Ruszyła walka o konserwatywnych katolików. Nawrocki na Jasnej Górze wyznacza trend [OPINIA]
Karol Nawrocki na Jasnej Górze i okrzyki kibiców nie powinny cieszyć nikogo. To zły sygnał, że wykorzystanie polityczne Kościoła rusza z całą mocą, i mocne świadectwo, że debata jeszcze bardziej skręca w prawo. A jednocześnie to ruch absolutnie oczywisty, na który nie mogą nie odpowiedzieć polityczni rywale kandydata wspieranego przez PiS - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Jako katolika, autora książki o tym ważnym dla sporej części Polaków miejscu ("Jasna Góra. Biografia"), człowieka o raczej konserwatywnych poglądach - wizyta Karola Nawrockiego w sanktuarium maryjnym, wznoszone tam okrzyki ("raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę"), ale także szerzej religijne czy quasi-religijne wypowiedzi kandydata na prezydenta zdecydowanie mnie nie cieszą. Polska potrzebuje przestrzeni, które będą wolne od politycznej agitacji i politycznego podziału, gdzie spotykać się mogą ludzie wierzący o różnych wrażliwościach politycznych (a wciąż w Kościele są ludzie o różnych poglądach politycznych), a także ludzie poszukujący, którzy w tym szczególnym miejscu mogą odnajdować przestrzeń sacrum.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Członek Kolegium IPN potwierdza słowa dr. Dudka. Podał przykłady
To zły sygnał dla Kościoła i konserwatystów
Wiec polityczny (nawet jeśli jest on tylko elementem pielgrzymki kibiców) z całą pewnością nie buduje takiej atmosfery w tym miejscu. Ani sanktuarium, ani kościół, ani miejsce święte nie jest miejscem na narracje wprost partyjne. Określanie zwolenników innych kandydatów mianem "czerwonej hołoty" czy wzywanie do ich popędzania - nawet jeśli jest elementem przyśpiewek kibicowskich - nie w jest w przestrzeni demokratycznej do pogodzenia z chrześcijańskim językiem, którego istotną cechą jest uciekanie od wykluczenia czy partyjnego zaangażowania.
Jest to zresztą - i to już uwaga metapolityczna, do której będę wracał - złą diagnozą polityczną, bo obecne spory dotyczą zupełnie czego innego. Z całą pewnością Polska nie jest w sporze między postkomunistyczną lewicą a niepodległościową prawicą, a raczej między dwoma rodzajami mocno skręcających w prawo populizmów.
Wszystko to sprawia, że z perspektywy Kościoła, z perspektywy Jasnej Góry, z perspektywy ludzi wierzących, którzy odmawiają udziału w trwającym obecnie starciu plemion (które z religią w istocie niewiele ma wspólnego), a także z perspektywy konserwatystów, którzy nie mają ochoty ulegać pokusie populizmu, trzeba ocenić to, co się wydarzyło w minioną sobotę w maryjnym sanktuarium, negatywnie.
Polityczne rozgrywanie Kościoła, granie na podział w ważnym dla wielu Polaków miejscu, błędne diagnozy polityczne - to wszystko nie służy ani Polsce, ani Kościołowi. Ten ostatni wciągany jest zaś (on sam, wypowiedziami części hierarchów, części księży i świeckich katolików, sam się wciąga) w partyjny spór, który nie jest jego sporem i ustawiany jest w roli wygodnego narzędzia, a nie realnego podmiotu współpracy. Dla kogoś, kto chce widzieć w Kościele istotnego partnera społecznego, głos debaty, który może przyjmować pozycję sumienia - to zdecydowanie nie jest dobra informacja.
Nawrocki i jego zdecydowanie nie mainstreamowy katolicyzm
Z konserwatywnego i religijnego punktu widzenia nie sposób też nie dostrzec, że wypowiedzi Karola Nawrockiego na Jasnej Górze, ale i wcześniej w sobotniej Porannej Rozmowie RMF FM, choć wpisując się w emocje części katolików (o bardziej populistycznych poglądach politycznych), w istocie wykraczają nie tylko poza główny nurt katolicyzmu (może nie polskiego, ale europejskiego i związanego z papieżem Franciszkiem), ale także poza nie tylko rozsądny i umiarkowany konserwatyzm, ale także poza linię poprzednich, wywodzących się z PiS prezydentów.
Tak jest z zapalaniem chanukowych świec. Tradycję tę zapoczątkował w Pałacu Prezydenckim Lech Kaczyński, a kontynuował Andrzej Duda. Karol Nawrocki zaś kontynuować jej nie będzie, bo - jak sam mówił w RMF FM - on "swoje poglądy i swoje przywiązanie do wartości chrześcijańskich traktuje poważnie, więc obchodzi święta, które są bliskie jego osobie". Czy wypowiedź ta oznacza, że Karol Nawrocki uważa, że Lech Kaczyński i Andrzej Duda swoich poglądów nie traktowali poważnie ? Ocenę tego pozostawiam czytelnikom, ale istotne jest co innego.
Katolickie podejście do innych religii, szczególnie do judaizmu, zakłada ogromny szacunek dla niego, a konserwatywne standardy - w polskich ich wydaniu, także tym, które przez lata bliskie było PiS - mocno akcentuje różnorodność polskiej tradycji, a także znaczenie dla niej wspólnej historii Żydów i Polaków. Wypowiedzi takie jak Karola Nawrockiego zrywają z dobrą tradycją i akcentują obcy PiS wątek endeckiej niechęci do innych, także niechrześcijańskich elementów składowych polskiej tradycji narodowej.
Wejście w pole Konfederacji
Tyle z oceny ideowo-filozoficznej. A teraz czas na polityczną. To wszystko, co zdecydowanie nie pomaga Kościołowi, szkodzi Jasnej Górze, a do tego osłabia konserwatywną linię polskiej prawicy, jest absolutnie zrozumiałe z perspektywy interesów wyborczych Karola Nawrockiego.
Donald Tusk już kilka miesięcy temu zostawił za sobą liberalne czy lewicowe elementy programu Koalicji Obywatelskiej i szybkim ruchem przeszedł w kwestii migracji i praw człowieka na stronę zajmowaną dotychczas przez PiS. Bezpieczeństwo to wspólny element wszystkich partii, a z przyczyn oczywistych partie władzy mogą w tej sprawie więcej, niż opozycja. Władysław Kosiniak-Kamysz o powiązaniu wsparcia Polski dla wejścia Ukrainy do NATO i UE z jej stanowiskiem wobec Wołynia też mówił już kilka miesięcy temu, co oznacza, że zaszedł (a jego koalicjanci specjalnie przeciwko temu nie protestowali) prezydenta Andrzeja Dudę (który wtedy mocno go za to krytykował) z prawej strony.
Efekt? Koalicja Obywatelska weszła w tradycyjne pole polityczne PiS, przesunęła się w części kwestii wyraźnie w prawo, a to oznacza, że PiS i jego kandydat muszą zacząć szukać jeszcze bardziej na prawo, w dawnych rewirach Konfederacji. I to właśnie robi (moim zdaniem zgodnie z własnymi poglądami, a nie jedynie wyborczo) Karol Nawrocki.
Jego wypowiedzi wyraźnie przesuwają PiS w prawo, nawiązują coraz wyraźnie do endeckich (bardzo dalekich od myślenia Lecha Kaczyńskiego) tradycji i są próbą pozyskania młodego, męskiego, związanego z ruchem kibicowskim elektoratu. Próbą, która - co wynika z rozmaitych badań sondażowych - jak się zdaje, może być skuteczna. Ułatwić zaś to przejmowanie może także fakt, że wiele wskazuje na to, iż Konfederacja za moment się podzieli i będzie miała dwóch kandydatów, bo swój start zapowiedział także Grzegorz Braun (choć Sławomir Mentzen to dementuje).
Na co uważać powinni wyborcy
Czy starania Karola Nawrockiego przyniosą efekty, czy uda się za ich pośrednictwem pozyskać odpowiednią do zwycięstwa w wyborach większość - to wszystko pozostaje kwestią otwartą.
Katoliccy wyborcy (a wciąż stanowią oni istotną grupę), nawet jeśli się radykalizują, wciąż dalecy są od przynajmniej części z poglądów prezentowanych przez Karola Nawrockiego. Kościół hierarchiczny, wyraźnie pozbawiony dynamizmu, także raczej go nie wesprze, szczególnie, że wiele z wypowiadanych przez niego tez jest nie do pogodzenia z wizją papieża, a to Franciszek jest kluczowy dla kościelnej polityki w Polsce. Część z polskich hierarchów, szczególnie tych młodszego pokolenia, ma też świadomość, że Kościół bywa przedmiotowo rozgrywany przez prawicę i zapewne zrobi wszystko, by tego procesu nie pogłębiać.
Skuteczność polityki Karola Nawrockiego zależy jednak przede wszystkim od tego, co zrobi jego główny kontrkandydat. Rafał Trzaskowski przez lata otaczał się politykami, którzy nie ukrywali swojej niechęci do Kościoła. On sam, a także jego bliscy, również budowali - w Warszawie przyciągający część z wyborców - wizerunek człowieka dalekiego od Kościoła i jego praktyk. Teraz, jeśli chce zawalczyć o większość w drugiej turze, powinien ten wizerunek zniuansować.
Umiarkowani wyborcy katoliccy (może nie ma ich bardzo wielu, ale są, a w drugiej turze gra toczy się o niewielkie nawet grupy), jeśli będą się czuli stygmatyzowani, odrzucani - nie zagłosują w ogóle albo zagłosują na Karola Nawrockiego. Trzaskowski potrzebuje więc polityki, która dyskretnie (bo radykalny zwrot tylko mu zaszkodzi i wywoła śmieszność) skręci w prawo, także w kwestiach światopoglądowych i religijnych. Polskie społeczeństwo, choć się laicyzuje, pozostaje jednak umiarkowanie konserwatywne (czego dowodem jest układ światopoglądowy w parlamencie) i myśląc o drugiej turze, nie należy o tym zapominać.
Czy czekają nas zmiany?
Ale na swój przekaz uważać powinien także Karol Nawrocki. Zdecydowanie nie wszyscy wyborcy PiS akceptują przesunięcie w kierunku Konfederacji, nie wszystkim odpowiada de facto odrzucenie linii Lecha Kaczyńskiego, a do tego dla wielu umiarkowanych katolików (także tych konserwatywnych) czymś mało akceptowalnym jest wejście w rozmaite narracje endeckie. Polski katolicyzm - w jego mainstreamowej wersji - mocno przyswoił sobie opowieść o Janie Pawle II i Polsce jagiellońskiej, co sprawia, że zbyt radykalny skręt w inną stronę, choć może pomóc w pierwszej turze, zdecydowanie zaszkodzi w drugiej.
Czy polityczne wizerunki obu kandydatów będą modyfikowane? Wiele wskazuje na to, że tak. Czy zmiany te dokonają się także po linii religijnej? Myślę, że tak. A jakie dokładnie będą, to wciąż trudno przewidzieć, bo nie jest wcale do końca jasne, na ile sterowalny pozostaje Karol Nawrocki i na ile zdolny do zmiany własnego wizerunku jest Rafał Trzaskowski.
Tomasz Terlikowski dla Wirtualnej Polski
Tomasz P. Terlikowski, doktor filozofii, publicysta RMF FM, felietonista "Plusa Minusa", autor podcastu "Wciąż tak myślę". Autor kilkudziesięciu książek, w tym "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", "To ja Judasz. Biografia Apostoła", "Arcybiskup. Kim jest Marek Jędraszewski".