Ukraińscy żołnierze są wściekli na Trumpa i jego decyzję o wstrzymaniu pomocy wojskowej© East News

"Perfidna gra". Na froncie czują złość wobec Donalda Trumpa

- Trump chce pokoju, ale dostanie więcej martwych Ukraińców - mówią ukraińscy żołnierze. I podkreślają: sytuacja na froncie jest krytyczna. Zawieszenie pomocy wojskowej w tym właśnie momencie jest uderzeniem poniżej pasa.

PREZYDENT

Awanturę w Białym Domu, tę z 28 lutego, Taras oglądał ze zdumieniem i – ku własnemu zaskoczeniu - poczuciem ulgi.

Po tym, jak Donald Trump wygrał wybory, Taras, podobnie jak wielu innych ukraińskich żołnierzy, uległ złudnej nadziei, że koniec wojny jest już blisko. Choć Trump wracał do władzy jedynie z obietnicą zakończenia trwającej od trzech lat rosyjskiej inwazji "w jeden dzień", niektórzy na froncie wierzyli, że ma w zanadrzu jakiś plan, który zmusi Rosję do zawieszenia ognia. Okazało się, że nawet jeśli miał, to nie taki, jaki wyobrażali sobie Ukraińcy.

- Nikomu do głowy nie przyszłoby, że wystarczy miesiąc rządów Trumpa, żeby świat odwrócił się do góry nogami - mówi Taras, zastępca dowódcy batalionu walczącego pod Pokrowskiem.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Trump szokuje wypowiedziami. "Nie musimy przyklaskiwać każdej decyzji"

Zamiast naciskać na Rosję, USA skierowały całą swoją energię przeciwko Ukrainie, chcąc jednocześnie położyć rękę na jej zasobach naturalnych i zmusić do podpisania szybkiego porozumienia z Kremlem.

- Rozumiem, że nikt za darmo pomagać nie będzie. Ale Amerykanie zachowują się jak bandyterka w latach 90., która żądała opłaty w zamian za ochronę - porównuje Taras.

Z jeszcze większą nieufnością żołnierze obserwowali początkowe ruchy ukraińskich władz, które próbowały zdobyć zaufanie nowej administracji Białego Domu, przekonując o swojej gotowości do negocjacji. O ile wcześniej na froncie można było usłyszeć bezlitosną krytykę pod adresem Zełenskiego za korupcję, chaos w wojsku i przede wszystkim za nieprzygotowanie kraju do wojny, to teraz do tej listy pretensji doszły obawy, że prezydent "potulne przyjmie pokój na rosyjskich warunkach".

- Bądźmy szczerzy: w wojsku mało kto ufał władzom. Poczucie było takie, że zaraz chłopaki raz-dwa i się dogadają. Podzielą Ukrainę, a nam podziękują za "dzielną walkę" - przyznaje Taras.

Spotkanie w Białym Domu, podczas którego na oczach milionów widzów doszło do kłótni między Zełenskim i Donaldem Trumpem oraz J.D. Vancem, stało się punktem zwrotnym.

- Nie głosowałem na Zełenskiego podczas wyborów w 2019 roku, bo nie chciałem mieć klauna za prezydenta - mówi "Szajtan", dowódca baterii artyleryjskiej, walczącej w obwodzie charkowskim. - Ale okazało się, że prawdziwy klaun siedzi w Białym Domu. Nikt nie ma prawa traktować po chamsku kraju, który broni się przed tak brutalną napaścią - dodaje.

Według Tarasa awantura w Białym Domu zmusiła wielu żołnierzy, aby spojrzeć na Zełenskiego inaczej. - Nie powiem, że wszyscy zmienili o nim zdanie, ale większość uważa, że w Waszyngtonie prezydent obronił honor Ukrainy. Zobaczyłem w nim faceta, który nie klęka przed silniejszym. Do żołnierzy to przemawia. Od trzech lat walczymy z o wiele silniejszym wrogiem. Tu, na froncie, albo ty, albo ciebie i nie ma nic pośrodku.

BROŃ

W podobnym duchu wypowiada się również Mychajło, dowódca jednostki obrony przeciwlotniczej, która walczy w obwodzie kurskim.

- Dobrze, że Zełenski nie przemilczał. Wspieram go, choć kłótnia w Białym Domu może nas słono kosztować - mówi Mychajło.

Trzy dni po awanturze Donald Trump zawiesił wszystkie programy pomocy wojskowej dla Kijowa, łącznie ze sprzętem, który był już w drodze do Ukrainy lub czekał w strefach tranzytowych w Polsce.

"Stany Zjednoczone zawieszają całą obecną pomoc wojskową dla Ukrainy, dopóki Trump nie zobaczy, że władze tego kraju wykazują uczciwe zaangażowanie w na rzecz pokoju" - powiedział Bloombergowi jeden z urzędników z administracji Białego Domu.

W kolejnych dniach amerykańskie media poinformowały, że Trump poszedł o krok dalej i podjął jeszcze bardziej bolesną dla Ukrainy decyzję - zawiesił wymianę danych wywiadowczych. Według "Wall Street Journal" to było jedno z żądań Kremla, które padło podczas pierwszej oficjalnie ogłoszonej rundy negocjacji między Stanami Zjednoczonymi a Rosją.

"Nigdy, nigdy w całym moim doświadczeniu zawodowym nie odcięliśmy pomocy wywiadowczej dla korzyści politycznych" - skomentował sytuację były szef CIA John Brennan w rozmowie z brytyjskim "Times Radio". Nazwał też takie posunięcie "taktyką haraczy i wymuszeń".

Później CNN podał, że USA nadal dostarczają Ukrainie dane wywiadowcze, jednak w ograniczonym stopniu.

Dzień po tym, jak media dowiedziały się o kolejnych ograniczeniach, Rosjanie dokonali masowego bombardowania Ukrainy. Dziesiątki dronów i rakiet przez cztery godziny atakowały infrastrukturę energetyczną w Tarnopolu, Iwano-Frankowsku, Odessie, Charkowie, Dnieprze i Krzywym Rógu. Część ekspertów uważa, że zniszczenia poczynione przez ostrzał są pierwszą konsekwencją decyzji Trumpa i jeśli nic się nie zmieni, sytuacja będzie ulegać pogorszeniu, ponieważ Kijowowi w dodatku wyczerpią się zapasy rakiet do obrony przeciwlotniczej.

Mykuła jest zdania, że na froncie brak amerykańskiej pomocy zacznie być odczuwalny za kilka tygodni.

- Dzięki stosowaniu dronów każda jednostka obserwuje sytuację na swoim kawałku frontu. To poziom taktyczny. Natomiast dane wywiadowcze, które przekazywali Amerykanie, pozwalały zrobić planowanie na poziomie strategicznym. Widzieliśmy przesuwanie ludzi i sprzętu na głębokich tyłach Rosjan, więc mogliśmy przewidzieć, gdzie spodziewać się ataków i wyprowadzić kontruderzenia precyzyjną bronią, jak Himars - wyjaśnia Mykuła.

FRONT

- Mam nadzieję, że jest to tylko perfidna gra Trumpa i pomoc wojskowa zostanie wznowiona. Bo sytuacja na froncie i bez tego jest bardzo zła - mówi Taras.

Według niego za deficyt lub ograniczenie w dostawach amunicji Ukraina zapłaci życiem żołnierzy. - Na foncie jest inna waluta. Tu nie ma słupków poparcia i lajków. Rzeczywistość mierzymy stratami w ludziach, sprzęcie, terytorium.

Choć jego jednostka walczy pod Pokrowskiem - jednym z najcięższych kierunków na froncie - niedobór amunicji jest odczuwalny każdego dnia.

- Powiedzmy, że do obrony pozycji potrzebuję 100 pocisków, ale w rzeczywistości dostaję tylko 10. Jeśli choć część z nich zniknie, nie będziemy w stanie walczyć - wyjaśnia.

Wtedy Pokrowsk, jak wiele innych miejsc na froncie, może spotkać los Awdijiwki, którą Rosjanie okupowali w lutym 2024 roku. Według Tarasa jedną z decydujących przyczyn upadku miasta twierdzy był "głód" amunicji, ponieważ Republikanie blokowali wówczas projekt pomocy dla Ukrainy.

- Mamy amerykańskie karabiny maszynowe Browning i granatniki MK-19. Dobra, skuteczna broń, do której amunicję dostarczają tylko Amerykanie. Gdy jej zabraknie, nie będziemy mogli powstrzymywać rosyjskiej piechoty. A to oznacza, że będą ginąć moi ludzie - mówi Taras.

Jeszcze trudniejsza sytuacja jest w obwodzie kurskim. - Rosjanie cisną z obu flank na nasze ugrupowanie, mają pod kontrolą linie logistyczne. Zgromadzili tam najlepsze jednostki operatorów dronów, ogromną liczbę piechoty i sprzętu więcej, niż na całym ukraińskim froncie razem wziętym. Pytanie, co będzie, jeśli nasze wojska będą zmuszone się wycofać? Gdzie wtedy trafią zgromadzone w Kursku siły Rosjan? - ostrzega Mykuła.

POKÓJ

Według Tarasa, Amerykanie nie rozumieją mentalności Ukraińców. Wywierają presję, oczekując poddania się, ale działa to w odwrotny sposób.

- Po awanturze w Białym Domu widzę u żołnierzy złość i podniesienie morale. Od niektórych usłyszałem: piep...ć Trumpa, będziemy walczyć do końca. Po trzech latach wojny jest to niezwykłe, ponieważ ludziom już dawno wysiadły "baterie". Sam od początku wojny okłamuję żonę, że jeszcze trochę i wrócę.

Wyczerpanie wojną doskwiera wszystkim żołnierzom. Na froncie piętrzą się problemy, brakuje ludzi, liczba przypadków dezercji idzie w tysiące, ale według Tarasa w ukraińskim wojsku wciąż większość żołnierzy rozumie, o co toczy się walka i jaka odpowiedzialność na nich spoczywa.

- "Głód" amunicji jest ogromnym problemem, ale na polu walki zawsze w ostateczności najważniejszy jest człowiek. Nie możemy złożyć broni i powiedzieć: bierzcie sobie ten Donbas. Bo jutro Rosjanie przyjdą do Iwano-Frankowska i powiedzą, że też do nich należy. Chcemy pokoju, chcemy wrócić do rodzin, ale nie za wszelką cenę. Problem tylko w tym, że na długo już nas nie starczy.

Tatiana Kolesnychenko, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP magazyn

Wybrane dla Ciebie