PiS w dramatycznej sytuacji. Cios od PKW i badania, które zasmuciły Kaczyńskiego
Decyzja PKW o zakwestionowaniu sprawozdania finansowego PiS to ogromny cios dla partii. To jednak niejedyny problem ugrupowania, jeśli mowa o zbliżającej się kampanii prezydenckiej. Wyniki wewnętrznych badań miały, jak mówią WP ludzie PiS, zaskoczyć samego prezesa Jarosława Kaczyńskiego.
Państwowa Komisja Wyborcza odrzuciła sprawozdanie finansowe PiS z wyborów parlamentarnych 2023 r. Lista grzechów wymienionych w uzasadnieniu decyzji PKW jest dla partii obciążająca również wizerunkowo. PKW wskazała tu agitację wyborczą PiS podczas pikników wojskowych, spot reklamowy Ministerstwa Sprawiedliwości i prowadzenie kampanii wyborczej przez pracowników Rządowego Centrum Legislacji.
Jeszcze nie jest pewne, ile dokładnie pieniędzy nie otrzyma PiS - choć wiadomo już, że wiele milionów zł. Jak wyliczył Tomasz Żółciak z Money.pl, w skrajnym wariancie będzie to nawet 92 mln zł do końca kadencji Sejmu. Wersja minimum: 47 mln zł.
Ale, jak pisze dziennikarz WP Patryk Słowik, prawdziwa awantura wokół publicznych pieniędzy dla Prawa i Sprawiedliwości dopiero się zacznie. O tym, co dalej, tutaj.
Po ogłoszeniu decyzji PKW odbyła się konferencja PiS. Głosu nie zabrał jednak w czwartek prezes partii Jarosław Kaczyński, ale Mariusz Błaszczak. Jak już informowaliśmy wcześniej, to właśnie Błaszczak jest faworytem Kaczyńskiego do objęcia w przyszłości stanowiska szefa Prawa i Sprawiedliwości. - Zmierzamy do tego, żeby wybory prezydenckie wygrał kandydat koalicji 13 grudnia. Przypominam, że kłamstwo ma krótkie nogi. To, co dzisiaj spotkało PiS, w przyszłości spotka reżim Tuska - grzmiał Błaszczak. Co w rozmowie z Wirtualną Polską mówią inni politycy partii? Z rozmów wyłania się większy problem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Co zrobi PiS, jeśli PKW odrzuci sprawozdanie? Dwa scenariusze
"Jeśli tego nie spie*rzymy"
- Decyzja PKW może nam pomóc - stwierdza polityk z władz PiS. - Jeśli tego nie spie*rzymy i uwolnimy energię ludzi, mobilizacja po naszej stronie może być potężna. Odebranie nam środków, czyli próba zagłodzenia nas, wkurzy wyborców. I szczerze mówiąc, na ten gniew liczymy - mówi, nie kryjąc swoich nadziei.
Według naszych informacji partia Jarosława Kaczyńskiego rozważała dwie koncepcje: albo zainicjować "wielką zbiórkę" pieniędzy na kampanię prezydencką i działalność partii już teraz, albo poczekać z nią do czasu przedstawienia kandydata na prezydenta. - Albo połączyć jedno z drugim - zaznaczał jeden z naszych rozmówców. Finalnie partia zdecydowała się błyskawicznie ogłosić zbiórkę w mediach społecznościowych jeszcze w czwartek, co nie oznacza, że to już koniec działań.
Słowem: PiS "uruchomi swoje zasoby" z "listy milionerów", którą swego czasu ujawniła na łamach WP dziennikarka Bianka Mikołajewska. Taki przynajmniej jest plan. Kolejny rozmówca dodaje: - Jeśli ktoś się będzie opierał, to zmusimy nasze "tłuste koty" do płacenia.
Wkrótce apel o finansowe wsparcie mają ogłosić publicznie też liderzy PiS. Rozważany jest jedynie termin.
- Na tej fali wsparcia możemy popłynąć w kampanii prezydenckiej. Będzie dobrze - mówi działacz PiS.
Bieda-kampania
Na razie PiS robi dobrą minę do złej gry. W kampanii prezydenckiej w 2020 roku partia warunki miała komfortowe: nie dość, że dysponowała największym budżetem spośród wszystkich partii, to posiadała jeszcze całą machinę administracyjno-rządową, by wspierać kampanię Andrzeja Dudy. Wtedy PiS na kampanię głowy państwa wydało niespełna 29 mln zł - niemal tyle, ile wynosił z góry narzucony limit.
W przyszłym roku ten limit będzie większy. PiS - jak usłyszeliśmy - spodziewało się nawet, że na kampanię prezydencką (zwłaszcza że nowy kandydat będzie wymagał zmasowanej akcji promocyjnej) wyda nawet 40 mln zł.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Ale decyzja Państwowej Komisji Wyborczej o nieprzyjęciu sprawozdania finansowego PiS - a tym samym obcięciu dotacji i (najprawdopodobniej) subwencji - może radykalnie ukrócić oczekiwania partii. PiS może stracić nawet kilkadziesiąt milionów złotych. I nie będzie mogło szastać kasą w kampanii. A to problem.
Powtórzmy: jak wyliczył portal Money.pl, w przyszłym miesiącu Prawo i Sprawiedliwość może stracić także prawo do całej subwencji, aż do końca tej kadencji Sejmu. W skrajnym scenariuszu - nawet ok. 92 mln zł.
Dlatego wsparcie działaczy i wyborców będzie niezbędne. PiS liczy na zebranie milionów złotych i zrekompensowanie strat wynikających z decyzji PKW.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
W rozmowie z WP politycy PiS nie kryją, że będą łączyli decyzję PKW z kampanią prezydencką. - To jest próba wyeliminowania kandydata PiS z wyborów prezydenckich - mówi nam poseł PiS Michał Moskal.
Podobną narrację przedstawia Mariusz Błaszczak. - Decyzja PKW wpływa na kampanię tak, że kandydat Koalicji Obywatelskiej na prezydenta będzie uprzywilejowany. I będzie miał fory. Takie będą realia - twierdzi w rozmowie z WP szef klubu parlamentarnego PiS.
Tego typu przekaz jest powielany przez liderów partii. Głównie w mediach społecznościowych.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
"Cel obecnej władzy jest jeden - zniszczyć opozycję, aby nie była w stanie wygrać wyborów prezydenckich. Zagarniając urząd prezydenta klika Tuska będzie mogła już bez żadnych ograniczeń wprowadzać swoje rządy bezprawia" - napisała na portalu X europoseł Beata Szydło.
Była premier stwierdziła, że "odpowiedzią Zjednoczonej Prawicy musi być praca, praca i jeszcze raz praca". "Pieniądze nie są wszystkim, czego potrzeba do działania. Najważniejsze są determinacja, odwaga, poświęcenie dla słusznej sprawy. Zwolennicy prawicy oczekują od nas walki o demokratyczną i wolną Polskę. Polacy dobrze wiedzą, jakie znaczenie będą miały wybory prezydenckie i bez wątpienia wspomogą nas w działaniach, tak jak zrobili to w 2015 roku. Nie możemy Ich zawieść" - napisała Szydło.
Co zasmuciło Kaczyńskiego
Finanse to niejedyny problem PiS, jeśli mowa o kampanii prezydenckiej. Wedle naszych informacji partia zakończyła pierwszą turę badań ilościowych i jakościowych, których wyniki mają wskazać najlepszego kandydata PiS na prezydenta.
Wyniki pierwszej tury badań negatywnie zweryfikowały niektórych kandydatów, którzy jeszcze w ostatnich tygodniach jawili się jako faworyci - słyszymy od informatorów z centrali PiS.
Najlepiej w badaniach miał wypaść były minister w rządzie Beaty Szydło, a wcześniej lekkoatleta i sprinter Witold Bańka, który do tej pory nie funkcjonował na giełdzie nazwisk.
O tym, że obecny szef międzynarodowej organizacji antydopingowej WADA ma być najpoważniejszym "kandydatem na kandydata", Wirtualna Polska usłyszała kilka dni temu. O jego potencjalnej kandydaturze napisał "Newsweek". Bańka szybko jednak zdementował swój ewentualny start.
To zaskoczyło i - podobno - zasmuciło Jarosława Kaczyńskiego. Zwłaszcza że jego dotychczasowi ulubieńcy - Tobiasz Bocheński czy Zbigniew Bogucki - mają wady, które mogą uniemożliwić im skuteczną rywalizację w kampanii prezydenckiej.
- Tobiasz nie jest uwielbiany w partii, a Zbyszek, mimo że jest jednym z ulubieńców prezesa, wypadł trochę poniżej oczekiwań w badaniach. No i jest problem - mówi nasze źródło w PiS.
Jeden z działaczy: - Zamiast zyskiwać, tracimy potencjalnych kandydatów.
Wedle naszych informacji wykluczony jest start Mateusza Morawieckiego - nie dlatego, że jest skreślony przez prezesa, ale dlatego, że sam nie chce. Jego plan to powrót na stanowisko premiera.
Morawiecki lansował koncepcję wystawienia w wyborach któregoś ze swoich współpracowników - tu największe szanse miał Piotr Mueller - ale uznano, że brak doświadczenia i wiek mogą być w tym przypadku sporą przeszkodą. - Były rzecznik rządu też jest tym rządem obciążony - mówią nasi rozmówcy.
Dziś zatem Nowogrodzka nie ma nikogo, kto mógłby stanąć w szranki w rywalizacji prezydenckiej. - Te badania też się okazują jakimś mitem, tyle się o nich mówi, a nic z tego nie wynika - twierdzi jeden z działaczy PiS.
Okazuje się więc, że finanse na progu kampanii mogą być dla PiS-u najmniejszym problemem.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl