Kogo wezwać przed "antyruską" komisję? Lista Słowika [OPINIA]
Morawiecki, Kaczyński, Karczewski, Obajtek. Wszyscy powinni zostać przesłuchani przez speckomisję wyjaśniającą rosyjskie wpływy w Polsce. Nie chodzi oczywiście o to, by ich napiętnować. Chodzi o to, by niektóre kwestie wyjaśnić. I nie ma co się oburzać – przecież uczciwi nie mają się czego bać.
Sejm ustawę uchwalił, prezydent podpisał, komisja ds. badania wpływów rosyjskich niebawem zostanie powołana.
Politycy wyznaczyli komisarzom czas na opublikowanie pierwszego raportu z prac do 17 września 2023 r. - mało! A zatem wszystkie ręce na pokład. W odpowiedzialności za dobro ojczyzny postanowiłem pomóc i wskazać kilka osób, które powinny zostać wezwane przed oblicze najjaśniejszej komisji.
Dla jasności: skupiłem się na osobach związanych z Prawem i Sprawiedliwością. Plotki głoszą, że tych związanych z Platformą Obywatelską wytypowano przy Nowogrodzkiej już dawno temu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Duda przekreślił swoją polityczną przyszłość? Ekspert: jest wiele państw, nie tylko demokratycznych
Kwestia prawdopodobieństwa
W tym miejscu muszę poczynić jedno zastrzeżenie, całkiem na poważnie: Ustawa o państwowej komisji ds. badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2007–2022 to antydemokratyczny twór, który nigdy nie powinien zostać przyjęty w praworządnym państwie.
Nie chodzi o to, że nie należy badać związków funkcjonariuszy publicznych, przedsiębiorców czy dziennikarzy z Kremlem. Po prostu nie należy tego robić w tak kuriozalnej, całkowicie upolitycznionej procedurze.
Szeroko o błędach, wypaczeniach i bezprawiu w tej ustawie już napisałem w tekście "Siedem grzechów 'lex Tusk'. Skandaliczna ustawa przyjęta". Dodam jeszcze tylko, że tzw. środek zaradczy w postaci zakazu pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi na okres do 10 lat będzie można orzec wtedy, gdy "istnieje prawdopodobieństwo, że osoba będąca w latach 2007–2022 funkcjonariuszem publicznym lub członkiem kadry kierowniczej wyższego szczebla działała pod wpływem rosyjskim na szkodę interesów Rzeczypospolitej Polskiej, ponownie będzie dokonywała czynności [szkodliwych dla Polski, inspirowanych z Rosji - red.]".
W ustawie nie przesądzono, jak duże ma to być prawdopodobieństwo. A zatem może być małe.
A teraz czas na listę osób związanych z Prawem i Sprawiedliwością, które należałoby wezwać przed oblicze komisji.
Szef rządu na czele
W pierwszej kolejności należałoby wezwać Mateusza Morawieckiego.
Powodów jest kilka.
Przede wszystkim Mateusz Morawiecki jest szefem rządu. Dobrze byłoby, aby niezależny organ administracji publicznej dał kluczowemu polskiemu politykowi dowód na to, że nie jest on powiązany z Rosją. W dobie powszechnych oskarżeń o prorosyjskość jednych czy drugich polityków taki glejt wiele znaczy.
Dodatkowo pamiętajmy, że Morawiecki był członkiem Rady Gospodarczej przy premierze Donaldzie Tusku. A że Tusk według władzy był agentem ruskiego wpływu - rzecz jasna.
Kremlowska siatka jednak rzadko kiedy jest jednoosobowa. Najchętniej zaś rosyjskie macki sięgają po przedstawicieli dużego biznesu, który ma ciepłe relacje z politykami.
Wypisz-wymaluj: Mateusz Morawiecki, obecny premier.
Oczywiście łączenie funkcji społecznej Morawieckiego przy Tusku z Kremlem wydaje się działaniem skrajnie na wyrost. Ale czy nie należałoby tego wyjaśnić?
Dodatkowo złe języki, zapewne inspirowane z Berlina, Moskwy albo Jerozolimy, plotą, że kierowany przez Morawieckiego bank pośredniczył w próbie przejęcia Azotów Tarnów przez rosyjską spółkę Acron.
Dla jasności: ja zarzutu nie stawiam. Ale przecież komisja będzie od tego, by wyjaśnić, prawda?
Komisja w sprawie komisji
Gdy już wyjaśni, przydałoby się wezwać Jarosława Kaczyńskiego. Ot, choćby na samą okoliczność powołania speckomisji. Oburzenie jej powstawaniem wyraził już nawet amerykański Departament Stanu. Przeciwko jest większość Polaków, czego dowodem są wyniki sondażu dla WP.
Zasadne wydaje się twierdzenie, że na Kremlu nie płakali z tego powodu, że Polska wymienia się kuksańcami z USA, a światowe media piszą o skandalicznej polskiej ustawie.
Wyjaśnijmy więc, kto wymyślił, że powinna powstać komisja. Kto stworzył przepisy? Kto - wbrew dziesiątkom negatywnych opinii legislacyjnych, napisanych nawet przez organizacje bliskie rządzącym - parł do uchwalenia ustawy?
Przy okazji Jarosława Kaczyńskiego można by od razu zapytać, komu polityczną karierę zawdzięcza Wojciech Jasiński, były minister Skarbu Państwa w rządach Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego oraz były prezes zarządu PKN Orlen.
Samego Jasińskiego zresztą też przydałoby się wezwać. Raz, że należał do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. To oczywiście nie oznacza, że ktoś w ostatnich latach był agentem wpływu, ale małe prawdopodobieństwo przecież istnieje, czyż nie?
Dodatkowo Jasiński, jako minister, podpisał umowę na dostawy gazu ze Wschodu. Politycy opozycji zarzucają, że niekorzystną. Najwyższa Izba Kontroli zaś przyznała, że Jasiński wydał zgodę na zawarcie umowy w ciągu jednego dnia, a ministerstwo dokumentu właściwie nie przeanalizowało.
Możliwe, że kontrolerzy i politycy opozycji się mylą. Komisja przecież ustali prawdę.
Głupota o cieple
Kolejną wezwaną osobą powinien być senator Stanisław Karczewski, były marszałek Senatu.
To on przecież powiedział o Alaksandrze Łukaszence, że to ciepły człowiek (choć media donoszą, że coraz bardziej zimny).
Gdy Karczewski to mówił w 2016 r., tuż po powrocie z Mińska, dyktatorskie zapędy i praktyki Łukaszenki były powszechnie znane. Bronił też Łukaszenki, wskazując, że na Białorusi nie ma więźniów politycznych.
"Mroźny Mińsk i wieczór ogrzało bardzo ciepłe przyjęcie delegacji polskich parlamentarzystów przez władze Republiki" - zachwalał gościnność Łukaszenki Karczewski.
Zapewne była to zwyczajna głupota. Ale to, że od Łukaszenki do Putina blisko, wiedzą nawet małe dzieci. A zatem niech to wyjaśni speckomisja ds. badania wpływów rosyjskich. Wszyscy trzymamy kciuki za to, by okazało się, że rzeczywiście to była głupota.
Wybitnie antyrosyjski jest Bartosz Kownacki, poseł PiS i były wiceminister obrony narodowej. Kownacki był w Rosji w 2012 r. jako obserwator wyborów prezydenckich.
Wypełniał, co prawda, demokratyczną misję, ale czy Rosjanie nie korumpowali nigdy demokratów?
Jeśli dowodem na związki z Rosją polskich generałów było to, że pozowali do zdjęć w ruskich czapkach, czy mocną poszlaką nie jest to, że Kownacki w żadnej czapce nie pozował? Dobry szpieg przecież umie się też dobrze kryć. Prawdopodobieństwo kremlowskich wpływów na poziomie co najmniej 0,000001 proc. - czyli zgodnie z ustawą o speckomisji sprawą należy się zająć.
Z mediów i biznesu
Wojciech Skurkiewicz, wiceminister obrony narodowej, powiedział, że przed komisją powinno stanąć wielu dziennikarzy. Wskazał jako przykład tych związanych z Telegrafem. Zapewne chodziło mu o Telegram, a nie Telegraf - ale przejęzyczenie jest zrozumiałe, bo tzw. afera Telegrafu rozpalała na początku lat 90. umysły i emocje wielu osób zainteresowanych polityką. Nie chcę przypominać, kogo wtedy - niesłusznie, rzecz jasna - oskarżano o różne dziwne kontakty, bo jeszcze naprawdę mnie wsadzą. Ale jeśli ktoś jest zainteresowany, może sprawdzić.
Wracając jednak do pomysłu Skurkiewicza, w pierwszej kolejności wezwani powinni zostać bracia Karnowscy. To oni przeprowadzili wywiad z ambasadorem Rosji w Polsce, który opublikowano już po agresji rosyjskiej na Ukrainę w lutym 2022 r.
Wywiad to był, jak sami Karnowscy przekonują, bezkompromisowy, ostry, nieustępliwy. I, co też przyznali, przeprowadzony wskutek propozycji złożonej przez pośrednika.
Najwyższy czas dowiedzieć się, kto był tym pośrednikiem.
Wezwany powinien zostać też Daniel Obajtek, obecny prezes zarządu PKN Orlen. Dziennikarz TVN i TVN24 Łukasz Frątczak od kilku miesięcy analizuje kulisy fuzji Orlenu z Lotosem.
" 'Gdzie tu Rosjanie, to nie ma nic wspólnego z nimi' - tak wielokrotnie i stanowczo zapewniał prezes Daniel Obajtek komentując decyzje dotyczące fuzji Orlenu z Lotosem - czy rzeczywiście tak jest?" - zapowiedziano ostatni reportaż Frątczaka. I pokazano w nim, że Orlen sprzedał część Lotosu za połowę wartości kapitału zakładowego spółki. Byli co prawda inni chętni na zakup, ale Orlen - w świetle ustaleń TVN24 - nie dopuścił ich do złożenia oferty. Skorzystała na tym zaś - jak na każdym potknięciu Polski - Rosja.
Koncern paliwowy stanowczo zaprzecza doniesieniom dziennikarza. Zapowiedział, że "spółka podejmie stosowane kroki prawne w celu ochrony wizerunku i dobrego imienia".
Ale zarzut się pojawił. Daniel Obajtek więc powinien zostać wezwany i przesłuchany.
Spokojnie, panie Danielu. Przecież wszyscy zwolennicy powołania speckomisji mówią, że uczciwi nie mają się czego bać.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski