Alkoholik nr 1 w Rosji? Plotki z Kremla wychodzą na jaw
Urzędnicy Kremla nie radzą sobie ze stresem przez niepowodzenia na wojnie i piją - donosi brytyjska prasa. - Większość rosyjskiej elity pochodzi ze służb specjalnych. Ich podstawowa umiejętność to upijanie towarzysza - tłumaczy w rozmowie z WP historyk i dyplomata prof. Hieronim Grala. Ujawnia też, że Władimir Putin ma nazywać Dmitrija Miedwiediewa "alkoholikiem nr 1" w Rosji.
30.07.2023 | aktual.: 01.08.2023 13:41
Sara Bounaoui: Rosyjscy urzędnicy mają stresować się niepowodzeniami na froncie w Ukrainie. Jak informuje brytyjski dziennik "The Telegraph", Kreml ucieka w pijaństwo. Niektórzy urzędnicy rozpoczynali dzień od szklanki alkoholu, teraz przeszli już do butelki. Przez pijackie awantury konieczne jest przerywanie spotkań.
Prof. Hieronim Grala: Mam wątpliwości, czy faktycznie tak wiele oczu może zobaczyć, że wysocy urzędnicy, ministrowie i przyboczni Władimira Putina chodzą pijani. W większości spotkania nie są jawne, a poziom utajnienia - i to nawet najprostszych procedur na Kremlu - jest dosyć wysoki. Czy tak ostatecznie jest, że piją cały czas? Nie wiem i nie sądzę, byśmy się dowiedzieli.
Te informacje wpisują się w stereotypowy wygląd rosyjskich dygnitarzy. Fakty są jednak takie - przez ostatnie dwie dekady nie mieliśmy do czynienia z pijackimi ekscesami dygnitarzy, które zdarzały się w epoce Borysa Jelcyna. Mieliśmy nawet akcentowany zdrowy sposób życia w Rosji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zdrowy sposób życia?
Odejście od pijaństwa i wódki było projektem propagandowym. Chodziło o przeciwstawienie wizerunku starej, zmurszałej i postsowieckiej elity z nowym.
A stare było dość ciekawe: Jelcyn w zasadzie był wiecznie pijany - dyrygował orkiestrą, nie odróżniał ministrów i wicepremierów. Zachowało się też nagranie, gdy podczas pobytu majówkowego na rybach, monstrualny przecież Jelcyn, uderzeniem potężnej ręki wrzucił niektórych dygnitarzy do stawu. To była rzeczywistość ZSRR.
Zdrowa Rosja, bez alkoholu, miała być dowodem na wielką modernizację. Na nowość.
Czyli przestali pić dla propagandy?
Lepiej udają. Spora część elity kremlowskiej wywodzi się ze środowiska służb. A jedną z podstawowych cech służb, zwłaszcza rosyjskich, jest umiejętność nieupijania się i jednocześnie picia. Upijanie przeciwnika, rozmówcy i przede wszystkim potencjalnego źródła informacji to są nawyki wpojone, zawodowe. Druga natura, druga skóra.
I proszę zwrócić uwagę - w stosunku do Putina nigdy nie pojawiły się oskarżenia, zarzuty i podejrzenia, że nadużywa alkoholu. Jeżeli pije, to tak, żeby się nie upijać. Takie informacje pojawiły się w stosunku do byłego prezydenta i byłego premiera Dmitrija Miedwiediewa. Były tłumaczenia, że to niefortunne połączenie alkoholu z lekami, kryzys rodzinny i tak dalej, i tak dalej.
I?
Jego kryzys trwa już dłużej niż wojna. I sporą popularność zdobyła plotka, że Putin nazywa Miedwiediewa alkoholikiem numer jeden w Federacji Rosyjskiej.
Ludzie władzy jeżdżą w teren, spotykają się z miejscową administracją i elitą. Gdyby bywali tak często pijani, to byłoby na to wiele dowodów.
Może się dobrze kryją?
Na dobrą sprawę z perspektywy Rosjan i rosyjskich polityków to rozchodzenie się takich plotek nie jest złe - wpisuje się w funkcjonujący tam stereotyp spędzania czasu przez mężczyzn. Picie po prostu jest męskie.
Jak ktoś się upił do nieprzytomności, to w oczach społeczeństwa wcale nie traci. Nie jest skreślony, wręcz przeciwnie. Ludzka słabość mu się zdarzyła? To nic - tak byłoby i jest to tłumaczone. Nie wykluczam, że na Kremlu jest nerwowa atmosfera, ale nie sądzę, by najbliższe otoczenie Putina tuż obok niego po prostu chlało.
Dlaczego?
Spójrzmy na obrazki po 24 lutego. Mamy nieliczne zdjęcia i transmisje z imprez kremlowskich - po pierwsze liczba gości jest zmniejszona, po drugie utrzymywany jest dystans, a po trzecie są wzmożone kontrole.
Putin w tej chwili boi się wielu rzeczy - o siebie, o swoje życie. Boi się nie tylko wirusów, ale również potencjalnego zamachu. Moim zdaniem musi się też obawiać nieprzewidywalnych reakcji osób, które na trzeźwo na coś groźnego dla niego by się nie zdecydowały. Alkohol mógłby wyzwolić jakiś zapalnik.
Myślę, że elity boją się alkoholu, gdy patrzą na Jelcyna. On w pewnym momencie stracił umiejętność panowania nad tym. Nie jest ważne, że pił dużo. Ważne jest, że w pewnym momencie zaczął tracić nad tym kontrolę. I podejmował zupełnie dziwne decyzje. A próby ograniczenia spożycia alkoholu nie przynosiły rezultatu, są o tym doniesienia byłych współpracowników.
Władimir Putin nie pije, więc reszta też nie?
To nie tak. On wprowadził model, wedle którego wychowano całą generację nowej rosyjskiej elity - i tej terytorialnej, i tej prowincjonalnej administracji państwowej.
Kiedy kończyło się pokolenie gubernatorów mianowanych w czasach ZSRR - powołanych w latach 1965-1970 - i przyszło nowe pokolenie menedżerów władzy, to zmienił się stosunek do imprezowania. Na stołach nie stała już gorzała z kanapkami, tylko kieliszek drogiego wina, ewentualnie koniaku. Przestawienie zwrotnicy jest widoczne. I moim zdaniem trwa do dziś.
Oczywiście mam świadomość, że gdzieś tam piją ze strachu, ale raczej szukałbym tych pijących w innych środowiskach i miejscach niż najbliższe otoczenie Putina.
Gdzie?
Przerażenie z pewnością jest w środowiskach wojskowych, które cały czas mają dostarczać rosyjskiej armii mięsa armatniego, czyli nowych żołnierzy na front. Myślę, że strach jest też w administracji, wśród menedżerów przemysłowych, którzy mają dostarczać sprzęt, którego nie ma jak produkować. I myślę, że przerażenie jest wśród tych dostawców, którzy nie mają rezerw dla armii, bo zostały one już dawno rozkradzione. I tam się pije ze strachu.
Piją też ci wojskowi i oficerowie, którzy czekają na dzień wysyłki na front. W sumie to można wykazać pewną prawidłowość dotyczącą picia w Rosji.
To znaczy?
Administracja pije mniej niż armia. A armia pije mniej niż flota. Miałem okazję to oglądać podczas pięciu lat służby w Petersburgu, miejscu stacjonowania rosyjskiej Floty Bałtyckiej. Bywałem na armijnych przyjęciach i miałem okazję to oglądać z bliska. Flota była zawsze znacznie bardziej pijana, mniej unikała alkoholu.
Tradycyjnie w dniu Świętego Mikołaja śniadanie wydawał rokrocznie metropolita petersburski - w parafii Świętego Mikołaja, dedykowanej dla garnizonu Floty Bałtyckiej. Na te przyjęcie przechodziły różne kategorie gości: dygnitarze świeccy, korpus dyplomatyczny, elita floty i garść wojskowych lądowych. Do tego duchowieństwo. I alkohol lał się od rana. Potrafi sobie pani to wyobrazić? W głowie stołu siedzi zacny, kulturalny i dobrze wychowany - siwy jak gołąbek - ówczesny metropolita i uczestniczy w zabawie, bo oszczędnie pije koniak Hennessy.
Zresztą to był przez lata najważniejszy zachodni napój dla rosyjskich elit. To była dla nich marka, która świadczyła o światowości, europejskości. I ten metropolita sączący go łyczkami, a cała elita pije i ryczy jak niedźwiedzie. Regularnie zacząłem bywać w Rosji w latach 70. A więc jak łatwo policzyć na palcach - mamy już piątą dekadę moich kontaktów z tym krajem. Pamiętam, jak piło się w latach 70. Pamiętam, jak się piło w latach 90. Im było w Rosji spokojniej, tym mniej się piło. Im więcej w elitach było obaw, niepokoju i niepewności, tym więcej. Czy to dziś wróciło? Powody są, ale dowodów mało. Może faktycznie bestia strachu podniosła znów w Rosji głowę?
Na froncie nie idzie. Zamiast zwycięstw są długie miesiące walk. Są powody do załamania.
Są, ale ludzie Putina byli wybierani na jego modłę - mieli akceptować jego styl życia, czyli sport, a nie alkohol. Ta ekipa przekonywała świat, że skoro Rosja potrafi zerwać z wódką, to potrafi także się zmodernizować. Dlatego wprowadzono nowe nawyki. Picie wódki szklankami zamieniono na kieliszek dobrego koniaku po kolacji.
Rosja pod tym względem jest skomplikowana. W czasach carskich i sowieckich alkohol był podstawowym mechanizmem wspierania żołnierzy. Miał im dodać otuchy, odwagi. Zachował się przecież dokładny opis próby przerwania polskiej blokady pod Smoleńskiem - gdy Władysław IV otoczył armię rosyjską. Jaki jest to obraz? Dowodzący armią rosyjską Michaił Borysowicz Szein stoi przy bramie obozu, z którego wychodzą kolumny, by walczyć, by przerwać polskie okrążenie i rozdaje wódkę kubłami.
I te metody się nie zmieniły. Mamy przecież niezliczoną liczbę opisów zbrodni i gwałtów, jakich się dopuszcza armia rosyjska w Ukrainie i bardzo często razem z tym jest stan upojenia alkoholowego. Im bliżej miejsc niebezpiecznych, im bliżej niebezpieczeństwa i śmierci, im większe poczucie beznadziejności, tym większa pokusa ucieczki w alkohol. W Rosji to było zawsze panaceum. Najtańszy środek podnoszący nastrój, a przynajmniej zmniejszający strach.
Rozmawiała Sara Bounaoui, dziennikarka Wirtualnej Polski