PublicystykaRafał Trzaskowski. Maszeruj albo giń

Rafał Trzaskowski. Maszeruj albo giń

Ludzie Rafała Trzaskowskiego budzą się z zimowego snu. Co prawda dopiero w środku lata, ale na tyle wcześnie, by - cytując klasyka - zamknąć jeszcze usta niedowiarkom. A przynajmniej sami w to wierzą.

Rafał Trzaskowski. Maszeruj albo giń
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta | Sławomir Kamiński
Michał Wróblewski

Prezydencka kampania w Warszawie faktycznie ma w sobie coś z Barei. Absurdalne wpadki (mylenie Warszawy z Pragą, dezawuowanie CPK, "bo lotnisko w Berlinie"), paździerzowe pomysły (serwowanie kiełbasek na plaży, słynna "ławeczka"), komunikacyjna niezborność (zadufane wpisy o sobie bawiące do łez).

Kontrastuje to wszystko z rangą, jaką nadają zbliżającym się wyborom prezydenckim w Warszawie sami kandydaci. A zwłaszcza jeden kandydat, który w stolicy - największym w Polsce mateczniku Platformy - przegrać po prostu nie może. Dla tak młodego polityka, jak Rafał Trzaskowski, najważniejsze jak dotąd w jego życiu wybory to polityczne być albo nie być. Przynajmniej w perspektywie najbliższych lat.

Polityk PO - przez swojego największego oponenta i jego polityczno-medialne zaplecze - nazywany jest "kandydatem elit", co w założeniu ma brzmieć jak zarzut. Sam chwali się znajomością języka francuskiego, nie kryje (bo i dlaczegóż miałby to robić?) swojego wykształcenia zdobytego na prestiżowych uczelniach. Absolwent Kolegium Europejskiego w Natolinie powinien zatem znać słynną zasadę Legii Cudzoziemskiej, (nomen omen) francuskiej elitarnej jednostki bojowej: "Maszeruj albo giń". Ktoś podpowiedział politykowi, że to jedyny sposób na odsunięcie widma porażki w mieście, w którym od lat dzieli i rządzi Platforma Obywatelska.

Kandydat Trzaskowski właśnie zaczął maszerować.

wPolityce.pl: "Porzucił dotychczasową taktykę i postanowił wziąć się do pracy". Tak wyglądał najbardziej intensywny tydzień w kampanii Trzaskowskiego

Poniedziałek. Kandydat rusza w trasę po Warszawie - odwiedza 18 dzielnic w 18 godzin. Rozdawanie kawy, rozmowy z mieszkańcami, gospodarskie wizyty, szereg konferencji prasowych. Ruch znany z kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy. Pomysł niezły, zwiastujący nowy etap aktywności Trzaskowskiego - być "bliżej ludzi", nie zamykać się w ciasnych salkach wynajmowanych przez partyjnych działaczy.

Oczywiście Trzaskowski w czasie objazdu Warszawy nie ustrzegł się kpin ze strony zmobilizowanych "żołnierzy" Patryka Jakiego w mediach społecznościowych, ale czegokolwiek by nie zrobił, karabiny zawsze będą w niego wymierzone. I będa strzelać. Do końca kampanii. Zasłużenie czy nie - nieważne.

Ważne, że kandydat ruszył się z miejsca i to widać. Bo pretensjonalnego chwalenia się w każdym wywiadzie o odbytych "150 spotkaniach z mieszkańcami" ciężko było już dłużej słuchać.

Wtorek. Kandydat organizuje spotkanie z dzienikarzami w jednym ze stołecznych domów kultury, na którym - oprócz jego współpracowników - pojawiają się inni pretendenci do foteli prezydenckich w kluczowych miastach. Była więc i Hanna Zdanowska (Łódź), i Jarosław Wałęsa (Gdańsk), i Sławomir Nitras (Szczecin), i Artur Gierada (Kielce). Nie zabrakło też byłej premier Ewy Kopacz i przewodniczącego Grzegorza Schetyny. Na spotkanie w formule "off the record" (bez kamer, bez nagrywania, luźne rozmowy bez krawata) zostali zaproszeni przedstawiciele mediów od prawa do lewa (od "Sieci", "Do Rzeczy", "Radia Maryja" i TVP, przez Wirtualną Polskę, Onet, Polsat i 300Politykę, po TVN i "Gazetę Wyborczą").

Obraz
© WP.PL | Michał Wróblewski

Rangę spotkaniu nadali reporterzy "Wiadomości", robiąc na jego temat materiał w głównym serwisie. Materiał kłamliwy, w którym podano, że na spotkaniu pojawili się "tylko politycy Platformy" (o ironio, zaproszenie otrzymał nawet prowadzący "Wiadomości" Krzysztof Ziemiec). Kłamstwo zostało zdementowane nie tyle przez polityków, ile przez samych dziennikarzy. Nawet tych, którzy na spotkanie zaproszeni (a szkoda) nie zostali.

Środa. Kandydat organizuje mini-konwencję, na której występuje również dawno niewidziany z Rafałem Trzaskowskim Paweł Rabiej, być może przyszły wiceprezydent z ramienia Nowoczesnej. Typowo kampanijny styl eventu, dziesiątki działaczy i sympatyków, sprawne i dynamiczne przemówienia, kilka propozycji programowych. Tego typu wydarzenia mogą być atutem kampanii kandydata PO - Trzaskowski jest naprawdę niezłym mówcą, który potrafi wywoływać emocje i mobilizować zwolenników. Prosty przekaz, konkret, parę atrakcyjnych soundbitów bez profesorskiego zadęcia, które znamy z jego facebookowych wpisów - tego wszystkiego Trzaskowski, jeśli chodzi o publiczne wystąpienia, uczyć się nie musi. Główny komunikat z konwencji: "czas na politykę wysokiego pressingu". Czyli znów zapowiedź ofensywy.

Czwartek. Kandydat odpala pierwsze z "narzędzi", które - w założeniach jego nieformalnego sztabu - mają być skutecznym instrumentem walki z "fake newsami" serwowanymi (zdaniem PO) przez zaplecze Patryka Jakiego. Tym narzędziem jest strona internetowa MowPrawde.pl. "Batalia o Warszawę jest pierwszą, w której musimy sobie poradzić z metodą polityczną opartą na manipulacji, hipokryzji i kłamstwie" - zapowiedział Rafał Trzaskowski.

W skrócie: internetowy serwis zawiera kilkanaście wypowiedzi Patryka Jakiego dotyczących Warszawy zestawionych z informacjami przygotowanymi przez zaplecze kandydata PO. Na zasadzie fałsz-prawda. Jak mówi nam człowiek z otoczenia Trzaskowskiego: "W momencie, gdy wyciąga się ich kłamstwa i manipulacje, okazuje się, że przy tych ludziach nic nie zostaje. Patryk Jaki jest dzieckiem tego systemu opartego na fałszu, nie jest jego kreatorem. Tu chodzi o walkę o zasady, a nie samą walkę z kontrkandydatem".

Kolejne narzędzia - jak słyszymy - są już przygotowywane, a dotyczyć będą m.in. wpisów w mediach społecznościowych, gdzie kampanijna maszyna Patryka Jakiego jest świetnie zorganizowana.

Piątek. Kandydat przedstawia pierwszy z kilku "dużych projektów" dla Warszawy. Zapowiada budowę nadwiślańskiego parku, który połączyłby plac Teatralny, Podzamcze i bulwary wiślane, serce Warszawy. Koszt: prawie pół miliarda złotych.

Pomysł na inwestycję Trzaskowski ogłasza w okolicznościach znanych z codziennych konferencji Patryka Jakiego: w plenerze, na ulicy, przed godz. 8. Tak, by jako pierwszy z kandydatów narzucić temat dnia. Wcześniej tego brakowało.

Dobra zmiana w otoczeniu

Nie byłoby tych wszystkich aktywności, gdyby na zapleczu Trzaskowskiego nie doszło do personalnych roszad. Dziś doradzają mu m.in. współpracownicy Ewy Kopacz z czasów jej premierostwa (jak były rzecznik rządu Cezary Tomczyk czy były szef jej gabinetu Marcin Kierwiński). Merytorycznym wsparciem są ludzie z warszawskiej Platformy, którymi kieruje szef klubu radnych PO w Radzie Miasta Jarosław Szostakowski. Nieformalnym rzecznikiem kampanii Trzaskowskiego została Aleksandra Gajewska, dynamiczna i młoda radna, wiedzą i medialnym obyciem przewyższająca bardziej doświadczone koleżanki i kolegów z partii. Powierzenie jej zadań związanych z organizacją eventów i komunikacją z mediami jak na razie wydaje się być strzałem w dziesiątkę.

Wciąż istotną rolę na zapleczu Trzaskowskiego odgrywają takie postaci, jak Konrad Niklewicz z Instytutu Obywatelskiego czy Grzegorz Drobiszewski z Młodych Demokratów, którzy - jest to powszechna opinia wśród komentatorów i oberwatorów polityki - bardziej szkodzą wizerunkowi kadydata PO, niż mu pomagają. Ten pierwszy potrafi nerwowo zareagować na kamerę prawicowego działacza i odepchnąć "intruza", co na tym poziomie jest absolutnie niedopuszczalne, ten drugi nie dodaje sobie chluby agresywnymi wpisami w mediach społecznościowych.

Oczywiście "czarnych owiec" nie brakuje także na zapleczu Patryka Jakiego, jednak kandydat zjednoczonej prawicy - po zwróceniu uwagi na kompromitujące wpisy jednego z wspierających go radnych PiS - potrafił się zreflektować i przeprosić (tak jak wtedy, gdy partyjny gorliwiec zaczął w chamski sposób obrażać na Twitterze uczciwych i rzetelnych dziennikarzy).

Obraz
© Forum | Zbyszek Kaczmarek

Kluczowe w tym wszystkim jest jedno: ludzie Trzaskowskiego w końcu zdali sobie sprawę z błędów, jakie popełniono w pierwszych miesiącach nieformalnej kampanii. A przynajmniej tak zapewniają. Kandydat PO w ostatnich miesiącach atakowany był ze wszystkich stron - od prawa do lewa. Wytykano mu miałką kampanię (również wewnętrz PO)
, porównywano do Bronisława Komorowskiego. W "Gazecie Wyborczej" i innych bliskich opozycji mediach pojawiały się teksty dla Trzaskowskiego wręcz druzgocące. Wnioski mają zostać wyciągnięte. Czy to się uda? Zobaczymy.

Sam Trzaskowski nie ma wątpliwości: stawka tych wyborów jest olbrzymia. "Tu, w Warszawie, będzie się rozstrzygało to, czy nasze państwo będzie dalej wyglądało tak jak wygląda w tej chwili, czy jest szansa na zmianę" - zapowiada kandydat. Jego otoczenie idzie jeszcze dalej: twierdzi, że batalia warszawska zdefiniuje polską politykę na najbliższe 5 lat. Bo wynik elekcji samorządowej w dużej mierze będzie determinować cały cykl wyborczy lat 2019/2020.

Człowiek z zaplecza Trzaskowskiego zapowiada: "Niech Warszawa będzie grą o wszystko".

Michał Wróblewski dla WP Opinie

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)