Dzwonił przed każdym atakiem. Tak ujawniono, kto za nimi stoi
Wydłuża się lista Rosjan, którzy mają szansę stanąć przed międzynarodowym trybunałem. Bez dwóch zdań trafią na nią "inżynierowie śmierci", których nazwiska ujawnił międzynarodowy zespół dziennikarzy. Ale personalia osób, które odpowiadają za ataki, to niejedyne odkrycie. - Jestem zaskoczony rosyjskim systemem - ocenia ekspert, który przyjrzał się pracom zespołu.
30.10.2022 | aktual.: 29.11.2022 10:37
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dziennikarze serwisów Bellingcat, The Insider i Der Spiegel przeanalizowali dane z pierwszych miesięcy wojny, które wykazały, że Rosjanie dysponują specjalnym zespołem, który zajmuje się opracowywaniem listy celów, które mają być zaatakowane przy pomocy precyzyjnych pocisków rakietowych.
Analiza rozmów telefonicznych gen. por. Roberta Baranowa, szefa Głównego Centrum Informatycznego Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej od 24 lutego do końca kwietnia 2022 roku wykazała, że każdorazowo przed wystrzeleniem pocisków manewrujących otrzymywał telefony od podpułkownika Igora Bagniuka, pracownika Centrum.
Kiedy dziennikarze bliżej przyjrzeli się Bagniukowi, okazało się, że kieruje zespołem 33 osób, które analizują dane i wybierają cele ataków. Z niektórymi z nich skontaktowali się reporterzy. Wszyscy oni zaprzeczyli, że pracują dla wojska. Jeden miał być kierowcą. Inny stwierdził, że jest rolnikiem i nigdy nie miał nic wspólnego z informatyką. Większość nie odebrała telefonów. Dwie osoby potwierdziły, że służą w oddziale, ale "nie są w stanie bezpiecznie przekazać informacji".
Zaprzeczenia nic nie dały. Wszystkie te osoby udało się zidentyfikować na podstawie fotografii, którą można było znaleźć na oficjalnych kanałach Ministerstwa Obrony. Grupa dzieli się na trzy zespoły. Pierwszy odpowiada za systemy lądowe, drugi za morskie, trzeci za lotnicze.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dowódcą dziesięcioosobowego zespołu odpowiedzialnego za programowanie lądowych systemów Iskander jest kapitan Aleksiej Michajłow. Za największy zespół, dwunastoosobowy, który zajmuje się morskimi systemami Kalibr, odpowiada major Matwiej Liubawin. Jedenastoosobowym zespołem, który programuje lotnicze pociski Ch-101 dowodzi mjr Andriej Iwaniutin.
- Jeśli faktycznie za wskazywanie celów i programowanie ataków pociskami manewrującymi i balistycznymi odpowiada jedna grupa osób w Moskwie, oznacza to skrajną centralizację systemu dowodzenia - zauważa dr Michał Piekarski, specjalista ds. Bezpieczeństwa z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Wszyscy pracownicy są oficerami. Głównie starszymi porucznikami i kapitanami, którzy kończyli albo Akademię Wojskową Strategicznych Sił Rakietowych pod Moskwą, albo Instytut Inżynierii Morskiej w Puszkinie na przedmieściach Petersburga.
Kluczowe kontakty
Sam ppłk Bagniuk rzadko kontaktował się z gen. Baranowem. Jednak ich rozmowy telefoniczne miały miejsce w kluczowych momentach rosyjskich ataków. Pierwsza zarejestrowana rozmowa miała miejsce 13 marca. Tego dnia rozmawiali dwa razy pomiędzy 10:00 a 10:30. Kilka godzin wcześniej Rosjanie przeprowadzili jedno z największych uderzeń rakietowych podczas wojny.
Na poligon i centrum szkoleniowe w Jaworowie pod Lwowem zostało wystrzelonych 30 rakiet Ch-101 i Kalibr. 22 rakiety udało się przechwycić ukraińskiej obronie przeciwlotniczej. Osiem trafiło w cel. Zginęło co najmniej 35 osób a rannych zostało 134. Prawdopodobnie Bagniuk wówczas meldował o wynikach ataku.
Z kolei 10 września Bagniuk dzwonił do szefa zespołu, kierującego uderzeniami systemów lądowych, kpt. Michajłowa. Następnego dnia przy pomocy Iskanderów zostały zaatakowane ukraińskie centra dowodzenia i logistyczne w Donbasie. Tego dnia wystrzelone zostały także Ch-101 i Kalibry, a 12 września Bagniuk znów rozmawiał z gen. Baranowem.
Później, przez dwa tygodnie, do 2 października, nie odnotowano żadnych połączeń, co jest również zgodne z brakiem doniesień o użyciu pocisków manewrujących. Według ukraińskich oficerów, sugeruje to, że planowanie uderzenia terrorystycznego z 10 października, w którym zginęło około 20 cywili, a ponad 130 zostało rannych, rozpoczęło się około tydzień wcześniej. Także nie był to odwet za uszkodzenie Mostu Krymskiego, a planowany z premedytacją atak terrorystyczny.
Programowanie pocisków
Od lat 80. XX wieku systemy naprowadzania precyzyjnych pocisków niewiele się zmieniły pod względem działania i zasad programowania przebiegu misji. Wszystkie one i tak wywodzą się jeszcze z prac moskiewskiego Centrum Badań Naukowych Technologii Komputerowych i charkowskiego Zjednoczenia Naukowo-Produkcyjnego Charton.
Sam proces programowania nie zmienił się zbytnio. Różnica polega na tym, że 40 lat temu do zapisu danych wykorzystywano taśmy perforowane, a dziś przesyła się je za pomocą łączności bezprzewodowej bezpośrednio, w przypadku systemu Iskander, do wozu dowodzenia baterii, gdzie dowódca baterii wprowadza je do systemów pokładowych rakiet. Po odpaleniu pocisk leci zgodnie z zaprogramowaną trasą.
Nim to jednak nastąpi specjalny zespół programistów i analityków wybiera cele do zniszczenia i na podstawie danych wywiadowczych opracowuje trasę, która pozwoli ominąć środki przeciwlotnicze przeciwnika. Przypomina to nieco skrzyżowanie wszelkiego rodzaju symulatorów i gier strategicznych. Żołnierze najpierw prowadzą wirtualne uderzenie, analizując wszelkie możliwe przeszkody i wersje trasy. Kiedy ta zostanie opracowana i wielokrotnie sprawdzona przez symulacje komputerowe, wysyłana jest do dowódców odpowiedzialnych za ich wprowadzenie do systemu i odpalenie pocisków.
- U nas - mówi ukraiński oficer - cele wybierają dowódcy frontów. Są najlepiej rozeznani, bo mają swoje informacje i te dostarczone przez centralny wywiad. Sztab opracowuje plan uderzenia, potem idzie do dowódców brygad i tak dalej.
Centralne planowanie ataków
Rosjanie od początku wojny stawiają na scentralizowane dowodzenie. Do tego stopnia, że batalionowymi grupami bojowymi bezpośrednio dowodzili pułkownicy, jadący na czele kolumn. Jest to także związane z tym, że Rosjanie posiadają bardzo słabo rozwiniętą łączność na każdym szczeblu dowodzenia.
- Jestem zaskoczony rosyjskim systemem - mówi dr Piekarski. - Na przykład brygady lądowych systemów Iskander są w strukturze Sił Zbrojnych ulokowane na szczeblu okręgów wojskowych. Tymczasem dowodzący na określonym szczeblu nie ma możliwości samodzielnego decydowania o użyciu swoich sił i realizacji zadań - zauważa.
- Skrajna centralizacja oznacza przy tym małą elastyczność i wysokie ryzyko popełnienia błędów - dodaje ekspert.
O ile niektóre uderzenia, jak park, za którym znajduje się wieża telewizyjna, można faktycznie uznać za błąd systemu naprowadzania, tak ataki w godzinach szczytu na miejskie place, skrzyżowania, na których stały samochody osobowe i parkingi centrów handlowych, ciężko uznać za przypadkowe. Zwłaszcza, że miały miejsce w tym samym czasie.
Ataki z 10 października udowodniły, że wcześniejsze ataki na cywilną infrastrukturę nie były przypadkowe. Cele wybiera grupa ppłk. Bagniuka, która też opowiada za przygotowanie danych do ataku. Na szczęście Rosjanom pozostaje coraz mniej pocisków.
Inżynierowie śmierci
Przed wojną Kreml dysponował 1844 pociskami do prowadzenia precyzyjnych ataków. Dotychczas wystrzelono na Ukrainę 1235 rakiet, Rosjanom z przedwojennych zapasów zostało 609 pocisków. Nawet biorąc pod uwagę wojenną produkcję, obecne zapasy nie przekraczają 700 sztuk. Stąd właśnie obecnie ataki przeprowadzane są głównie przy pomocy amunicji latającej.
- Zmiana priorytetów w atakach pokazuje, że Moskale nie mają już pomysłu, co zrobić - mówi major ukraińskiej armii. - Nie zniszczyli logistyki. Nie zniszczyli warsztatów. Nie zostało im nic innego, jak strzelać do ludzi.
Nie wiadomo, czy grupa Bagniuka opracowuje także cele do uderzeń irańskich bezzałogowców, czy też na ich rzecz pracują inni ludzie. W każdym razie programiści z Głównego Centrum Informatycznego Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej bezpośrednio odpowiadają za śmierć setek ukraińskich cywili. Coraz bardziej wydłuża się lista Rosjan, którzy mają szansę stanąć przed międzynarodowym trybunałem.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski