Tatry. Wzruszający gest chorwackich grotołazów. Telewizja pokazała, jak czekali spakowani do akcji w jaskini
Na wieść o wypadku w jaskini Wielkiej Śnieżnej spakowali liny, sprzęt i plecaki. Załatwili przelot rządowym samolotem. Chorwaccy ratownicy jaskiniowi byli gotowi przyjść z pomocą w trudnej akcji TOPR. - To nasi koledzy, my tam pójdziemy - mówili o uwięzionych grotołazach.
Nie milkną echa dramatycznej akcji ratunkowej TOPR w jaskini Wielkiej Śnieżnej w Tatrach. Niedawno telewizja RTL Chorwacja opublikowała reportaż o ratownikach jaskiniowych, którzy chcieli iść z pomocą polskim grotołazom. Sceny, jakie mogli zobaczyć widzowie, wzruszają.
- Jest opcja, aby nasi ludzie spróbowali przepchnąć się przez wąskie miejsca jaskini, dotrzeć bezpośrednio do grotołazów i zanieść im jedzenie. Oczywiście mamy też nurków, którzy obejrzeli zdjęcia jaskini. Mogliby pokonać ten zalany korytarz - powiedział Dinko Novosel z HGSS, chorwackiej służby ratownictwa jaskiniowego.
Robert Erhard, inny z ratowników zapewniał, że Chorwaci eksplorowali polską jaskinię i wiedzą, że na miejscu zastaną bardzo trudne warunki. Ratownicy udzielali wywiadu na tle worków ze spakowanym sprzętem. Mieli też zapewniony samolot z ministerstwa, którym planowali dolecieć na miejsce. Czekali tylko na sygnał, że mogą się przydać.
Podobne wsparcie zadeklarowali francuscy ratownicy z organizacji Speleo Secours. Obie grupy należą do najlepszych zespołów ratowników jaskiniowych w Europie. Mają na koncie wiele sukcesów.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Tatry. Jaskinia Wielka Śnieżna. Spory wokół decyzji naczelnika TOPR
Naczelnik TOPR nie zdecydował się na wykorzystanie zagranicznej pomocy. Nie dopuścił do jaskini Grupy Ratownictwa Jaskiniowego. Tłumaczył dziennikarzom, że wejście do jaskini innych ratowników byłoby ryzykowne, a korzyści z ich pomocy niepewne. Jednocześnie TOPR ponosiłby odpowiedzialność prawną za osoby uczestniczące w akcji ratunkowej.
Odrzucenie pomocy innych ratowników stało się gorącym tematem komentarzy. Emocje rosły, aż doszło do skandalu. Pojawiło się doniesienie do prokuratury zarzucające ratownikom TOPR błędne decyzje i nieudzielenie pomocy.
Aktualnie działania w jaskini Wielkiej Śnieżnej zmierzają już do wydobycia ciał grotołazów. - Na razie nie ma nowych istotnych wiadomości - poinformował Wirtualną Polskę TOPR.
Zobacz także: Największy park wodny w Europie powstaje w Polsce. Wiemy więcej o cenach biletów
Kontrowersyjny zapis w ustawie. Tylko TOPR i GOPR mogą ratować
"Niestety, obawa o różne interpretacje rzeczywistości prawnej spowodowała to, że wysokiej klasy specjaliści przez ponad tydzień oczekiwali w blokach startowych. Argumenty odsuniętych na boczny tor grotołazów były jasne. Po dwóch, trzech dniach woda opadła i grotołazi chcieli sprawdzić możliwość dotarcia do poszukiwanych partiami, które TOPR uznał za zbyt niebezpieczne" - komentuje w serwisie Góryonline.com Bogusław Kowalski, doświadczony instruktor taternictwa.
Dodał, że należy podjąć rozmowy na temat współpracy przy najtrudniejszych akcjach ratunkowych. Chodzi o przepisy ustawy o bezpieczeństwie ratownictwie w górach, które uprawniają do akcji ratunkowych jedynie TOPR i GOPR. "W tego typu działaniach taternicy jaskiniowi mają zdecydowanie większe umiejętności i być może dotarcie byłoby o wiele szybsze" - komentuje Kowalski.
Że zagraniczna pomoc ma sens, pokazały wyjątkowo trudne akcji w Tajlandii oraz jaskini Riesending w Niemczech. W tym drugim przypadku wykorzystano pomoc 700 ratowników z kilku krajów. W kronice polskich wypadków w jaskiniach taką pomoc odnotowano zimą 1987 roku, podczas akcji ratunkowej w jaskini Bystrej w Tatrach.
Tatry. Akcja, która była szokiem dla Polaków
Przy próbie pokonania zalanej partii jaskini tzw. syfonu zaginął wówczas nurek Aleksiej Petrujkić. Mimo nadludzkiego wysiłku ratowników GOPR, a także górników z kopalni Borynia nie udawało się do niego dotrzeć. Powstała linia energetyczna zasilająca pompy, które miały wypompować wodę z jaskini. Próbowano wywiercić nowy korytarz do miejsca, gdzie mógłby znajdować się nurek.
Ratowników wielokrotnie dopadało zniechęcenie, aż po trzech tygodniach uznano sytuację za beznadziejną. Nie można było jednak pozostawić martwego nurka w jaskini. Wypływająca z niej woda zasilała ujęcia wody dla miasta Zakopane. Wówczas kierownik akcji poprosił o pomoc ratowników jaskiniowych z Francji. W ciągu jednej doby dotarli oni do miejsca zaginięcia nurka. Ratownik Christian Locatelli w pierwszym nurkowaniu odnalazł ciało ofiary.
Następnie Francuzi zainkasowali wynagrodzenie z ministerstwa, spakowali sprzęt i odlecieli. Według relacji obserwatora akcji jej efekt był szokiem, który wymusił powstanie profesjonalnych służb ratownictwa jaskiniowego w Polsce.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl