Niebywała zbieżność współrzędnych. Sieć huczy od teorii. Oto prawda
Tuż po eksplozji w Przewodowie pojawiły się informacje, że rosyjskie pociski "zabłądziły" i spadły na terytorium Polski. Niedługo później do walki ruszyły internetowe trolle, publikując różnego rodzaju teorie. Czasem całkowicie oderwane od rzeczywistości.
Od ponad miesiąca Siły Zbrojne Federacji Rosyjskiej kontynuują ataki terrorystyczne na ukraińskie miasta. Wtorkowe uderzenie było najsilniejszym, jakie przypuścili od początku wojny. W sumie Rosjanie wystrzelili we wtorek ok. 100 pocisków. Co najmniej drugie tyle wystrzeliła ukraińska obrona przeciwlotnicza.
Prawdopodobnie jeden z ukraińskich pocisków przeciwlotniczych, lub jego elementy, spadł na suszarnię zboża w Przewodowie, zabijając dwóch mężczyzn. W sieci natychmiast pojawiły się różnego rodzaju domysły i teorie spiskowe. Śledztwo jednak nadal trwa. Zarówno Rosja, jak i Ukraina nie przyznają się do wystrzelenia rakiety, która mogłaby spaść na Polskę. Kijów prosił o możliwość dołączenia swoich śledczych do grupy pracującej w Przewodowie.
Nadal w sieci pojawiają się teorie, że to zabłąkana rosyjska rakieta, a jej uderzenie na terytorium Polski wynika z błędu i bałaganu wśród rosyjskich żołnierzy. Mieli oni bowiem źle wpisać koordynaty celu. Specjaliści z grupy zajmującej się wybieraniem celów i programowaniem pocisków mieli wpisać w ustawienia długość geograficzną Kijowa i szerokość geograficzną Lwowa. Ten błąd miał sprawić, że rakieta zabłądziła.
Na pierwszy rzut oka wydaje się to całkiem prawdopodobne. Jednak jedynie dla laików i trolli powielających fałszywe informacje, jak poderwanie polskich myśliwców z lotniska w Tomaszowie Lubelskim. Nie było to możliwe choćby dlatego, że w rostoczańskim mieście nie ma ani lotniska, ani żadnej bazy wojskowej.
1. "Rosyjska rakieta"? Nie: rakieta rosyjskiej produkcji
Polski rząd poinformował, że na Polskę spadła rakieta rosyjskiej produkcji. Nie jest to jednak równoznaczne z tym, że została wystrzelona przez Rosjan. Wstępnie resztki pocisku zostały rozpoznane jako części pocisku rakietowego 5W55, pochodzącego z systemu przeciwlotniczego S-300, który używany jest przez obie strony konfliktu.
W zależności od wersji, pociski mają zasięg od 47 do ponad 200 km. Niektóre źródła informują, że mogą pokonać nawet 300 km w wersji o przedłużonym zasięgu. Mogą przenosić głowicę bojową o masie 130-150 kg,
- Precyzyjne rosyjskie pociski manewrujące, służące do ataków na cele naziemne, przenoszą prawie pół tony materiałów wybuchowych, więc skala zniszczeń byłaby znacznie większa - wyjaśnia Jakub Link-Lenczowski, wydawca serwisu militarnego MILMAG.
Lej, jaki pozostawił wybuch, sugeruje, że raczej nie była to głowica tej wielkości. Co zadaje kłam twierdzeniu o błędnych koordynatach.
To kolejny dowód, że wybuchu po polskiej stronie nie wywołał błąd w programowaniu pocisku.
- Wprawdzie pojawiły się ukraińskie doniesienia, że Rosjanie modyfikują pociski S-300, aby te naprowadzały się na cele naziemne, jednak nieliczne zdjęcia z miejsca upadku wskazują raczej na uderzenie szczątków rakiety niż detonację około 150 kg głowicy pocisku przeciwlotniczego - dodaje ekspert.
2. "Błędne koordynaty"? Oto jak działa naprowadzanie
Istnieje kilka sposobów naprowadzania pocisków rakietowych. Rosyjskie precyzyjne pociski wykorzystują choćby aktywne radary, nawigację GLONASS czy nawigację inercyjną. Przykład podawany przez internautów nie jest możliwy, ponieważ w system nie jest wprowadzany tylko punkt docelowy.
Odpowiednim złączem wprowadza się koordynaty z komputera. Są to dane dotyczące nie tylko punktu docelowego, ale także tzw. waypointów, czyli punktów, w których pocisk zmienia kierunek lotu, aby ominąć systemy obrony przeciwlotniczej.
Już na etapie planowania misji system "wyrzuciłby" błąd, jeśli pojawiłyby się koordynaty, które znajdują się na granicy zasięgu, lub tor lotu wyda mu się odbiegający od normy.
Co jednak jest ważniejsze, w system nawigacyjny nie są wgrywane koordynaty zaczerpnięte z GPS, ale te oparte na siatkach koordynatów, która nie pokrywa się z danymi geograficznymi. Trudno więc, by powodem wybuchu były błędnie wpisane szerokości i długości geograficznej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tylko w przypadku tak naprowadzanego pocisku mógłby wystąpić tego typu błąd. Wielkość leja po eksplozji i szczątki pozostawione na miejscu świadczą o tym, że nie był to pocisk naprowadzany przy pomocy nawigacji satelitarnej GLONASS.
- Zgodnie z udostępnionymi zdjęciami na terenie Polski spadła rakieta przeciwlotnicza kompleksu S-300. Nie przesądzając, kto odpalił pocisk, warto podkreślić, że tego typu rakiety do namierzania celów powietrznych używają półaktywnego systemu radarowego, a nie - nawigacji satelitarnej - wyjaśnia Link-Lenczowski.
Po wybuchu media społecznościowe zalała fala informacji, które w większości przypadków były całkowicie błędne, kłamliwe i manipulujące opinią publiczną. Począwszy od informacji, że pocisk S-300 mógł zostać wystrzelony z Białorusi, co oznaczałoby, że z dużym prawdopodobieństwem nie byłby w stanie dolecieć do Przewodowa, aż po rosyjską narrację, że był to atak Ukrainy, która chce wciągnąć NATO w wojnę przeciwko Rosji.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski