Wściekli rolnicy i aktywiści klimatyczni mają wspólnego wroga: wielki przemysł i populistów
Mali i średni rolnicy z Polski mają powody, by się wściekać i nie ufać Unii Europejskiej. Ochrona klimatu i środowiska nie jest jednak gwoździem do ich trumny, lecz szansą na to, by wydostać się z grobu. Dlaczego więc tak usilnie się jej sprzeciwiają? - pyta Szymon Bujalski z portalu Ziemia na rozdrożu.
04.04.2024 10:15
Rolnictwo otrzymuje jedną trzecią unijnego budżetu - najwięcej spośród wszystkich sektorów gospodarki. Mimo to rolnicy kontynuują protesty przeciwko polityce UE. Absurd? Wręcz odwrotnie. Idealny przykład niesprawiedliwości.
Mali rolnicy przegrywają
Aż 80 proc. budżetu ze Wspólnej Polityki Rolnej otrzymuje 20 proc. rolników - tych, którzy tworzą największe i najbogatsze gospodarstwa rolne. Do tego 52 proc. gruntów rolnych w Unii jest własnością 3 proc. gospodarstw.
To efekt kilku dekad Wspólnej Polityki Rolnej, która miała fatalne w skutkach założenie: im większe gospodarstwo posiadasz, tym na więcej pieniędzy możesz liczyć. Jakość żywności czy wpływ intensywnej produkcji na środowisko i klimat przez długie lata nie miały większego znaczenia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak zauważa Europejskie Biuro ds. Środowiska (sieć ok. 180 organizacji ekologicznych z UE), w ten sposób rolnicy zostali zamknięci w spirali intensywnego rolnictwa przemysłowego, które zmusza ich do zwiększania plonów, aby pozostać konkurencyjnymi. W uproszczeniu mieli więc do wyboru: próbować iść do przodu "z duchem czasu" lub działać po staremu, coraz mocniej przegrywając rywalizację z największymi (i wciąż rosnącymi) graczami na rynku.
Rezultat? W latach 2005-2020 liczba gospodarstw rolnych w UE zmniejszyła się o prawie 40 proc., zmuszając około 5,3 mln rolników do wycofania się z działalności.
Jak wykazał Spis Rolny z 2021 roku, w Polsce w ciągu dekady ubyło zaś prawie 200 tys. gospodarstw rolnych, czyli 12,7 proc.
Z kolei, jak przypomina Instytut Spraw Publicznych, ogółem ok. 30 proc. rolników deklaruje, że nie jest w stanie utrzymać siebie i swojej rodziny wyłącznie z gospodarstwa rolnego. Tylko z takiej działalności utrzymuje się zaledwie 26 proc. właścicieli gospodarstw do 5 ha, ale już 94 proc. gospodarstw powyżej 30 ha.
Przemysłowe rolnictwo to problem
Ale obecny model rolnictwa nie sprawdza się nie tylko dlatego, że uderza w drobne gospodarstwa rolne. Takie podejście oznacza też wymierne straty dla środowiska i klimatu.
Przestawienie produkcji żywności na monokultury pełne nawozów sztucznych i pestycydów sprawiło, że różnorodność biologiczna zanika. Intensywne rolnictwo jest główną przyczyną wymierania m.in. owadów zapylających i ptaków. Doprowadza też do zanieczyszczenia wód i gleby, która staje się coraz bardziej wyjałowiona.
Do tego globalnie rolnictwo odpowiada za ok. 30 proc. emisji gazów cieplarnianych, które są bezpośrednią przyczyną nasilającego się kryzysu klimatycznego. A im większy kryzys klimatyczny, tym częstsze i poważniejsze susze oraz inne ekstremalne zjawiska pogodowe, mogące zdewastować zbiory. I tym trudniejszy dostęp do wody, której zdecydowanie najwięcej zużywane jest właśnie w rolnictwie.
Jeśli chodzi o odczuwanie konsekwencji zmiany klimatu, rolnicy są więc na pierwszej linii frontu. Z jednej strony powinni więc dostosować się do coraz trudniejszych czasów, a z drugiej - zacząć działać tak, by tych czasów jeszcze nie pogarszać.
Europejski Zielony Ład to nie wróg
Europejski Zielony Ład nie jest czymś, co zaszkodzi małym i średnim gospodarstwom rolnym. Jest tym, co - przy sensownym wdrażaniu regulacji - może pomóc zarówno im, jak i nam wszystkim jako społeczności.
Potrzebujemy ograniczenia ilości pestycydów i nawozów sztucznych. Potrzebujemy zróżnicowanych upraw, ochrony i odtwarzania torfowisk oraz miejsc na drzewa, krzewy czy kwiaty między polami. Potrzebujemy zadbać o gleby, które powinny mieć czas i możliwość na regenerację.
I wreszcie, potrzebujemy zmian w podziale pieniędzy. Tak, by Wspólna Polityka Rolna przestała wspierać wielkie gospodarstwa przemysłowe, a zaczęła pomagać drobnym gospodarstwom ekologicznym. Właśnie po to powstał "rolniczy" wkład do Europejskiego Zielonego Ładu.
Biurokracja i brak rozmów
Dlaczego więc ruchy rolnicze sprzeciwiają się działaniom, które mają im pomóc? Bo wielu rolników nie dostrzega, że o to chodzi.
Po części można to zrozumieć. Unijna polityka do tej pory nie wspierała drobnych gospodarstw, więc trudno zaufać Brukseli, że teraz będzie inaczej. Do tego urzędnicy, jak to urzędnicy, nie potrafili przekazać założeń w skuteczny sposób i ułatwić zmiany, a wręcz do nich zachęcić. W rezultacie do wielu rolników dociera jedynie to, że będą mieli o wiele więcej biurokracji, bo ktoś tak sobie ubzdurał.
- Wprowadzanie rozwiązań prośrodowiskowych wymaga odpowiedniego przygotowania i szeroko zakrojonej polityki informacyjnej. Tymczasem jej brakuje. Rolnik słyszy o kolejnych rozwiązaniach, zmianach, ale nie wie, jak one wpłyną na jego sytuację, jakie poniesie koszty i odniesie korzyści. To wszystko sprawia, że Europejski Zielony Ład staje się synonimem opresyjnego i biurokratycznego systemu, a nie niezbędnych rozwiązań - mówi Paulina Sobiesiak-Penszko z Instytutu Spraw Publicznych.
Zobacz także
Lobbing i populiści
Ale problem jest szerszy. Zmiany w rolnictwie oznaczałyby, że do grobu zapędzone zostanie status quo. A to nie na rękę tym, którzy na jego zachowaniu i podsycaniu konfliktów zyskują najwięcej: wielkim koncernom spożywczym, prawicowym populistom i Rosji.
W Polsce wśród protestujących grup rolników bardzo ważną rolę odgrywają m.in. politycy Konfederacji, a także w mniejszym stopniu PiS. Na protestach było widać zaś skandaliczne transparenty sprzyjające Putinowi i wymierzone w Ukraińców. Choć w naszym kraju duże znaczenie dla rolników ma niekontrolowany import właśnie z Ukrainy, to jednak sprzeciw wobec unijnej polityki rolnej jest jedną z największych przyczyn napędzających ich wściekłość.
Wielkim koncernom zależy zaś na podsycaniu konfliktu, bo dotychczasowy podział unijnych pieniędzy działa na ich korzyść. Lobbing, jaki stosują w europarlamencie i Komisji Europejskiej, jest skuteczny.
Tego typu protesty są też idealną okazją do wzmacniania rosyjskiej propagandy i osłabiania europejskiej Wspólnoty. To o tyle istotne, że za kilka miesięcy odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego, a skrajna prawica rośnie w siłę w całej Europie. Jeśli zyska wystarczająco dużo głosów, może skutecznie sparaliżować działania UE na lata. I zbliżyć Wspólnotę krok bliżej do upadku.
Drobni rolnicy jak aktywiści
Wielki przemysł, populiści, Rosja - to właśnie ta triada jest prawdziwym przeciwnikiem nie tylko małych i średnich gospodarstw rolnych, lecz także... aktywistów klimatycznych. Tymczasem drobni rolnicy to w nich widzą zagrożenie, utożsamiając aktywistów z "brukselską propagandą" i wszystkim, co dla nich najgorsze.
Kto wie, czy największym problemem w tym wszystkim nie jest jednak co innego. Największe partie demokratyczne w Europie (w tym EPL i KO) zamiast mądrze bronić słusznych polityk, coraz bardziej przejmują agendę, narrację i język populistów.
I mogą tego bardzo pożałować, bo w ten sposób nie tylko legitymizują fałszywe zarzuty, ale i ustawiają się do walki na polu, w którym bryluje przeciwnik. - Krytyka zielonej polityki przez konserwatystów i skrajną prawicę dominuje w debacie politycznej. Wygląda na to, że rząd pozwala im ustalać agendę. To może przynieść efekt przeciwny do zamierzonego przed wyborami europejskimi - ostrzega w Politico Thierry Chopin, profesor nauk politycznych w Kolegium Europejskim.
Szymon Bujalski, Ziemia na rozdrożu
Czytaj również: Rolnicy już się szykują. "Robimy kolejny krok"