PolitykaPO pomoże PiS zmienić konstytucję? "To może być kluczowe"

PO pomoże PiS zmienić konstytucję? "To może być kluczowe"

Politolodzy nie mają wątpliwości, że samodzielne rządy PiS doprowadzą do próby zamiany konstytucji, a kluczowe dla osiągnięcia tego celu mogą być dalsze losy PO. - W polityce wszystko jest możliwe, gdyż polega ona na realizacji określonych interesów. Te z kolei mogą być uwidocznione w trakcie trwania kadencji Sejmu. Przecież może dojść do podziałów, czy nawet rozpadu PO. Scenariusze mogą być różne - przyznaje w rozmowie z WP dr Grzegorz Balawajder z Instytutu Politologii Uniwersytetu Opolskiego. Dr hab. Rafał Chwedoruk zastanawia się natomiast, czy PiS pójdzie drogą Viktora Orbana, a ewentualne zmiany w konstytucji będzie próbował wprowadzać za pomocą referendum.

PO pomoże PiS zmienić konstytucję? "To może być kluczowe"
Źródło zdjęć: © PAP | Jakub Kamiński
Przemysław Dubiński

Ostatnie wybory parlamentarne stworzyły w Polsce sytuację bez precedensu. Od 1918 roku żadna partia nie zdobyła tak dużej liczby mandatów, by rządzić samodzielnie. Udało się to dopiero PiS, który wprowadził do Sejmu 235 posłów i dzięki temu nie musi z nikim wchodzić w koalicję. Wynik ten nie jest jednak wystarczający, by zmienić lub stworzyć nową konstytucję, czyli zrealizować plan, który od dawna zapowiada lider tej partii. Do tego potrzebnych jest 307 posłów i 51 senatorów.

Jak kukułcze jajo

Podczas kampanii temat zmiany konstytucji traktowany był jak kukułcze jajo. PO próbowała podrzucić je PiS, przypominając przygotowany przez tę partię w 2010 roku projekt. Ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego nie chciało jednak w żaden sposób podnieść rękawicy tłumacząc, że jest to stary projekt, który obecnie jest już nieaktualny.

Nie jest jednak tajemnicą, że PiS poważnie myśli o stworzeniu nowej konstytucji. Świadczą o tym chociażby słowa wypowiedziane w maju przez ówczesnego kandydata na prezydenta - Andrzeja Dudę, który podczas wystąpienia w Zakopanem stwierdził: - Chciałbym podjąć się zadania tworzenia nowej konstytucji. Chciałbym, aby Polska zyskała ustawę zasadniczą na miarę Konstytucji 3 maja, na miarę wielkiej przyszłości naszego państwa.

Zaznaczył on jednocześnie, że ustawa zasadnicza powinna m.in. akcentować suwerenność, gwarantować prawa obywatelskie i wzmacniać elementy demokratyczne, w tym proces wyborczy. Uzasadnieniem dla zmian miałby być fakt, że konstytucję z 1997 roku tworzyło pokolenie wychowane w czasach, kiedy Polska nie była państwem suwerennym i znajdowała się "w radzieckiej strefie wpływów".

Dobry klimat do zamian?

W sejmowych kuluarach można usłyszeć, że w nowym rozdaniu może stworzyć się klimat do prac nad nową konstytucją lub nad jej zmianami.

- Jeżeli w PO pojawi się nowy lider, to będzie on musiał wykazać się spektakularnym sukcesem. Podobnie jest z ruchem Kukiz'15, który dostał się do Sejmu głosząc hasła zmiany. W tym kontekście prace nad nową konstytucją nie są tak bardzo nierealne - mówi WP jeden z posłów.

Czy możliwy jest zatem scenariusz, w którym podczas prac nad konstytucją powstanie POPiS? Zdaniem ekspertów jest to mało prawdopodobne.

- Wątpię w powstanie POPiS-u. Zmiana konstytucji nie jest przedmiotem wielkiego zainteresowania społecznego. PO nie chciałaby ze zmian konstytucji robić swojego sztandarowego projektu. Ta partia jeszcze jakiś czas będzie zajmowała się sama sobą. Muszą zaproponować nowe cele, ale wątpię, by zmiana konstytucji była wśród nich wysoko w hierarchii - przyznaje dr Tomasz Słupik, politolog z Uniwersytetu Śląskiego.

Jego zdaniem kluczowe jest jednak pytanie: czy miałoby dojść do uchwalenia nowej konstytucji, czy wprowadzenia poprawek do obecnej? - Czasem zdarza się tak, że partie odległe od siebie ideologicznie potrafią rozmawiać na pewnych płaszczyznach. Może to dotyczyć np. ordynacji wyborczej czy ewentualnego przystąpienia Polski do strefy euro. To jest lifting i dla niego można byłoby znaleźć większość. Jednak by doszło do rozmów, to trzeba najpierw wiedzieć, o czym rozmawiamy. Obecnie nie mamy żadnego projektu czy chociażby propozycji - tłumaczy dr Słupik.

W podobnym tonie wypowiada się również dr Grzegorz Balawajder z Instytutu Politologii Uniwersytetu Opolskiego.

- Nie wierzę w koalicję POPiS. Grzegorz Schetyna po ewentualnym przejęciu przywództwa w partii nie będzie chciał robić nic, co będzie pod sztandarem PiS. Oni będą raczej myśleli o swoim oryginalnym pomyśle - tłumaczy politolog.

Wszyscy eksperci zwracają jednak uwagę na fakt, że dużo zależeć będzie od tego, co stanie się z samą PO. Ewentualne podziały w partii mogą stworzyć bowiem idealną okazję, by przekonać niektórych posłów do przejścia na stronę obozu rządzącego.

- W polityce wszystko jest możliwe, gdyż polega ona na realizacji określonych interesów. Te z kolei mogą być uwidocznione w trakcie trwania kadencji Sejmu. Przecież może dojść do podziałów czy nawet rozpadu tej partii. Scenariusze mogą być różne - przyznaje dr Balawajder.

- Kluczowe może okazać się to, co się stanie z PO. Są wyraźnie dwie frakcje, które obecnie walczą o władzę. Na razie nie wiadomo, co wyłoni się z tego krajobrazu. Sytuacja jest bardzo płynna, a odpowiedź możemy poznać w najbliższych tygodniach. Przykład PiS pokazuje, że w polityce warto być cierpliwym. Pytanie brzmi: czy nowe przywództwo PO będzie cierpliwe i uda mu się skonsolidować tę partię? - zastanawia się z kolei dr Słupik.

Model prezydencki?

Politolodzy nie mają wątpliwości, że PiS chciałby tak zmienić konstytucję, by dawała ona większe prerogatywy prezydentowi, który ma obecnie jedynie prawo inicjatywy ustawodawczej i weta.

- Jarosławowi Kaczyńskiemu marzy się trochę konstytucja na wzór kwietniowej z 1935 roku - mówi dr Balawajder. Przyznaje on jednocześnie, że nie przekonuje go argumentacja prezydenta Andrzeja Dudy tłumaczącego konieczność zmian innymi realiami politycznymi, niż te z 1997 roku.

- To jest próba dobudowania ideologii i uzasadnienia zmiany konstytucji. Ta z 1997 roku rodziła się w warunkach III RP. Proszę zauważyć, że nie przeszkodziła ona w naszym wejściu do NATO, czy Unii Europejskiej - tłumaczy politolog z Uniwersytetu Opolskiego i dodaje: W polityce jest tak, że jak trzeba coś zmienić, to szuka się argumentacji. Jak czegoś nie da się uzasadnić merytorycznie, to próbuje się to zrobić za sprawą ideologii. Tak też jest w tym przypadku.

Dr hab. Rafał Chwedoruk zwraca z kolei uwagę na pewną niekonsekwencję PiS. - Warto zauważyć, że przy okazji ostatniego referendum, to PiS było głównym obrońcą konstytucji z jej pięcioprzymiotnikowym prawem wyborczym. Dzięki temu mogło zdobyć władzę. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że gdyby istniały JOW-y, to ta partia miałaby olbrzymie kłopoty z wygraniem wyborów - przekonuje politolog Uniwersytetu Warszawskiego.

Podkreśla on również, że pójście w stronę modelu prezydenckiego może być bronią obosieczną. - Zwiększanie roli prezydenta może w dłuższej perspektywie doprowadzić do wzmocnienia oponenta, który w przyszłości obejmie to stanowisko - tłumaczy dr Chwedoruk.

Eksperci są zgodni co do tego, że w konstytucji należałoby wprowadzić zmiany dotyczące roli prezydenta. W rozważaniach na ten temat pojawiają się jednak różne koncepcje.

- Moim zdaniem zmiany w konstytucji są uzasadnione. Na pewno jej wadą jest dualna egzekutywa. Prowadzi ona czasem do paraliżu i blokady, gdy mamy do czynienia z prezydentem z jednej opcji, a rządem z drugiej. Nad tym warto dyskutować i szukać innego rozwiązania. Pytanie: czy porzucamy obecny model, który jest niekonsekwentny i idziemy w kierunku półprezydenckiego lub prezydenckiego? Czy może ograniczamy kompetencje prezydenta i idziemy mocniej w stronę modelu parlamentarno-gabinetowego? - zastanawia się dr Słupik.

Dr Balawajder podkreśla z kolei, że jedynym argumentem za zwiększeniem władzy prezydenta jest fakt, że jest on wybierany w trybie wyborów bezpośrednich. - Są one mocną legitymacją do sprawowania władzy, więc z tego punktu widzenia można by mówić o zwiększeniu jego prerogatyw - tłumaczy politolog.

Wezmą przykład z Viktora Orbana?

PiS zdaje sobie sprawę z tego, że zbyt szybkie próby zmiany konstytucji mogłyby być źle odebrane przez społeczeństwo. Zdaniem politologów pośpiech w tej kwestii mógłby skutkować zarzutami, że partia zajmuje się tematami zastępczymi, zamiast realizować wyborcze obietnice.

Dlatego Jarosław Kaczyński i jego partia mogą w tej kwestii posłużyć się schematem, który zrealizował na Węgrzech Viktor Orban. Polega on na umocnieniu swojej pozycji na scenie politycznej oraz zdobyciu wysokiego poparcia społecznego. To z kolei może stworzyć oddolny klimat i przyzwolenie do zmiany konstytucji.

- Mogę sobie wyobrazić taki scenariusz, w którym rząd PiS oraz prezydent cieszą się wysokim poparciem, reformy się udają, sztandarowe obietnice zostają spełnione, a koalicja ma stabilną większość i wówczas tworzy się klimat do zmian konstytucji. Sprawnie radzący sobie obóz władzy ma wówczas legitymację społeczną - zarówno wyborczą, jak i tą, która wynika z nastrojów. Wówczas politycy mogą powiedzieć, że do kontynuowania tej polityki potrzebują nowych instrumentów. Podobnie było z Viktorem Orbanem na Węgrzech. On zaczął od wypracowania trwałej przewagi nad opozycją. Rozruszał gospodarkę i umiejętnie rozegrał konflikty z międzynarodowym kapitałem, a tym zyskał dodatkową legitymację, jako przywódca państwa. Wówczas mógł sobie na to pozwolić - analizuje dr hab. Rafał Chwedoruk.

- Wyobrażam sobie też taką sytuację, że gdy obóz władzy będzie pewien swojej pozycji, to przygotuje projekt zmiany konstytucji razem z wyborami parlamentarnymi lub prezydenckimi i przeprowadzi referendum. Ten scenariusz wydaje mi się najbardziej prawdopodobny - kończy politolog UW.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (419)