Robert Feluś: "Duda, gdzie jest nasz bon 1000 zł na wakacje?" [OPINIA]
Jaka piękna katastrofa - takie słowa cisną się na wieść o tym, że najpewniej żadnego bonu turystycznego o wartości tysiąca złotych nie będzie. Ale tak to jest, jak się obiecuje sypnąć groszem, bez sprawdzenia czy jest czym sypnąć. Ten bon mógł być przepustką dla prezydenta Andrzeja Dudy do drugiej kadencji. Brak bonu może być skierowaniem go na polityczną zieloną trawkę.
W roli głównej krótkiego, ale ciekawego serialu pt. "Bon turystyczny" wystąpiła wicepremier Jadwiga Emilewicz. Rzuciła na stół po tysiącu złotych dla pracowników etatowych, do wydania na wakacje. No, kto by nie chciał wydać takiego "tysiaka" planując krajowy urlop? Albo kto by nie chciał takiej kwoty przytulić, będąc właścicielem hotelu, pensjonatu czy gospodarstwa agroturystycznego?
A najbardziej czekał na ten bon pan prezydent Andrzej Duda. To znaczy, nie na to, że będzie mógł poszaleć z tym tysiącem w lecie, bo on akurat ma wakacje za darmo w luksusowych obiektach. Pan prezydent liczył, że obsypany groszem wyborca popatrzy na niego łaskawszym okiem w czasie wyborów. Z sondaży wynika, że ta druga kadencja dla niego już nie taka pewna. A przecież ciągle pamięta, jak pięć lat temu dobrze mu poszło, w dużej mierze dzięki obietnicy płacenia 500+. Zatem bardzo popędzał pan prezydent panią wicepremier, by ta bony jeszcze przed wakacjami (czytaj: wyborami) narodowi rozdała. Informował o tym reporter Wirtualnej Polski Michał Wróblewski.
Przeczytaj: Piosenka Kazika w Trójce. Robert Feluś: "Coście uczynili z tym radiem" [OPINIA]
Ale chyba nie rozda. Bo rzuciła obietnicę nie sprawdzając, czy coś tam jeszcze w kasie zostało. No i jest klops. Wkurzony jest premier Mateusz Morawiecki, bo podwładna wyskoczyła przed szereg nie konsultując sprawy bonu z nim. O tym także informowaliśmy w Wirtualnej Polsce jako pierwsi. Wkurzeni są pracownicy etatowi, bo już się czuli przed wakacjami bogatsi o dziesięć stóweczek. Wkurzeni są ludzie z branży turystycznej. No i wkurzony jest pan prezydent. Bo jak następnym razem pójdzie na jakiś targ kupić truskawki, to zamiast usłyszeć, że jest fajnym Andrzejem, to może go dopaść mocne pytanie: "Hej, gdzie jest nasz tysiąc złotych?".
Oczywiście nie jest powiedziane, że ostatecznie jakimś cudem władza nie rzuci czegoś suwerenowi przed urlopem, próbując ratować słabnące poparcie prezydenta. Może jakieś finansowe rezerwy wyskrobie wicepremier Jacek Sasin. Co prawda na razie niepotrzebnie wydał 68 mln zł na druk pocztowych pakietów wyborczych. Ale w czwartek podczas posiedzenia Sejmu błysnął wiedzą ekonomiczną i pokazał jakimi on i jego formacja polityczna są czarodziejami finansów. Pochwalił się, że za rządów PO-PSL paliwo kosztowało ponad 5 zł za litr, a ostatnio cena spadła w okolice 4 zł. Zapomniał tylko dodać, ile wtedy kosztowała na świecie baryłka ropy, a ile teraz. Ale to mało ważny detal.
Żarty na bok. Drogi wczasowiczu, hotelarzu i drogi panie prezydencie. Nos mi podpowiada, że jeszcze jakiś prezent dostaniecie przed wakacjami. No, chyba że - jak już kiedyś pisałem - panu prezesowi Kaczyńskiemu nie zależy aż tak bardzo na reelekcji Dudy.
Przeczytaj: Wybory prezydenckie. Feluś: "Rafał Trzaskowski może namieszać. Jeśli poradzi sobie z własną partią" [OPINIA]
W tym planie, gdyby on rzeczywiście istniał, zawsze może pomóc… koronawirus. Bo jak się tak teraz już całkowicie "odmrozimy" to nie jest powiedziane, że zaraza nie skorzysta z tego. Jeśli nagle zacznie gwałtownie przybywać zakażonych, to władza zawsze może wprowadzić np. stan klęski żywiołowej i wyborów nie będzie. Kiedyś tam zostanie ogłoszony nowy termin. Wtedy np. pan prezes może zakomenderować: Andrzejowi już dziękujemy, teraz naszą kandydatką będzie Beata.
I do boju o prezydenturę wystartuje pani premier Szydło. Nie bez szans, bo to w końcu ona wypłaciła ludziom 500+. A naród to pamięta.
No dobrze, kończę snuć rozmaite scenariusze. Odpocznijcie przez weekend, drodzy Czytelnicy. Może na przykład pogadajcie o planach na wakacje. Bon voyage! Na razie bez bonu.