Skuteczne i oszałamiająco precyzyjne. Ukraińcy robią cuda z zachodnim sprzętem
Ukraińcy pokazują, że znakomicie potrafią dostosować się do wymagań frontu. Modyfikacji sprzętu nie powstydziłaby się Drużyna A. Wynieśli je jednak na zupełnie niespotykany poziom. To już nie tylko tworzenie pojazdów rodem z Mad Maxa.
W 2014 roku, kiedy Rosja rozpoczęła nielegalną aneksję ukraińskich ziem, Siły Zbrojne Ukrainy były w rozsypce. Lata zaniedbań spowodowały, że sprzęt był przestarzały, zaniedbany, a struktura organizacyjna skostniała. Ukraińcy nie mieli środków ani możliwości, aby obronić kraj przed inwazją. Wówczas seryjnie pojawiały się opancerzone cywilne pojazdy rodem z filmów George'a Millera.
Ukraińcy wykorzystali ostatnie osiem lat na modernizację swojej armii, a dostawy zachodniego sprzętu wyniosły ją ponad militarną przeciętność. Dziś częściej dziwne konstrukcje można spotkać po rosyjskiej stronie frontu. Owszem, po obu stronach nadal pojawiają się modyfikacje posiadanego sprzętu. Jednak Ukraińcy wynieśli je na zupełnie inny poziom i nie są to już stalowe płyty przyspawane do kabin i burt ciężarówek. Teraz częściej niż spawarka przydają się komputer i specjalistyczne oprogramowanie. Choć zwykły haczyk i uchwyt na puszki nadal znajdą zastosowanie.
Z cywila do wojska
Już przed sześcioma laty powstała grupa cywilnych ochotników, którzy nazwali się Aerorozwidka i zajęli dostosowywaniem komercyjnych dronów do zadań militarnych. Modernizacje w tańszych dronach obejmowały przede wszystkim przedłużenie zasięgu i zainstalowanie odpowiedniej optyki, w tym systemów termowizyjnych.
Wkrótce, po wybuchu pełnoskalowej wojny, pojawiły się wyrzutniki drukowane w 3D. To one odpowiadają za zrzuty granatów z oszałamiającą wręcz precyzją.
Bezzałogowce wyposażone w drukowane wyrzutniki są w stanie przenosić ładunki, które można zrzucać sekwencyjnie. Dzięki temu Ukraińcy mogą podczas jednego lotu atakować kilka celów albo zrzucać ładunki salwą.
To te bardziej zaawansowane modyfikacje. W polowych nadal można spotkać się z najprostszym wyrzutnikiem robionym z uchwytu samochodowego na kubki, haczyków czy taśmy samoprzylepnej. Dzięki temu można zrzucać wszelkiego rodzaju granaty ręczne, moździerzowe czy pociski z 40 mm granatników automatycznych.
Najczęściej Ukraińcy wykorzystują quadrocoptery chińskiej produkcji DJI Mavic w różnych wersjach. Takie drony można zestrzelić równie łatwo jak ich odpowiedniki zaprojektowane przez wojsko, jednak jest to mniejszy problem, biorąc pod uwagę ich niski koszt.
Jednak i tych dedykowanych nie omijają modyfikacje - zarówno fabryczne, jak i polowe. Dron PD-2, który uderzył w rafinerię w Nowoszachtyńsku w czerwcu, otrzymał zmodyfikowane wyrzutniki, które napędzane są bateriami od e-papierosów. Są tańsze, łatwiej dostępne i równie skuteczne jak te certyfikowane.
Jak zniszczyć radary?
Dotychczas specjalistyczne jednostki przeznaczone do niszczenia stacji radarowych utworzyli jedynie Amerykanie i Izraelczycy. Zdolność do przenoszenia pocisków przeciwradarowych posiadają jeszcze włoskie Tornada, jednak nie są to dywizjony przeznaczone konkretnie pod to zadanie.
Teraz dywizjon tzw. Dzikich Łasic pojawił się także w Ukrainie. Ukraińcy nie posiadają wyspecjalizowanych wersji samolotów F-16. Musieli dostosować posiadane już maszyny.
Ukraińcy wybrali do roli Dzikich Łasic myśliwce przewagi powietrznej MiG-29 w wersji 9.13. Mają one powiększony grzbiet kadłuba, w którym znajduje się stacja zakłócania wiązki radarowej Gardenia i odbiorniki stacji ostrzegawczej przed opromieniowaniem radarowym. Być może z tego powodu do modernizacji wybrano akurat te egzemplarze. Zapewne połączenie starych radzieckich systemów ostrzegania, które wskazują kierunek, z jakiego samolot został opromieniowany, i głowicy HARM-a wystarczają, aby niszczyć rosyjskie radary.
Ukraińcy na razie nie posiadają w swoich MiG-ach odpowiedniego wyposażenia, by wykrywać radar przeciwnika. Korzystają więc z samego pocisku jako wykrywacza. Głowica WGU-2 może samodzielnie wykryć pracujący radar i automatycznie skierować się w jego stronę. Nawet, gdy radar zostanie wyłączony, to pocisk zapamiętuje jego pozycję i tam uderza. Prędkość HARM-a, ponad 2500 km/h, gwarantuje, że załoga stacji nie zdąży zmienić stanowiska przed uderzeniem.
Na filmie z jednego z pierwszych uderzeń w kabinie pilota widoczny jest zwykły cywilny tablet, na którym prawdopodobnie znajdują się dane pozwalające zintegrować amerykańskie i postsowieckie wyposażenie. Okazało się, że niewiele potrzeba, aby skutecznie powstrzymać Rosjan.
Cicha wojna na wodzie
Ukraińskie działania na wodach Dniepru i u wybrzeży Krymu nie są zbyt medialne, nie licząc ataków przy wykorzystaniu powietrznych i morskich bezzałogowców. Walki w dorzeczu Dniepru i Prypeci w pierwszych tygodniach wojny wykazały, że posiadanie lekkich jednostek i okrętów rzecznych jest dość istotne. Stąd Siły Zbrojne Ukrainy posiadają dwie brygady Jegrów i jednostki rzeczne - zarówno dedykowane, jak i doraźnie przystosowywane do działań. Prócz kutrów artyleryjskich proj. 58155 typu Giurza, na rzekach pojawiły się uzbrojone jednostki cywilne.
Zostały one odpowiednio wyposażone i zmodyfikowane, aby móc sprostać operacjom na płytkich wodach i wypełnić lukę w oczekiwaniu na dostawy amerykańskich jednostek typu Sea Ark Dauntless, Mark VI i Defiant-40. W sumie zza oceanu n Ukrainę ma dotrzeć około 60 jednostek tych typów. Na 16 sztukach Mark VI i Dauntlessach marynarze już się szkolą w rejonie, który przypomina ujście Dniepru.
Na razie w operacjach u ujścia Dniepru i na samej rzece wojska specjalne wykorzystywały łodzie półsztywne, tzw. RIB, które zostały wyposażone w granatniki automatyczne 40 mm, a ich silniki i stanowiska sterowe zostały opancerzone, podobnie, jak to ma miejsce w amerykańskich szturmowych kutrach rzecznych SOC-R.
Na większych jednostkach można zauważyć również specjalistyczne wyposażenie, jak znane właśnie z amerykańskich jednostek sześciolufowe działka GAU-17 czy systemy FLIR pracujące w podczerwieni. Pozwoliło to na skuteczne paraliżowanie rosyjskiej komunikacji w dolnym biegu Dniepru i przeprowadzenie operacji desantowej w Zatoce Dnieprzańskiej. W najbliższych miesiącach zapewne pojawią się na wodach wokół Krymu.
Taktyka wykorzystania szybkich łodzi na rzekach nie zmieniła się od czasów I wojny światowej. Ich cel to dostarczyć niewielki oddział mający opanować strategiczny obiekt na rzece lub w jej pobliżu i dać desantowi wsparcie ogniowe. Znakomitym przykładem użycia SOC-R była operacja Iraqi Freedom, podczas której załogi jednostki SBT 22 dostarczyły komandosów, którzy zajęli strategiczne tamy na Tygrysie i Eufracie. Wówczas łodzie zostały zrzucone z powietrza. Prócz tego wspierały wszystkie operacje specjalne nad brzegiem rzek Iraku.
Ukraińcy czerpią z tych doświadczeń pełnymi garściami i dostosowują do tego swoje jednostki. Rosjanie przekonali się na Polesiu, że ich brak znacznie utrudnił operację. Na południu dość szybko musieli ściągnąć kutry artyleryjskie proj. 1204 typu Trzmiel, które są mocno przestarzałe. W zasadzie zatrzymały się na poziomie lat 90. i bliżej im do kutrów proj. 1125, które w 1943 i 1944 roku walczyły na Morzu Czarnym, Azowskim i Dnieprze.
Zobacz też: Ukraińska załoga haubicy 2S1 Goździk w akcji. Pokazali moment ataku
Polowe modernizacje
W pierwszych tygodniach wojny, kiedy Ukraińcy bronili się ze wszelkich sił, nie były im obce koktajle Mołotowa, kusze wystrzeliwujące wszelkiego rodzaju pociski czy przeróbki ręcznych granatników przeciwpancernych RPG -7 do strzelania pociskami moździerzowymi kal. 82 mm z głowicą odłamkową tak, aby mogły razić nie tylko cele opancerzone, ale także siłę żywą.
Im bardziej sytuacja przechylała się na stronę Ukrainy, tym mniej na froncie pojawiało się chałupniczych przeróbek, a można było zauważyć w miarę seryjne produkty jak pick-upy przebudowane na lekkie nośniki wyrzutni przeciwpancernych albo przeciwlotniczych.
Szczytem ukraińskich modyfikacji jest oczywiście integracja pocisków HARM z posowieckimi myśliwcami i pocisków przeciwpancernych z niemal każdym typem pojazdu opancerzonego, jaki posiadają. O tempie i skali przeróbek może poświadczyć porównanie z polskimi pracami nad integracją pocisków przeciwpancernych Spike z Kołowymi Transporterami Opancerzonymi Rosomak, która trwa od dekady.
Wkrótce Ukraińcy ponownie mogą zaskoczyć swoją pomysłowością w modyfikacjach zachodniego sprzętu i jego integracją z wyposażeniem odziedziczonym po ZSRR. Na Ukrainę mają dotrzeć kolejne typy wyposażenia, do których używania ukraińskie lotnictwo nie jest przystosowane. Zapewne w tej chwili trwają prace, których wynik znów zaskoczy Rosjan.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski