwierzyć, że nie mamy do czynienia z dwoma różnymi Franciszkami. Niestety, Franciszek jest tylko jeden. Nawet w wypadku papieży sensowne wyczucie jednego tematu nie chroni przed opowiadaniem kompromitujących rzeczy w innym.
Ponad rok wojny w Ukrainie zmusił mieszkańców naszego regionu do zmiany oceny niejednego autorytetu z Zachodu. Wybitni intelektualiści, przenikliwi stratedzy, budzący szacunek politycy - "wielcy" tego świata w sprawie Ukrainy zaskakująco często przyjmowali narrację podawaną przez Kreml. Czasem stała za tym naiwność, czasem arogancja połączona z ignorancją, a czasem odmowa uznania podmiotowości narodów zamieszkujących ziemie między Niemcami a Rosją, ich prawa do wyboru własnej ścieżki rozwoju, sojuszy i geopolitycznej orientacji.
W tej grupie można wymienić czołowego niemieckiego filozofa Jürgena Habermasa, guru radykalnej anarchistycznej lewicy Noama Chomskiego czy współtwórcę planu polskich reform gospodarczych Jeffreya Sachsa. Na tej liście nie może też zabraknąć jeszcze jednego światowego lidera: papieża Franciszka.
Obecny biskup Rzymu od ponad roku nie jest w stanie zdecydowanie potępić rosyjskiej inwazji, dostrzec tego, kto jest w tej wojnie agresorem, a kto się broni. Franciszek wypowiada się tak, jakby obie strony były w równym stopniu winne wojny, a czasem wprost powtarza narrację Putina - np. mówiąc w maju zeszłego roku, że Putina do agresji skłoniło "szczekanie NATO pod drzwiami Rosji". Franciszek tłumaczył później, że tylko cytował słowa "pewnego światowego przywódcy", ale nawet biorąc pod uwagę ten kontekst, trudno bronić takich sformułowań.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jednocześnie Franciszek kompromitujący się - trzeba tu użyć tego słowa - w sprawie Ukrainy potrafi cały czas całkiem sensownie wypowiadać się na temat wewnętrznego życia Kościoła i konieczności reformy tej instytucji.
Franciszek nie wznosi barykad w obronie Jana Pawła II
Pokazuje to ostatni wywiad, jaki biskup Rzymu udzielił argentyńskiemu dziennikowi "La Nacion". Proszony o komentarz do spływających z Polski informacji o tym, że Jan Paweł II wiedział o przypadkach nadużyć seksualnych wśród katolickich księży i ukrywał je, Franciszek odpowiedział: "Musisz umiejscowić rzeczy w czasie, w którym do nich dochodziło. Anachronizm zawsze czyni zło. W tamtych czasach ukrywane było wszystko. […] Wcześniej rozwiązaniem było przeniesienie księdza w inne miejsce, a co najwyżej zmniejszenie jego roli, jeśli nie było inne opcji, ale bez skandalu".
Z jednej strony słowa te można odczytywać jako kolejną obronę Jana Pawła II: polski papież może i tuszował sprawy seksualnych nadużyć księży, w tym wobec dzieci, ale taka była wtedy powszechna praktyka, nie możemy do przeszłości przykładać współczesnych norm ("anachronizm zawsze czyni zło"). Jeśli to faktycznie miała być obrona, to dość specyficzna. Stawia ona bowiem Jana Pawła II, a jeszcze bardziej kierowaną przez niego instytucję w bardzo kłopotliwym świetle.
Mówiąc "wszystko było ukrywane", Franciszek przyznaje, że Kościół miał wielki problem z kulturą ochrony sprawców przemocy seksualnej, a Jan Paweł II - jako człowiek swoich czasów i swojej instytucji - był częścią tego problemu.
Reakcja Franciszka na informacje o polskim papieżu jest wzorem dojrzałości na tle tego, jak zachowuje się w tej sprawie polski obóz władzy. Franciszek nie stawia barykad w obronie "dobrego imienia Jana Pawła II", nie zaprzecza faktom, choć próbując osadzić je w kontekście ich czasów, relatywizuje ich moralną wymowę.
Tymczasem obóz Zjednoczonej Prawicy w reakcji na rzetelny i zadający uprawnione pytania reportaż TVN odpowiedział festiwalem histerii i paniki moralnej. Na jej fali nie tylko wezwał na dywanik ambasadora Stanów Zjednoczonych, ale przegłosował też w Sejmie kuriozalną uchwałę, która próbuje zamknąć debatę nad historyczną prawdą o Janie Pawle II, zanim zdążyła się ona na dobre rozpocząć.
Klerykalizm był zawsze problemem dla obecnego papieża
Taka, a nie inna postawa Franciszka nie jest przypadkowa. Od początku swojego pontyfikatu obecny papież wskazywał, że jednym z największym problemów Kościoła katolickiego jest klerykalizm: zestaw postaw i poglądów wynoszących kapłanów ponad wiernych, sprzyjających kastowej solidarności księży i stawianiu dobra instytucji kościelnej nad dobro ludzi.
Franciszek podkreślał, że odrzuca klerykalizm już na poziomie stylu, jaki przyjął na początku pontyfikatu. Jan Paweł II był papieżem-gwiazdą społeczeństwa masowego, gromadzącym tłumy na stadionach, błoniach i przed telewizorami. Benedykt XVI odszedł od stadionowej charyzmy Jana Pawła II, stawiając na dyskretną, monarszą dostojność. Franciszek w miejsce tego zaproponował jeszcze inny model papiestwa: papieża jako biskupa Rzymu bliskiego ludowi, ludziom prostym i ubogim.
Dystans papieża do klerykalizmu widać też we wspomnianym wywiadzie dla "La Nacion". Mówi tam o możliwości zniesienia celibatu, przypomina, że był on praktycznym wyborem Kościoła dokonanym w konkretnym miejscu i czasie, że nie jest istotą wiary.
Podobne sygnały sugerujące gotowość do daleko idącej reformy Kościoła - w kwestii autonomii lokalnych episkopatów, roli kobiet w Kościele, komunii dla rozwiedzionych osób żyjących w nowych związkach - papież Franciszek wielokrotnie wysyłał w trakcie dekady swojego pontyfikatu. Żadna z odważnych reform jak dotąd się jednak nie zmaterializowała.
Krytycy twierdzą, że papież tylko mówi o reformach, bo rozumie, że tak nakazuje wizerunkowy interes Kościoła. Ich zdaniem Franciszek tak naprawdę nie ma determinacji, by cokolwiek w nim realnie zmieniać, bo jest znacznie bardziej konserwatywny niż się przedstawia.
Jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący
Nawet gdyby tak było, to tym bardziej zdumiewa fakt, że Franciszek zachowuje się, jakby zupełnie nie rozumiał tego, jakie szkody kierowanej przez niego organizacji wyrządza jego postawa w sprawie Ukrainy. Obrońcy papieża wskazują jednak, że kluczową rolę w jego spojrzeniu na wojnę odgrywa latynoamerykańskie doświadczenie Franciszka.
Obecny biskup Rzymu jest nie tylko pierwszym papieżem z Globalnego Południa, ale też pierwszym, dla którego ten obszar - głównie Ameryka Południowa i Afryka - jest znacznie ważniejszy z punktu widzenia przyszłości Kościoła katolickiego niż Europa i Ameryka Północna. A wiemy, że elity i społeczeństwa Globalnego Południa, choć niekoniecznie wierzą Kremlowi, pozostają nieufne wobec zachodniej narracji o wojnie w Ukrainie.
Ale nawet biorąc na to poprawkę, niektóre słowa papieża o wojnie zdumiewają. W wywiadzie dla "La Nacion", gdy dziennikarka mówi Franciszkowi o zbrodni w Buczy, ten odpowiedział, że "ludobójstwo to określenie techniczne" i sprawę trzeba dokładnie zbadać, zanim się użyje tego terminu.
Nawet jeśli technicznie Franciszek ma rację, to podobne słowa uderzają moralną głuchotą i brakiem wrażliwości dla cierpienia Ukraińców. Przypominają one biblijną maksymę o "miedzi brzęczącej i cymbale brzmiącym" - podobnie jak wiele innych wypowiedzi i działań papieża z ostatniego roku.
Na przykład odmowa wizyty w Ukrainie bez jednoczesnej wizyty w Rosji, deklaracje papieża, że nie może opowiedzieć się po żadnej ze stron wojny - choć jest oczywiste, kto jest agresorem, a kto prowadzi sprawiedliwą wojnę obronną - czy zapowiadana na kwiecień wizyta na Węgrzech, u Viktora Orbána, najbardziej prorosyjskiego przywódcy w Unii Europejskiej.
Patrząc na to, jak papież myli się w sprawie Ukrainy i jak miewa rację, gdy mówi o reformie Kościoła - nawet jeśli to tylko PR-owy zabieg - trudno uwierzyć, że nie mamy do czynienia z dwoma różnymi Franciszkami. Niestety, Franciszek jest tylko jeden. Nawet w wypadku papieży sensowne wyczucie jednego tematu nie chroni przed opowiadaniem kompromitujących rzeczy w innym.
W Polsce Kościołowi - co piszę jako osoba zupełnie spoza tej instytucji - reforma dokonująca korekty klerykalizmu bardzo by się przydała, podobnie jak sensowna rozmowa o Janie Pawle II. Franciszek wydaje się być do niej zdolny bardziej niż polski Kościół przyspawany do tronu rządzącej prawicy. Niestety, to, co Franciszek mówi o Ukrainie, sprawia, że jego głos w tych kwestiach będzie najpewniej trafiał w Polsce w próżnię.
Czytaj też:
Jakub Majmurek dla Wirtualnej Polski