Fala przetacza się przez Europę. "Sytuacja będzie eskalować"
Przez kolejne kraje przetaczają się propalestyńskie demonstracje. Widać na nich wyraźne antysemickie nastroje. - Sytuacja będzie eskalować. To pokazuje, że konflikt izraelsko-palestyński ma charakter globalny - tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską Michał Wojnarowicz, analityk ds. Izraela.
30.10.2023 | aktual.: 30.10.2023 22:05
W sobotę w Londynie miała miejsce wielka propalestyńska demonstracja. Policja metropolitalna przekazała, że w jej trakcie aresztowano dziewięć osób. Siedem z nich za zakłócanie porządku publicznego, przy czym w przypadku kilku z nich łączy się to z zarzutami mowy nienawiści, a dwie pozostałe - za napaści na funkcjonariuszy.
Londyńska policja przekazała też, że w związku z manifestacjami, które miały miejsce przez trzy ostatnie weekendy, czyli od czasu ataku Hamasu na Izrael, aresztowano w Londynie około 100 osób.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nowy, niepokojący poziom nienawiści do Żydów
Jednocześnie wzrosła liczba incydentów antysemickich w Niemczech. Atak na synagogę, żydowski szpital, gwiazdy Dawida rysowane na drzwiach, flagi Izraela zrywane z masztów, antyżydowskie hasła na propalestyńskich demonstracjach - to tylko część z przypadków odnotowanych u naszego zachodniego sąsiada.
Centralna Rada Żydów w Niemczech wyraziła swoje zaniepokojenie tą sytuacją, szczególnie w kontekście rosnącego poparcia dla działań terrorystycznych Hamasu w Izraelu. Rada zauważa, że ten trend ujawnia nowy, niepokojący poziom nienawiści do Żydów w niemieckich szkołach, co uznaje za szokujące.
"Konflikt ma charakter globalny"
- Nastroje i resentyment wobec Izraela będą rosły, sytuacja będzie eskalować. To pokazuje, że konflikt izraelsko-palestyński ma charakter globalny, nie ogranicza się jedynie do Izraela i Palestyny - tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską Michał Wojnarowicz, analityk ds. Izraela.
Jak podkreśla, eskalacje izraelsko-palestyńskie zawsze mocno rezonowały w społeczności międzynarodowej, zwłaszcza w państwach, gdzie są duże grupy ludności muzułmańskiej i były diaspory palestyńskie. - Czy tam, gdzie sympatie propalestyńskie były bardziej widoczne, jak choćby kampusy stanowe w USA, gdzie jest dużo manifestacji i dużo sympatii dla sprawy palestyńskiej - dodaje.
"Promuje się postawę, że wszystkie chwyty są dozwolone"
Odnosząc się do manifestacji propalestyńskich, ekspert zauważa, że powstaje często "nieprzyjazny klincz". - Jedną stroną są hasła dotyczące niepodległości, suwerenności Palestyny, a drugą są elementy sympatii do metod walki o prawa, jakie reprezentuje Hamas - terror, ataki, porwania. Sprawa palestyńska ma taką rangę w oczach ich zwolenników, że dochodzi do sytuacji, w której promuje się postawę, że wszystkie chwyty są dozwolone - ocenia Wojnarowicz.
Jak podkreśla ekspert, na demonstracjach propalestyńskich pojawiają się więc także hasła antysemickie, antysyjonistyczne, wezwania do nienawiści i przemocy. - To wszystko dzieje się w ramach określanej przez państwa zachodnie wolności słowa i wolności demonstracji - dodaje.
- Należy jednak pamiętać, że może dochodzić także do budowania nastrojów antymuzułmańskich. Już teraz pojawiają się nienawistne hasła i akty przemocy także wobec Palestyńczyków - zaznacza w rozmowie z WP.
"Izraelski 11 września"
Prof. Daniel Boćkowski, ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu w Białymstoku, zwraca uwagę, że w ostatnich tygodniach widzimy na ulicach różne typy protestów, połączone razem.
- Z jednej strony są protesty grup, aktywistów propalestyńskich, bo Izrael nie ma najlepszej karty przetargowej. Hamas, atakując Izrael, rozegrał to w sposób perfekcyjny. Wiadomo było, że Izrael odpowie bezwzględnie. Atak na Izrael to był taki izraelski 11 września, a odpowiedź na atak podobna do tego, jak zareagowali wówczas Amerykanie - ocenia profesor.
I dodaje, że obecnie nikt nie mówi o rzezi, jakiej Hamas dokonał na początku października. - Ludzie skupiają się na Gazie i na skutkach tej wojny, którą prowadzi Izrael. Nie widzimy pomordowanych dzieci w izraelskich domach, widzimy za to te zabite izraelskimi bombami, więc sprawa jest jasna, kto jest winien - podkreśla tok rozumowania wielu osób.
Protestuje też "arabska ulica w Europie"
- To jest powód, dla którego karta Izraela jest taka, jaka jest. Patrząc na protesty, musimy widzieć, kto i dlaczego protestuje. I to ten drugi aspekt. Protestuje spora grupa Europejczyków, ale i spora część protestów to albo migracja palestyńska, albo coś, co można nazwać arabską ulicą w Europie - zaznacza prof. Boćkowski.
W jego ocenie arabska ulica w Europie jest jednoznacznie antyżydowska. - W wielu przypadkach narzuca agendę protestów. Nie jesteśmy w stanie w sposób idealny rozróżnić, kto i w jakim celu niósł dane transparenty - podkreśla.
"Hamas ma świetnie przygotowaną wojnę informacyjną"
Prof. Boćkowski zwraca także uwagę na różne interesy państw, które są zainteresowane, by protesty wyglądały tak, a nie inaczej. - Pewnie znaleźlibyśmy wpływy Iranu, który jest zainteresowany eskalacją w Europie. Ale i palce rosyjskie, którym zależy na destabilizacji sytuacji wewnętrznej państw europejskich. Do tego jest Hamas, który ma świetnie przygotowaną wojnę informacyjną - wylicza.
- Pamiętajmy, że oprócz wojny kinetycznej, toczy się też wojna o nasze umysły. Stąd też różnego rodzaju narracje, narzucane przez kraje, organizacje, osoby - dodaje.
Prof. Boćkowski podkreśla, że to wszystko będzie się nasilało, bo Izrael nie odpuści. - Izrael jest w takiej sytuacji, że każda bomba, która trafiłaby w jakiegokolwiek bojownika Hamasu lub w ich centra organizacyjne, spowoduje ofiary cywilne, w tym dzieci. Właśnie po to Hamas tak skonstruował całą swoją infrastrukturę - zaznacza rozmówca WP.
Konflikt na Bliskim Wschodzie
Obecny konflikt izraelsko-palestyński rozpoczął się na taką skalę od ataku Hamasu, który 7 października wdarł się na terytorium Izraela, mordując mieszkańców przygranicznych miasteczek i porywając ich do Strefy Gazy. Zginęło wówczas około 1,4 tys. osób, a uprowadzono nie mniej niż 222, w tym dzieci, kobiety i seniorów.
Akcja odwetowa Izraela ogranicza się do tej pory zasadniczo do bombardowań Strefy Gazy. Według mediów dzieje się tak na prośbę władz USA z kilku powodów. Poza kwestiami humanitarnymi i amerykańskimi przygotowaniami na wypadek rozszerzenia i zaostrzenia konfliktu na Bliskim Wschodzie, chodzi również o umożliwienie opuszczenia Strefy Gazy przez obywateli USA.
Żaneta Gotowalska-Wróblewska, dziennikarka Wirtualnej Polski