"Brak wzajemnej sympatii". Szef BBN o głośnych dymisjach generałów
- Wierzę, że doświadczenie wszystkich emerytowanych oficerów - zwłaszcza tak wysokiego szczebla - Rzeczpospolita powinna wykorzystywać - stwierdził major rezerwy Jacek Siewiera, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
Szef BBN na antenie TVN24 podkreślił, że pan prezydent "w obszarze bezpieczeństwa wierzy w dobrą współpracę z każdym przedstawicielem rządu, który zostanie powołany, bez względu na to, jaki jego skład będzie i jaka będzie większość w Sejmie".
- Warto wspomnieć, że w ostatnich dniach na polecenie pana prezydenta w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego odbyłem spotkania z przedstawicielami w zasadzie wszystkich dużych ugrupowań, które zajmują się działem obronności szeroko rozumianej, nie tylko wojskowej, ale obronności, bezpieczeństwa rozumianego jako systemu odporności państwa. Bez kamer, na pogłębioną dyskusję o potencjalnej współpracy w tym obszarze - przekazał Siewiera.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rosyjskie linie mogą się posypać? “Tak samo było z Chersoniem”
Zaznaczył, że "prezydent przywiązuje do niej ogromną wagę". Na pytanie, co z tych spotkań wynikło, odpowiedział: - Przede wszystkim zostały zaakcentowane te obszary odpowiedzialności za państwo, na których szczególnie zależy panu prezydentowi i z których prezydent nie zrezygnuje w obliczu tych zagrożeń, które mamy za wschodnią granicą, a ten obraz rysuje się bardzo ponury.
Siewiera pytany był też o rezygnację dowódców tuż przed wyborami. Przypomnijmy, ze Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Rajmund Andrzejczak i dowódca operacyjny gen. Tomasz Piotrowski złożyli dymisję kilka dni przed 15 października.
- To są dowódcy, którzy mieli ogromne doświadczenia i zaskarbili sobie szacunek żołnierzy i zaufanie zwierzchnika sił zbrojnych. Tym bardziej, zaskakujące, że po doświadczeniach ewakuacji z Afganistanu, po doświadczeniach z wojny - to są cenne doświadczenia - zakończyli służbę wojskową w ten sposób - skomentował szef BBN.
Jak dodał, "na ten moment są oni w okresie wypowiedzenia i przechodzą całą procedurę". - Ilość emocji związanych z całym zdarzeniem sprawia, że dziś lepiej, by upłynął odpowiedni czas, zanim Rzeczpospolita wykorzysta doświadczenia tych dowódców - kontynuował.
Jego zdaniem, każdy, kto obserwował tą sytuację widział napięcie i emocje. - To nie była tajemnica - sympatii między zwierzchnictwem MON a dowódcami sił zbrojnych nie było. Ten brak wzajemnej sympatii przenosił się - powiedział i podkreślił, że było to w czasie gdy grupa Wagnera została rozmieszczona przy polskiej granicy i prowadziła prowokacje w okolicach Brześcia, a także kiedy dochodziło do naruszeń polskiej przestrzeni powietrznej przez uzbrojone śmigłowce.
Co z 300-tysięczną armią?
Siewiera został zapytany także o to, czy Polskę stać na armię liczącą 300 tys. żołnierzy oraz czy to jest armia, którą powinna mieć Polska.
- To jest liczebność armii, która na pewno jest osiągalna, jest to ambitny cel, ale możliwy do zrealizowania, również w aspekcie demograficznym. Polska historia pokazuje, że takie liczebności sił zbrojnych są możliwe do osiągnięcia - ocenił.
- Nowy minister obrony narodowej i nowy rząd będzie rozmawiał z prezydentem i premierem o sytuacji kadrowej - skomentował z kolei w TVN24 były minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak.
- Nie ma dziś demografii na 300-tysięczną armię. Sam PiS zakładał, z tego co wiem, że w 2035 taka armia będzie. Są rekordowe odejścia, a minister Błaszczak nie potrafi rozstać się ze swoim stanowiskiem i przypuszcza ataki na mnie. Mówiłem o 220 tysiącach żołnierzy, biorąc pod uwagę to, ilu potrzeba ludzi do obsługi nowego sprzętu - tłumaczył Siemoniak.
Czytaj też: