Podpisał, ale już się nie cieszy. Prezydent w piątek zawetował swoją decyzję z poniedziałku [OPINIA]
Najpierw dostał, potem podpisał. A gdy już podpisał, to przeczytał. I się trochę zdziwił. Przykro mi to pisać, bo mówimy o prezydencie Rzeczypospolitej Polskiej, ale niestety właśnie tak wygląda miotanie się Andrzeja Dudy wokół tragicznej ustawy o speckomisji ds. badania wpływów rosyjskich. Inny wariant jest taki, że prezydent doskonale wiedział, co robi, a teraz stara się z wyrachowania zminimalizować straty.
Uczeń lub student wypełnia test. Zaznacza odpowiedzi. Po czym zaczyna myśleć, przypomina sobie to, czego się nauczył. I stwierdza, że pozaznaczał wszystko źle. Czasem jest już za późno na zmiany, bo "na teście nie można kreślić" albo myśl pojawiła się po oddaniu kartki. Wszyscy byliśmy w takiej sytuacji, prawda?
W takiej sytuacji jest właśnie prezydent Andrzej Duda. Tyle że nie próbuje uzyskać promocji z drugiej do trzeciej klasy, lecz decyduje o polskiej praworządności. A w zasadzie już zdecydował. Zdecydował źle.
Domniemanie winy
Andrzej Duda w poniedziałek podpisał "rewelacyjną" ustawę o speckomisji ds. badania wpływów rosyjskich. Radości nie było końca. Bądź co bądź, wreszcie - zdaniem prezydenta - ujawnimy kremlowskich agentów wpływu.
O tym, dlaczego prezydent się wtedy mylił, pisałem już na łamach WP kilkukrotnie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Polska zapłaci kary za "lex Tusk"? "To nie rozwiąże sprawy"
Nie chcę więc powtarzać, po prostu zachęcam do przeczytania tekstów "Siedem grzechów >>lex Tusk<<. Skandaliczna ustawa przyjęta" oraz "Prezydent podpisał >>lex Tusk<<. Jest pięść, nie ma prawa".
W największym skrócie: wskazałem, że przepisy podpisanej ustawy są zupełnie nieakceptowalne. I to nie dlatego, że są niezgodne z deklarowanymi intencjami, czyli chęcią pozbycia się rosyjskich wpływów z Polski. Są po prostu źle napisane.
Najlepszym dowodem na to była obrona tych przepisów przez prawniczy autorytet Prawa i Sprawiedliwości - prof. Genowefę Grabowską.
Grabowska wskazała, że "jeśli ktoś uważa, że nie wywierał wpływu i nie podlegał wpływom rosyjskiej agentury - wtedy próbuje i udowadnia to najpierw przed komisją weryfikacyjną".
Mówiąc wprost: domniemanie winy. Taką świetną ustawę stworzyło Prawo i Sprawiedliwość, a prezydent podpisał.
Próba odwrotu
Zachwyt głowy państwa z poniedziałku jednak minął. W piątek pojawiły się już wątpliwości. Prezydent więc proponuje: znowelizujmy ustawę, którą dopiero co przyjęliśmy, a ja, Andrzej Duda, podpisałem.
Duda proponuje kilka zmian. Warto im się przyjrzeć wnikliwiej.
Po pierwsze, prezydent chce, aby decyzje speckomisji nie były zaskarżane do sądów administracyjnych, lecz cywilnych.
To kwestia, na którą zwracało uwagę wiele osób, tak się składa, że ja także.
Pisałem, że "oczyszczenia" dokonywać będzie sąd administracyjny. W większym stopniu oceniana będzie więc zgodność ze skrojonymi przez rządzących procedurami, choćby były one niewłaściwe, niżeli kwestie merytoryczne. Sąd administracyjny najzwyczajniej w świecie nie ma realnych możliwości oceny tego, czy ktoś był agentem wpływu, czy nim nie był.
Bazować więc będzie na dokumentach zgromadzonych i przeanalizowanych przez komisję. Oczywiście o ile je wszystkie dostanie, bo to również nie jest oczywiste.
Prezydent powinien to wiedzieć przed podpisem. Ale zaczęło mu to przeszkadzać dopiero teraz.
W efekcie mamy taką sytuację, że prezydent podpisał ustawę o speckomisji, która ma być organem administracji publicznej i właściwa jest ścieżka administracyjna, a chwilę po podpisie uznał, że jednak ścieżka administracyjna jest niewłaściwa.
Andrzej Duda pięknie mówił też o dwuinstancyjnym postępowaniu sądowym. Chce odwołań od decyzji komisji do sądu apelacyjnego, co do zasady Sądu Apelacyjnego w Warszawie (gdyby ktoś nie kojarzył, który to sąd, uprzejmie informuję, że to ten, którego prezesem jest Piotr Schab, zaufany człowiek obozu Prawa i Sprawiedliwości).
Tu rodzi się pytanie: który sąd będzie drugą instancją? Sąd Ostateczny?
Po drugie, prezydent stwierdza, że speckomisja powinna być "ponad wyborami", dlatego w jej składzie nie powinno być członków parlamentu.
Ja zatem uprzejmie przypominam, że w Trybunale Konstytucyjnym również nie ma członków parlamentu. A po serii usprawnień wdrożonych przez Prawo i Sprawiedliwość jest instytucją na wskroś karykaturalną. I mówią to dziś już nie tylko przeciwnicy Prawa i Sprawiedliwości oraz złośliwi dziennikarze, lecz także sami dziejowi dobrodzieje, których denerwuje to, że trybunał nie orzeka.
Jeśli ktoś wierzy w to, że bezpiecznikiem zapewniającym fachowość speckomisji jest to, że nie będzie można powołać do jej składu osób, które będą łączyły funkcję w komisji z parlamentarną - cóż, może kiedyś zaczną dawać medale za naiwność.
Po trzecie wreszcie, prezydent chce zlikwidować środki zaradcze, czyli to, co budziło najwięcej kontrowersji. Speckomisja będzie tylko wzywała przed swe oblicze, a jak ktoś - mówiąc za Grabowską - nie dowiedzie swojej niewinności, ewentualnie będzie miał wilcze oczy, to ta zupełnie apolityczna komisja stwierdzi, że wezwany jest zły. I tyle.
Pytanie, które mam dziś do prezydenta, brzmi: to po co ta komisja?
Bez radości
Oczywiście mógłbym się długo wyzłośliwiać, mógłbym kpić, że prezydent zrobił spektakularny obrót o 360 stopni. Ale byłaby to tylko część prawdy.
Mamy bowiem dziś sytuację taką, że fatalna ustawa została przez prezydenta podpisana. A nowelizacja, która ma trochę załatać największe bzdury, które znalazły się w ustawie, ma być dopiero złożona do laski marszałkowskiej.
Jeśli tylko Elżbieta Witek i Marek Ast uznają, że prezydencka nowelizacja jest zbędna, to niszczarka zrobi brr-brr. I tyle będzie z tych wspaniałych pomysłów prezydenta Andrzeja Dudy.
Gdy Sejm przyjął ustawę o speckomisji, napisałem: "ustawa trafi teraz do prezydenta, który będzie musiał zdecydować: albo wyciągnie długopis, zamknie oczy i podporządkuje się Jarosławowi Kaczyńskiemu oraz jego politycznym potrzebom, albo podejdzie poważnie do swojego zadania i stwierdzi coś, co widać na pierwszy rzut oka: że ustawa jest rażąco niekonstytucyjna".
Prezydent zamknął oczy, podporządkował się. A teraz się nie cieszy. Doskonale go rozumiem. Nie ma powodów do radości.
Czytaj też:
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl