Siedem grzechów "lex Tusk". Skandaliczna ustawa przyjęta [OPINIA]

Oskarżyciele, agenci służb specjalnych i sędziowie. Wszystkie te role mają łączyć członkowie speckomisji ds. badania wpływów rosyjskich. Ich decyzje zaś będą miały większą moc niż sądowe wyroki. W Sejmie przyjęto właśnie akt prawny wprost wymierzony w działaczy opozycji z Donaldem Tuskiem na czele.

Skandaliczna ustawa przeszła. Wywraca do góry nogami system prawny
Skandaliczna ustawa przeszła. Wywraca do góry nogami system prawny
Źródło zdjęć: © Licencjodawca | Jacek Dominski/REPORTER
Patryk Słowik

Sejm odrzucił senacki wniosek o odrzucenie ustawy o Państwowej Komisji do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2007-2022.

Oznacza to, że ustawa trafi teraz do prezydenta, który będzie musiał zdecydować: albo wyciągnie długopis, zamknie oczy i podporządkuje się Jarosławowi Kaczyńskiemu oraz jego politycznym potrzebom, albo podejdzie poważnie do swojego zadania i stwierdzi coś, co widać na pierwszy rzut oka: że ustawa jest rażąco niekonstytucyjna.

Grzech 1: nieuctwo

Zacznijmy od podstaw: przed obliczem komisji - o której składzie za chwilę - staną ci, którzy mieliby pod wpływem rosyjskim działać na szkodę interesów Rzeczypospolitej Polskiej. Katalog działań jest tak szeroki, że mieści się w nim niemal wszystko: od przygotowania przez urzędnika analizy prawnej dla ministra, przez głosowanie posłów w Sejmie nad ustawą, po napisanie przez dziennikarza tekstu nieprzychylnego władzy.

Zwróćmy jednak uwagę na element kluczowy: działanie musi być "pod wpływem rosyjskim".

A cóż to jest? Ustawodawca wyjaśnia, że "wpływ rosyjski" to "każde działanie (...) zmierzające do wywarcia wpływu na działania spółek lub organów władzy publicznej Rzeczypospolitej Polskiej".

Czyli kluczowa definicja w całej ustawie opiera się na tzw. wnioskowaniu idem per idem, czyli "to samo przez to samo".

To oczywisty błąd logiczny. Student pierwszego roku prawa, który w ten sposób utworzyłby definicję "wpływu rosyjskiego", oblałby egzamin.

Większość sejmowa jednak się tym nie przejęła. Planuje oczyścić polskie życie publiczne z agentów rosyjskich wpływów, więc nie patrzy na to, że nawet nie potrafi stworzyć najważniejszej definicji w ustawie.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Grzech 2: nieomylność

Specjalna antyrosyjska komisja będzie wydawała decyzje administracyjne, których siła rażenia będzie porównywalna z wyrokami sądów w sprawach karnych.

Komisja będzie bowiem mogła orzec o zakazie pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi na okres do 10 lat. W ten sposób może wskazanej przez siebie osobie zabronić bycia aktywnym politykiem, zostać posłem, ministrem czy premierem.

Ba, może np. uznać, że kilkuset posłów Platformy Obywatelskiej, którzy zagłosowali w 2010 r. za jakąś ustawą, działało "pod wpływem rosyjskim" i ze szkodą dla Polski - w efekcie zostaną oni pozbawieni możliwości zajmowania stanowisk publicznych.

Podobne uprawnienia do speckomisji mają dziś sądy. Z tą różnicą, że orzeczenia sądowe zapadają w toku dwuinstancyjnych postępowań objętych pełnymi gwarancjami przysługującymi oskarżonym.

Speckomisja będzie swoje decyzje wydawała w jednej instancji. A wezwany przed jej oblicze domniemany agent wpływu nie będzie mógł nawet skorzystać ze wsparcia adwokata.

Jeśli uznać, że komisja będzie prowadziła postępowania quasi-karne (a tak w istocie będzie), to mamy do czynienia z oczywistym naruszeniem normy wynikającej z art. 78 Konstytucji RP, w którym wskazano, że każda ze stron ma prawo do zaskarżenia orzeczeń i decyzji wydanych w pierwszej instancji (od tej zasady mogą być wyjątki, ale powinny być one uzasadnione).

Co więcej, speckomisja będzie mogła zawiadomić właściwe organy o podejrzeniu popełnienia przestępstwa w celu wszczęcia postępowania karnego lub dyscyplinarnego.

Będzie zatem tak, że najpierw danym agentem wpływu zajmie się komisja, a dopiero później sąd. Aż strach myśleć, co będzie, gdy komisja kogoś uzna za winnego, a sąd uniewinni.

Chociaż nie - wiadomo: nic nie stoi na przeszkodzie, by za agentów wpływu uznać też sędziów.

Grzech 3: upolitycznienie

Być może - podkreślam: być może - opór przeciwko przyjętym przepisom byłby mniejszy, gdyby nie to, że od razu widać, iż są szyte pod polityczne potrzeby.

Komisja ma składać się z dziewięciu członków. Wyboru całej dziewiątki dokonywać ma Sejm. Wymogi nie byle jakie: trzeba być Polakiem, mieć czystą kartotekę karną i wyrazić zgodę na kandydowanie. A, i "cieszyć się nieposzlakowaną opinią" oraz mieć "niezbędną wiedzę w zakresie funkcjonowania organów władzy publicznej". A jeśli ktoś tej wiedzy nie ma, wystarczy licencjat z turystyki. Albo czegokolwiek innego - po prostu dla tych bez wiedzy jest wymóg posiadania wyższego wykształcenia.

Gdyby Sejm powołał nieodpowiednią osobę, może członka komisji odwołać.

Obsługę merytoryczną, prawną, organizacyjno-techniczną oraz kancelaryjno-biurową komisji zapewni Kancelaria Prezesa Rady Ministrów.

I teraz zagadka: Jarosław Kaczyński stwierdził niedawno, że kto jest za dymisją ministra obrony narodowej Mariusza Błaszczaka, ten działa na korzyść Kremla. Ilu członków komisji, spośród dziewiątki dostającej pieniądze od rządu, powołanych jako zaufanych ludzi większości sejmowej i mogących zostać odwołanymi, stwierdzi: "nie, Kaczyński nie ma racji"?

Grzech 4: wszechwładza

Speckomisja sama zdecyduje, czyją działalnością się zajmie. Może przyjąć jakiś ogólny klucz, a może wybierać nazwiska potencjalnych agentów wpływu po uważaniu (ktoś złośliwy zapytałby w tym miejscu, czyje to będzie uważanie).

W tym momencie stanie się odpowiedniczką prokuratora: wszczyna postępowanie i zmierza do ustalenia, czy podejrzewana osoba jest winna, czy może jednak nie ma nic na sumieniu. Aby łatwiej było to sprawdzić, członkowie komisji przeistoczą się w agentów służb specjalnych.

W ustawie wprost wskazano, że komisji wszelkiej pomocy udzielić i wszystkie dokumenty udostępnić muszą (uwaga, będzie długie wyliczenie): Szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Szef Agencji Wywiadu, Szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego, Szef Służby Wywiadu Wojskowego, Szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego, Prokurator Generalny, prokuratorzy, Prezes Najwyższej Izby Kontroli, Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego, Prezes Naczelnego Sądu Administracyjnego, prezesi sądów powszechnych, sądów wojskowych oraz sądów administracyjnych, organy administracji rządowej i samorządu terytorialnego, podległe im jednostki organizacyjne, organy samorządów zawodowych, a także inne jednostki organizacyjne i instytucje.

Służby specjalne będą musiały przekazać członkom speckomisji także wszystkie informacje z działań operacyjnych - najtajniejsze z tajnych.

I tak wyposażona komisja stanie się sądem. Wyda decyzję, czy ktoś jest agentem wpływu, czy nie.

Trzy w jednym. Jaka to oszczędność!

Grzech 5: tajność

Gdy ma się wielką władzę, niesie się na swych barkach też wielki ciężar.

Wydawać by się więc mogło, że działalność komisji będzie na tyle przejrzysta, na ile to tylko możliwe. Ustawowo jednak tę przejrzystość postanowiono ograniczyć.

Komisja będzie prowadziła działalność informacyjną polegającą m.in. na publicznym wskazywaniu, kto jest złym człowiekiem i kremlowską wtyką.

Ale już o sposobie dojścia do tych wniosków zbyt wiele się nie dowiemy. W ustawie wskazano, że dokumentacja zgromadzona w toku postępowania nie stanowi informacji publicznej ani nie podlega udostępnieniu w trybie określonym w Ustawie o dostępie do informacji publicznej.

Dodatkowo komisja będzie mogła wyłączać jawność rozpraw.

Możliwy jest więc wariant, w którym poznamy jedynie samo rozstrzygnięcie. Prostą decyzję: agent czy nie.

Oczywiście ciężko byłoby oczekiwać pełnej jawności na etapie prowadzonych postępowań. Ale ogólne wskazanie, że nic nie zostanie ujawnione, również po zakończeniu danego postępowania, wprowadza iście kafkowski standard.

I już teraz z dużą dozą przekonania można przyjąć, że niektóre informacje specjalnie będą wypuszczane do zaprzyjaźnionych z władzą mediów, zaś opisywane osoby właściwie nie będą miały możliwości się skutecznie bronić.

Grzech 6: bezkarność

W art. 13 ustawy wskazano, że członkowie komisji nie mogą być pociągnięci do odpowiedzialności za swoją działalność wchodzącą w zakres sprawowania funkcji w komisji.

To zaprzeczenie istoty sprawowania funkcji publicznej. Zasadą jest bowiem to, że ktoś wpływający na rzeczywistość i funkcjonowanie innych osób może zostać pociągnięty do odpowiedzialności - tak na drodze cywilnej, jak i karnej.

Takie założenie przecież przyświeca także ustawodawcy, który wymyślił powołanie speckomisji. Bądź co bądź, chodzi o karanie tych, którzy pełnili funkcje publiczne lub wywierali wpływ na tych, którzy funkcje pełnili, za podejmowane działania. Niby dlaczego członkowie speckomisji mieliby być wyjęci poza nawias obowiązującej reguły?

Prawo i Sprawiedliwość w ostatnich latach procedowało kilka projektów typu "bezkarność plus". Ten jest następny, z tym zastrzeżeniem, że bezkarność dotyczyć ma nie czynów z przeszłości, lecz tych popełnionych w przyszłości.

Grzech 7: niewiara

Szpiegostwo na rzecz Rosji i szkodzenie Polsce, choćby poprzez wyrządzanie naszemu państwu szkód majątkowych w wielkich rozmiarach, jest karalne od wielu, wielu lat.

Skoro potrzebna jest specjalna komisja, jaką ocenę ustawodawca wystawia właśnie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Służbie Kontrwywiadu Wojskowego oraz prokuraturze?

Czy zasadna jest teza, że przez długie lata, w tym także ostatnie osiem lat, służby specjalne i śledczy nie walczyli właściwie z agentami wpływu?

Jeżeli tak właśnie jest, a tylko to uzasadniałoby utworzenie speckomisji, czy można przejść obok tego obojętnie? Dlaczego władza ustawodawcza i wykonawcza nie dążą do szybkiej naprawy sytuacji w służbach i prokuraturze?

Oczywiście z tymi pytaniami żartuję: nie chodzi przecież o żadne postępowania karne. Chodzi o bat na polityków opozycji.

Ściema premiera

Premier Mateusz Morawiecki, kilka godzin przed przyjęciem ustawy, stwierdził, że nie jest od oceniania zgodności ustaw z Konstytucją.

- Jeżeli taka wątpliwość pojawi się, to na pewno odpowiednie ciała mogą do Trybunału Konstytucyjnego takie zapytanie skierować - powiedział Morawiecki.

Dalej zaś, że według rządowych analiz przepisy ustawy nie są niezgodne z Konstytucją, ale - jak zaznaczył wyraźnie - rząd nie jest organem przesądzającym o zgodności przepisów z ustawą zasadniczą.

Ten argument jest w oczywisty sposób bałamutny. Wystarczy przecież podporządkować sobie Trybunał Konstytucyjny (kazus PiS) lub doprowadzić do paraliżu orzeczniczego w Trybunale (również kazus PiS), by władza ustawodawcza mogła robić, co tylko chce.

Nie jest też przecież tak, że nie da się ocenić zgodności niektórych przepisów z Konstytucją przed ich skierowaniem do Trybunału Konstytucyjnego. Niektóre normy naprawdę na pierwszy rzut oka są z nią niezgodne. I po prostu nie należy ich przyjmować.

Przykładowo gdyby wpisać w jakiejkolwiek ustawie, że można wykonać karę śmierci za wrzucanie głupich wpisów na Twitterze - niepotrzebne byłoby kierowanie ustawy do Trybunału Konstytucyjnego, by wiedzieć, że lepiej nikogo na krzesło elektryczne nie sadzać. Dlatego lepiej tego w ustawie nie wpisywać.

Gdyby Sejm przyszłej kadencji uznał, że na stronie każdej państwowej instytucji przez 20 lat ma się znajdować informacja, że "Mateusz Morawiecki to oszust i kłamca", byłoby to nie tylko działanie naruszające dobra osobiste Morawieckiego, lecz także niezgodne z ustawą zasadniczą. Dlatego lepiej takiej ustawy nie uchwalać.

Niezgodność ustawy o antyrosyjskiej speckomisji jest oczywista dla każdego, kto kiedykolwiek miał do czynienia z podstawami prawa. Nie można tworzyć organu administracji publicznej, który wydaje decyzje o skutkach karnych i w praktyce zakazuje pełnienia funkcji publicznych przeciwnikom politycznym tych, którzy powołają skład komisji.

Kluczowe pytanie teraz brzmi: czy dostrzeże to prezydent Andrzej Duda?

Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP magazyn
donald tuskJarosław Kaczyńskipis
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (5114)