"Wielki hałas i huk". Kolejne skuteczne uderzenia w rosyjskie miasto

Rosyjski Biełgorod stał się miastem niemal "frontowym". Praktycznie każdego tygodnia atakowane są bazy, centra logistyczne i poligony wokół miasta. Mieszkańcy skarżą się na "wielki hałas i huki", które powodują, że "nie mogą spać".

Pożar w obwodzie biełgorodzkim
Pożar w obwodzie biełgorodzkim
Źródło zdjęć: © Telegram, GoogleMaps

Biełgorod leży zaledwie 40 km od północnej granicy z Ukrainą. Ze względu na niewielką odległość od głównych kierunków natarcia na Charków i Kijów od samego początku rosyjskiej inwazji stanowi ważne centrum logistyczne dla wojsk Putina. Na biełgorodzkim lotnisku stacjonują bombowce i myśliwce, które wspierają wojska walczące w Ukrainie. Codziennie lądują transportowce pełne wyposażenia i zmobilizowanych.

Kluczowy punkt dla Rosjan

- Armia Ukrainy od pewnego czasu walczy z przeciwnikiem starając się zniszczyć jego logistykę i bezpośrednie zaplecze jednostek frontowych. Osiąga w ten sposób dwa cele. Pierwszy z nich to paraliżowanie rosyjskich działań ofensywnych. Drugi - w nieco dalszej perspektywie - to osłabienie przeciwnika i umożliwienie ukraińskim żołnierzom kontrataku przy jak najmniejszych stratach własnych – wyjaśnia Jakub Link-Lenczowski, wydawca Militarnego Magazynu MILMAG.

W Biełgorodzie znajduje się kluczowy węzeł kolejowy, baza paliw i ośrodki poligonowe. Ataki na nie paraliżują logistykę Rosjan, co zdaniem eksperta ma wymierne znaczenie dla sukcesów kontrofensywy ukraińskiej.

- Dla armii Putina to miasto było bardzo ważne dla działań na odcinku charkowskim, a wcześniej sumskim. Ataki ukraińskie na ważną infrastrukturę i ośrodki poligonowe, gdzie Rosjanie mogą formować i koncentrować swoje oddziały, mogą być kluczowym czynnikiem umożliwiającym dalsze odzyskiwanie terenów przez siły zbrojne Ukrainy, które równocześnie mogą zacząć "flankować" obwody doniecki i ługański od północy. Jak wiemy, dotychczas odzyskiwanie terenów przez Ukrainę w tym regionie przebiegało bardzo dynamicznie - dodaje ekspert.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Rosjanie początkowo nie chcieli przyznać, że dopuścili do udanych uderzeń na cele w Biełgorodzie. Po ataku w środę 28 września Wiaczesław Gładkow, gubernator obwodu biełgorodzkiego napisał: "ze względu na czynnik ludzki, doszło do detonacji amunicji w dzielnicy Wałujki. Są ofiary - 14 osób. Urazy o różnym nasileniu. Jest zapewniona wszelka niezbędna pomoc medyczna. Służby ratownicze są na miejscu i prowadzą dochodzenie w sprawie incydentu".

W tym samym czasie oficjalny kanał Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej oskarżał Ukraińców o sabotaż. Całkiem możliwe, że faktycznie do eksplozji przyczynili się ukraińscy komandosi, którzy od dawna operują na rosyjskim zapleczu. O tym być może dowiemy się oficjalnie za kilka lat.

Październikowa seria ataków

Biełgorod nękany jest mocno na przestrzeni ostatnich tygodni, ale ataki wyjątkowo nasiliły się w październiku. Nic dziwnego, gdyż w ostatnim czasie miasto stało się ważnym i dużym punktem, służącym do przerzutu zmobilizowanych żołnierzy i zaopatrzenia wykorzystywanego podczas walk pod Izium. Ukraińcy zintensyfikowali ataki na koszary, bazy, lotnisko i infrastrukturę krytyczną.

- Komunikaty pokazują, że w Biełgorodzie jest bardzo aktywna rosyjska obrona przeciwlotnicza. Równocześnie lokalne władze ostrzegają mieszkańców przed groźbą "ataków terrorystycznych". To pozwala spekulować, że Ukraińcy prawdopodobnie używają pocisków rakietowych oraz grup dywersyjnych – wyjaśnia Link-Lenczowski.

W środę 12 października na koszary spadło sześć pocisków rakietowych, których nie zestrzeliła rosyjska obrona przeciwlotnicza. Co gorsze, fragmenty rosyjskich pocisków spadły na miasto i uszkodziły m.in. samochód osobowy oraz budynek mieszkalny.

Środowe uderzenie było jedynie preludium do ofensywy, jaką Ukraińcy rozpoczęli przeciwko rosyjskim zgrupowaniom wokół miasta. Już następnej nocy pociski spadły na składy amunicji pod Biełgorodem, gdzie zniszczono świeżo przywiezione zapasy amunicji artyleryjskiej i pocisków rakietowych.

Niespełna kilka minut później ukraińskie rakiety uderzyły w obozowisko Rosgwardii, które było rozbite pod Oktiabrskim. W wyniku ataku spłonęły namioty i ich wyposażenie. Zmobilizowani żołnierze pozostali bez świeżo odebranego z magazynów sprzętu.

Pocisk spadł także na sam Biełgorod, gdzie została zniszczona stacja transformatorowa, a znaczna część miasta została pozbawiona energii elektrycznej i bieżącej wody.

Jakby tego był mało Biełgorod zaatakowali nawet… sami Rosjanie. Popołudniem 13 października w miasto uderzyła rosyjska rakieta wystrzelona z systemu S-300, która uderzyła w blok mieszkalny. "Rosja chciała uderzyć w Charków rakietą, ale coś poszło nie tak. Rakieta uderzyła w budynek mieszkalny w Biełgorodzie w Rosji. Czy sądzicie, że będą śledztwa, a winni zostaną ukarani? Nie, Putina nie obchodzi, kogo zabije: Ukraińców czy Rosjan. Propagandyści szybko wymyślają fałszywe teorie" - napisał na Twitterze Mychajło Podolak, doradca prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego.

Rosyjska obrona przeciwlotnicza musiała mocno pracować również w kolejnych dniach. Uderzenia z różną intensywnością trwały aż do niedzielnego poranka 16 października. To właśnie wtedy ukraińskie rakiety uderzyły w lotnisko i zniszczyły m.in. system przeciwlotniczy, który miał go bronić. Na cel spadło w sumie 16 pocisków, uszkadzając pas startowy i stanowiska postojowe.

Początkowo Gładkow informował, że awaria nastąpiła w wyniku "przepięcia". Dopiero po kilku godzinach przyznał, że zniszczeń dokonała ukraińska rakieta. - Pożary ważnych obiektów w miastach rosyjskich wydają się być odpowiedzią na ataki przeciwko ukraińskiej infrastrukturze, jednak Ukraina ogranicza się głównie do obiektów zlokalizowanych na zapleczu frontu i wykorzystywanych do operacji wojskowych – podkreśla Link-Lenczowski.

Mieszkańcy mają dość

W ankiecie, jaką przeprowadził portal bel.ru wśród mieszkańców Biełgorodu, 55 proc. respondentów stwierdziło, że planuje opuścić miasto bądź już je opuściło. Wielu z nich deklarowało, że powodem są "głośne dźwięki", jakie nie pozwalają normalnie funkcjonować.

Również rosyjscy żołnierze buntują się przeciwko stacjonowaniu w obwodzie biełgorodzkim, który cały czas znajduje się w zasięgu ukraińskiej artylerii. Nie tylko narzekają na warunki, w których przebywają, ale podkreślają, że nie są w stanie w żaden sposób przygotować się do wojny, ponieważ szkolenia cały czas przerywane są alarmami przeciwlotniczymi.

W odpowiedzi na ciągły ostrzał i paraliż miasta, Putin wprowadził na terenie obwodu "średni reżim reagowania", który przyznaje dodatkowe uprawnienia władzom regionu. Jednak obrona miasta nie została wzmocniona nowymi bateriami przeciwlotniczymi.

Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie