Polowanie na generałów. Ich śmierć obnażyła słaby punkt Rosjan

Ukraińcy urządzają regularne polowania na rosyjskich generałów. Żaden nie może czuć się bezpieczny, zwłaszcza kiedy do akcji wkraczają wsparte znakomitym rozpoznaniem ukraińskie siły specjalne. Ostatnim razem Kreml tracił generałów z taką częstotliwością podczas stalinowskich czystek i II wojny światowej.

Rosyjskie ćwiczenia wojskowe na Krymie. Po prawej gen. Walerij Gierasimow, w środku minister obrony Federacji Rosyjskiej Siergiej Szojgu
Rosyjskie ćwiczenia wojskowe na Krymie. Po prawej gen. Walerij Gierasimow, w środku minister obrony Federacji Rosyjskiej Siergiej Szojgu
Źródło zdjęć: © AFP, East News, RUSSIAN DEFENCE MINISTRY | VADIM SAVITSKY

Śmierć kolejnych rosyjskich generałów nie jest dziełem przypadku. Już w marcu Ukraińcy poinformowali, że wywiad otrzymał zadania poszukiwania, zlokalizowania i wyeliminowania rosyjskiej kadry dowódczej. Anonimowo mówił o tym w BBC jeden z doradców prezydenta Wołodymyra Zełenskiego.

Jak dodał rozmówca stacji, poszukiwani są przede wszystkim generałowie, pułkownicy, piloci oraz dowódcy oddziałów artylerii i doborowych jednostek gwardyjskich. Precyzyjne uderzenia w sztaby, punkty dowodzenia, kolumny sztabowe i okręty poprzedza ogromna praca wywiadu, a jej ostatnim etapem jest uderzenie tam, gdzie najbardziej boli.

Likwidowanie wyższych rangą dowódców ma nie tylko wymiar militarny. Choć eliminacja doświadczonych wojskowych faktycznie ogranicza rosyjskie zdolności bojowe, równie ważny jest cios wizerunkowy. Ukraińska propaganda znakomicie wykorzystuje śmierć każdego rosyjskiego oficera wyższego szczebla. Kreml z kolei bardzo rzadko przyznaje się do tego typu strat.

Rosja śmierć żołnierza, nawet w czasie pokoju, uznaje za tajemnicę państwową, więc teraz tym bardziej nie informuje o oficjalnych stratach. W przypadku gen. mjr. Władimira Frołowa żadna wiadomość o jego śmierci nie pojawiła się w mediach państwowych aż do pogrzebu wojskowego w Petersburgu 16 kwietnia. Nie do końca pewna jest nawet data śmierci - 11 kwietnia Frołow jeszcze żył i dowodził szturmem na Mariupol.

Polowanie na sztaby

Niebagatelną rolę w wyszukiwaniu stanowisk dowodzenia i sztabów odgrywają wojska walki radioelektronicznej, które przechwytują rosyjską łączność i namierzają, skąd jest prowadzona. Rosjanie od początku wojny mają problem z łącznością, która działa albo bardzo słabo, albo w ogóle. I to na każdym poziomie: od indywidualnego wyposażenia żołnierza aż do poziomu strategicznego.

Ukraińcy nie mają żadnego problemu z przechwytywaniem łączności wroga. Rosjanie korzystają z nieszyfrowanych krótkofalówek, które można kupić w zwykłych sklepach. Tymczasem radiostacje Azart, na które w 2012 roku wydali 240 mln dolarów, nie są kompatybilne z marketowym sprzętem.

W dodatku szyfrowanie pozostawia wiele do życzenia - nawet jeśli ono jest i może poprawnie działać, to Rosjanie rozmawiają otwartym tekstem. Tak było w przypadku łączności pomiędzy samolotem wczesnego ostrzegania A-50 a myśliwcami Suchoja, które uderzały w cele lądowe. Wówczas Rosjanie nie ponieśli konsekwencji, ponieważ atakowali znad Białorusi.

Zupełnie inaczej było w Czarnobajewce. Podchersońskie lotnisko było atakowane przynajmniej 18 razy, i to zawsze, kiedy pojawiały się tam śmigłowce zaopatrzeniowe albo sztaby. Mimo to Rosjanie niczego się nie nauczyli. 18 marca w ataku na lotnisko miał zginąć gen. por. Andriej Mordwiczew, dowódca 8. Gwardyjskiej Armii Ogólnowojskowej. Ostatecznie okazało się, że wojskowy przeżył, ale został ranny.

Co nie udało się 18 marca, powiodło się tydzień później. 25 marca w ostrzale artylerii rakietowej zlikwidowano dowódcę 49. Armii Ogólnowojskowej gen. por. Jakowa Rezancewa. Razem z nim zginęło dwóch pułkowników.

Również wspomniany Frołow, zastępca dowódcy 8. Gwardyjskiej Armii Ogólnowojskowej, zginął podczas ostrzału stanowiska dowodzenia. Ukraińcy przechwycili informację, że odwiedzi on brygadowe stanowisko dowodzenia. Uderzenie w odpowiednim momencie było już tylko detalem wieńczącym współdziałanie kilku elementów całego systemu.

O słabości rosyjskich systemów walki radioelektronicznej najlepiej świadczy jednak śmierć gen. mjr. Andrieja Simonowa, dowódcy Oddziałów Walki Elektronicznej 2. Gwardyjskiej Armii Ogólnowojskowej. Wojskowy zginął 29 lub 30 kwietnia pod Izjum w wyniku ataku artylerii rakietowej na stanowisko dowodzenia armii. Jego oddziały miały odpowiadać za bezpieczeństwo środków łączności. Jak widać, nie spisały się najlepiej.

Na celowniku wojsk specjalnych

Nie każdy rosyjski generał poniósł śmierć w wyniku ostrzału artylerii. Pierwszym, którego wyeliminowali Ukraińcy, był gen. mjr Andriej Suchowieckij, zastępca dowódcy 41. Armii Ogólnowojskowej. Zginął w Hostomelu od kuli strzelca wyborowego z wojsk specjalnych.

Po przechwyceniu rosyjskiej łączności siły specjalne zlikwidowały także gen. mjr. Romana Kutuzowa, który zginął pod Mikołaiwką niedaleko Popasnej. Dowódca 1. Korpusu Armijnego marionetkowej Ługańskiej Republiki Ludowej 5 czerwca został śmiertelnie trafiony w głowę.

Ofiarami działań wojsk specjalnych mieli paść także gen. mjr Andrij Kolesnikow, dowódca 29. Armii Ogólnowojskowej Wschodniego Okręgu Wojskowego, gen. mjr Witalij Gierasimow, dowódca 41. Armii Ogólnowojskowej, gen. mjr Oleg Mitjajew, dowódca 150. Dywizji Strzelców Zmotoryzowanych oraz gen. mjr Machomet Tuszajew, dowódca czeczeńskiego 141. pułku zmotoryzowanego. Rosjanie nie potwierdzili śmierci żadnego z nich.

W przypadku Gierasimowa, bliskiego człowieka Putina, przedstawiciele Kremla wręcz zaprzeczają jego śmierci. Generał został nawet odznaczony, jednak w telewizji się nie pokazał. Na antenie wystąpił za to Tuszajew, jednak zachodzi podejrzenie, że nagranie zostało spreparowane.

Ogromne straty Rosjan

Operacje sił specjalnych są tajne i jeszcze długo po wojnie takie pozostaną. Można jednak przypuszczać, że schemat jest podobny do stosowanego przez wojska NATO w Iraku i Afganistanie. Wywiad albo wojska radioelektroniczne zdobywają informację, która jest analizowana, a następnie opracowywany jest plan przechwycenia celu. Wojska specjalne są potem przerzucane w rejon operacji, gdzie wykonują powierzone zadanie. I choć o szczegółach misji wiadomo niewiele, ich skuteczność jest niepodważalna.

Podczas II wojny światowej Sowieci ponieśli ogromne straty, nieporównywalne z żadnym innym krajem alianckim. Zginęło 416-442 radzieckich generałów i admirałów, z czego 63 z ręki siepaczy NKWD. Najgorszy był 1941 rok, kiedy każdego miesiąca ginęło średnio 18 generałów. Od 1942 roku ZSRR tracił natomiast 8-9 generałów miesięcznie.

Dla porównania, w latach 1941-45 zginęło 40 amerykańskich generałów, w tym tylko 11 w wyniku działań wroga. Niemcy stracili za to aż 963 generałów. 110 z nich popełniło samobójstwo, a ponad 500 dowódców zginęło w ostatnim roku wojny. 

II wojna światowa była jednak zupełnie inną wojną niż współczesne. W Afganistanie w ciągu 10 lat walk Sowieci stracili pięciu generałów. Amerykanie - tylko jednego, zabitego w zamachu.

Tak ogromne straty wśród wyższych oficerów są niespotykane na współczesnym polu walki. W Ukrainie zginęło dotąd 11 z około 1300 rosyjskich generałów i około 40 z 2800 pułkowników i komandorów. Należy jednak wziąć pod uwagę fakt, że w Ukrainie walczy około 20 proc. sił rosyjskich i taki sam procent wyższych oficerów. A ponieważ ukraiński wywiad nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i polowanie trwa, można się spodziewać kolejnych sukcesów.

Czytaj też:

Wybrane dla Ciebie