PolitykaTak przyjmowano ustawę, która pozwoliła na niekontrolowaną wycinkę drzew

Tak przyjmowano ustawę, która pozwoliła na niekontrolowaną wycinkę drzew

Ustawę można zmienić, ale wyciętych drzew się nie przywróci. Jarosław Kaczyński zapowiedział modyfikacje w prawie, które pozwala na niekontrolowaną wycinkę drzew. Ale sam za tym głosował. A jego ludzie w ekspresowym tempie przeprowadzili projekt Jana Szyszki przez Sejm.

Tak przyjmowano ustawę, która pozwoliła na niekontrolowaną wycinkę drzew
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta | Sławomir Kamiński

21.02.2017 | aktual.: 21.02.2017 12:43

Jarosław Kaczyński orzekł, że trzeba zmienić prawo, które pozwala na niekontrolowaną wycinkę drzew. W ostatnich dniach internet, a później media, obiegły fotografie ogołoconych skwerów i prezes Kaczyński zobaczył, jakie są skutki przyjętego przez Sejm prawa, mówi nawet o jakimś tajemniczym lobbingu.

Ale jeśli rzeczywiście tak było, to on sam mu uległ, bo za projektem głosowało 236 posłów. Nie ma imiennych wyników, bo ustawę przyjęto 16 grudnia w Sali Kolumnowej, tuż przed godziną 23. Jednak z sejmowej arytmetyki i przebiegu wcześniejszych głosowań wynika, że Kaczyński musiał podnieść rękę "za".

Szyszko napisał posłom ustawę

Interesujący jest wcześniejszy przebieg prac nad ustawą. Zresztą to nie było pierwsze podejście - Ministerstwo Środowiska już wcześniej chciało zmienić prawo, ale w obowiązkowych konsultacjach społecznych sprzeciwili się samorządowcy. Ale i z tym sobie poradzono - ustawa trafiła do parlamentu jako projekt poselski, przy którym konsultacje nie są wymagane. Podpisało się pod nim 86 parlamentarzystów PiS.

7 grudnia projekt trafił do Sejmu, szybko przekazano go do procedowania, a komisja rozszerzyła swój porządek obrad o dyskusję nad ustawą. Poseł Jan Ardanowski z PiS, który prezentował ustawę przyznał, że powstała ona we współpracy z resortem Jana Szyszki. - Stąd też przy omawianiu poszczególnych zapisów ustawy o lasach będę prosił, aby pan minister pomógł mi w wyjaśnieniu pewnych kwestii, które mogą być przedmiotem pytań państwa posłów - mówił poseł Ardanowski.

Polityk skupiał się na terenach wiejskich, mówił o problemach, które napotykają rolnicy chcący uporządkować posesje. Tłumaczył też, że zmiany "zabezpieczają ochronę przyrody, która jest naszą wspólną troską i naszą wspólną wartością". Także inni posłowie PiS zachwalali ustawę, powołując się m.in. na święte prawo własności (o dziwo te argumenty nie padały, gdy ograniczano możliwość sprzedaży ziemi rolnej).

Ale kiedy posłanka PO Gabriela Lenartowicz chciała, by przeprowadzić wysłuchanie publiczne i szerokie konsultacje, nie zyskała poparcia nawet swoich koleżanek i kolegów z partii, którzy zgodzili się na ekspresowe tempo. Nie przeciwstawiał się też szef komisji Stanisław Gawłowski, który przekazał kierownictwo posłance PiS Annie Paluch. To pod jej kierunkiem komisja szybko przyjęła poprawki i przeszła do kolejnego punktu.

Sejmowy ekspress

Już następnego dnia projekt, głosami posłów PiS, włączono do porządku obrad. I podobnie jak na posiedzeniu komisji, rządzący chwalili ustawę, a przedstawiciele opozycji narzekali na błyskawiczne tempo prac nad nią. Ewa Lieder z Nowoczesnej zwracała uwagę, że drzewa mają niebagatelne znaczenie dla czystości powietrza w miastach.

Następnego dnia miało się odbyć głosowanie nad ustawą. I odbyło się, choć kilka godzin później i w innych warunkach niż zwykle. Po proteście opozycji marszałek Sejmu Marek Kuchciński przeniósł głosowania do Sali Kolumnowej, gdzie PiS jednogłośnie przyjęło projekt, przekazując go do Senatu.

Senat i Duda bez uwag

Izba refleksji, jak jest nazywany Senat, nie zdobyła się refleksję i nie zdecydowała się na wniesienie żadnych poprawek - przyjęto ustawę w takim kształcie, jaki nadali jej posłowie. W związku z tym "Lex Szyszko" nie musiało wracać do Sejmu, który zawsze musi rozpatrzyć poprawki Senatu, ale wysłano je bezpośrednio do prezydenta.

Andrzej Duda nie zastanawiał się zbyt długo, bo już 28 grudnia podpisał ustawę. Tak więc od wpłynięcia projektu do Sejmu do jego podpisania przez prezydenta minęły dokładnie trzy tygodnie. Oczywiście to nie rekord, ale zwykle ekspresem przyjmowano ustawy o charakterze politycznym (np. związane z Trybunałem Konstytucyjnym), a nie typowo techniczne.

Jak widać to był błąd, bo przyjęte naprędce prawo już wyrządziło ogromne szkody - nie tylko dla wizerunku PiS, ale przede wszystkim dla przyrody. I jeszcze wyrządzi, bo choć Jarosław Kaczyński zapowiedział zmiany, do czasu ich przyjęcia piły łańcuchowe będą pracować bez przerwy. A wycięte drzewa uda się zastąpić dopiero za kilka-kilkanaście lat.

Zobacz także
Komentarze (24)