Wołodymyr Zełenski i Donald Trump mogą jeszcze wrócić do rozmów© WP

"Szantaż i krzyki". Tak wyglądały kulisy negocjacji między Ukrainą a USA

W trzy dni po załamaniu się rozmów USA-Ukraina o eksploatacji ukraińskich złóż metali ziem rzadkich Donald Trump ogłosił, że wstrzymuje pomoc wojskową dla Kijowa. Wirtualna Polska dotarła do wysoko postawionego ukraińskiego urzędnika zaangażowanego w te negocjacje. Określa je jako "agresywne" i "brutalne". Wstrzymanie pomocy jest jednym z elementów nacisku, aby Ukraińcy wrócili do zerwanych rozmów.

  • Wołodymyr Zełenski liczył, że umowa o wydobycie cennych minerałów scementuje sojusz z USA. Propozycja zainteresowała Trumpa, ale jego wysłannicy próbowali wymusić na Ukrainie podpisanie niekorzystnej ugody, nie oferując nic w zamian.
  • - Podczas negocjacji Amerykanie zachowywali się agresywnie. Byliśmy traktowani z nieukrywaną pogardą. Pouczali nas jak dzieci w szkole - mówi WP osoba zaangażowana w rozmowy.
  • Po zerwaniu rozmów o wydobyciu metali ziem rzadkich Trump ogłosił, że wstrzymuje pomoc dla Ukrainy.

Awantura na oczach milionów - tym zakończyło się spotkanie Wołodymyra Zełenskiego z Donaldem Trumpem i wiceprezydentem J.D. Vancem. 28 lutego w Białym Domu prezydenci Ukrainy i USA mieli podpisać umowę ramową o eksploatacji ukraińskich złóż naturalnych. Mogłaby ona związać gospodarki obydwu krajów oraz - na co liczył Kijów - przypieczętować wojskowy sojusz, zapewniając dalsze dostawy broni i danych wywiadowczych.

Sytuacja wymknęła się jednak spod kontroli. Po ostrej wymianie zdań Zełenski opuścił Biały Dom bez podpisania umowy, a dalsza współpraca ze Stanami Zjednoczonymi stanęła pod znakiem zapytania. W trzy dni później zaczął się realizować najczarniejszy scenariusz - Trump ogłosił, że wstrzymuje pomoc dla walczącej Ukrainy.

Czy mogło to być efektem zerwania rozmów? Trump powtarza, że przede wszystkim jest biznesmenem. Już wcześniej, zanim zobaczyliśmy gorszący spektakl w Białym Domu, spotkania negocjatorów ukraińskich i amerykańskich świadczyły o tym, że Amerykanie są zdeterminowani do położenia ręki na złożach.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Koniec pomocy USA dla Ukrainy. Gorzkie słowa Trumpa. Oberwało się Zełenskiemu

Jak przebiegały te negocjacje - pod warunkiem zachowania anonimowości - opisał Wirtualnej Polsce wysoko postawiony ukraiński urzędnik, który brał w nich udział: - Mógłbym porównać taktykę Amerykanów do tych, które stosują telefoniczni oszuści. Polega ona na tym, by atakować z zaskoczenia, ciągle żądać szybkich decyzji i nie dać drugiej stronie się podnieść. Byliśmy w szoku.

SUROWCE

W awanturze o ukraińskie złoża może dziwić to, że ich faktyczna wartość jest wielką niewiadomą. Jak tłumaczy Oleksij Falkowycz, czołowy ukraiński geolog, badania geologiczne, na których bazują wszystkie oceny wartości metali ziem rzadkich oraz minerałów krytycznych były przeprowadzone jeszcze w czasach Związku Radzieckiego i wymagają ponownej oceny.

- Radziecka geologia była na bardzo wysokim poziomie. Zazwyczaj współczesne badania potwierdzają ówczesne szacunki. Ale nadal, żeby rozpocząć wydobycie, potrzeba ogromnych nakładów finansowych, by stworzyć infrastrukturę, której Ukraina nie ma. Zazwyczaj między rozpoczęciem projektu a faktycznym uruchomieniem inwestycji mija od siedmiu do 15 lat - wyjaśnia Falkowycz.

W 2022 roku kanadyjska firma analityczna SecDev oceniła, że ukraińskie złoża wszystkich surowców kopalnych mogą osiągać wartość 26 bilionów dolarów, z czego surowce znajdujące się na terenach okupowanych przez Rosję są warte około 12 bilionów dolarów. Analitycy SecDev podkreślali, że Rosja dąży do osłabienia znaczenia Ukrainy jako partnera ekonomicznego dla Europy i innych krajów, co może wpłynąć na wzrost cen surowców i opóźnić przejście na energie odnawialne.

Ukraina posiada złoża 117 ze 120 najczęściej używanych w przemyśle surowców. Oprócz węgla, ropy i gazu ma również złoża tytanu, litu, uranu, grafitu, berylu i manganu. Właśnie te metale ziem rzadkich i krytyczne minerały przyciągnęły uwagę amerykańskiego biznesu i polityków. Surowce te są stosowane w przemyśle lotniczym, kosmicznym i wojskowym. Bez nich nie jest możliwe tworzenie zaawansowanych technologii. Tymczasem szacuje się, że do 2040 roku popyt na metale ziem rzadkich może wzrosnąć siedmiokrotnie, a na lit nawet 42-krotnie.

Obecnie za 60 proc. wydobycia metali ziem rzadkich odpowiadają Chiny, a ich udział w przetwórstwie sięga 90 proc. Ukraina, z jej z największymi złożami surowców krytycznych w Europie, mogłaby uniezależnić USA od chińskich dostaw.

To rozpaliło wyobraźnię amerykańskiego biznesu. Już w 2023 roku amerykańskie konsorcjum TechMet próbowało nabyć prawo do eksploatacji jednego ze złóż litu w Ukrainie. Świadczy o tym list wysłany do Zełenskiego, z którym zapoznała się Wirtualna Polska.

Konsorcjum, zajmujące się inwestycjami energetycznymi, częściowo należy do rządu USA, a jednym z jego współudziałowców jest miliarder Ronald S. Lauder, przyjaciel Donalda Trumpa.

O ukraińskim Eldorado zaczął wspominać również Lindsey Graham, jeden z najbardziej wpływowych członków Partii Republikańskiej. Senator z Karoliny Południowej pełnił kluczowe role w różnych komisjach, w tym w Senackiej Komisji Sprawiedliwości i Senackiej Komisji Sił Zbrojnych. Był również bliskim sojusznikiem Donalda Trumpa, choć krytykował go podczas prawyborów w 2016 roku.

W 2024 roku podczas wywiadu dla CBS News Graham przekonywał, że Ukraińcy siedzą na żyle złota: - "Oni mogliby być najbogatszym krajem w Europie. Nie chciałbym oddawać tych pieniędzy i aktywów w ręce Chin. Pomóżmy Ukrainie teraz, a może ona się stać najlepszym biznes-partnerem, o jakim marzyliśmy".

Kijów, borykający się ze słabnącą pomocą wojskową, dostrzegł szansę w zainteresowaniu amerykańskiego biznesu. Gdy w październiku 2024 roku Zełenski przedstawił "Plan zwycięstwa", jeden z punktów mówił o "wspólnej ochronie krytycznych zasobów Ukrainy, wspólnych inwestycjach i wykorzystaniu odpowiedniego potencjału gospodarczego".

Innymi słowy Zełenski otwierał możliwości inwestowania w zamian za gwarancje bezpieczeństwa oraz dalszą pomoc wojskową. Ukraina i Stany Zjednoczone już opracowały nawet projekt memorandum o wspólnym wydobyciu surowców, pod którym pierwotnie miał złożyć podpis Joe Biden.

Jednak Kijów, obawiając się dojścia do władzy Donalda Trumpa, który już podczas kampanii wyborczej deklarował zakończenie "wojny w jeden dzień", postanowił przeczekać do wyborów, by w razie zmiany władz w USA mieć mocny argument w rozmowie z nowym prezydentem.

Temat wydobycia surowców wrócił niemal natychmiast po inauguracji Trumpa. Nikt jednak nie oczekiwał, że przybierze taką formę.

UMOWA

- W połowie lutego 2025 roku otrzymaliśmy do oceny pierwszą wersję umowy zaproponowaną przez USA. Od razu uznaliśmy ją za niedopuszczalną. Amerykanie zażądali prawa własności 50 proc. wszystkich naszych surowców. Oprócz tego, poprzez założenie funduszu inwestycyjnego, zyskaliby kontrolę nad portami oraz inną infrastrukturą krytyczną. W zamian nie oferowali nic - mówi Wirtualnej Polsce wspomniany juz wysoko postawiony urzędnik.

W podobny sposób opisuje sprawę nie tylko nasz rozmówca. "The Telegraph", kiedy umowa wyciekła do prasy, pisał: "Gdyby ten projekt umowy został zaakceptowany, żądania Trumpa stanowiłyby większy udział w PKB Ukrainy niż reparacje nałożone na Niemcy na mocy Traktatu Wersalskiego".

Dla Kijowa najbardziej zdumiewające było tłumaczenie USA, dlaczego roszczą sobie prawo do ukraińskich złóż. Według Trumpa Ukraina miała zwrócić w surowcach 500 mld dolarów, które rzekomo otrzymała w ramach pomocy wojskowej. Według instytutu Gospodarki Światowej w Kilonii rzeczywista kwota pomocy USA wyniosła 114 mld dolarów, podczas gdy w tym samym okresie kraje europejskie wysłały do Ukrainy 132 mld euro.

- To było absurdalne. Zgodnie z prawem federalnym USA pomoc, w tym w postaci broni, przekazywano bezzwrotnie. Stany Zjednoczone przesyłały nam przeważnie stary sprzęt i amunicję z magazynów, który i tak podlegałby utylizacji. Ale w oficjalnych sprawozdaniach, jako kosztów pomocy, nie wpisywano realnej wartości starego sprzętu, tylko nowego, który Amerykanie zamawiali u swoich producentów w ramach odnowienia potencjału zbrojeniowego - tłumaczy nasz rozmówca.

Kiedy Wołodymyr Zełenski odrzucił pierwotną wersję umowę, między Ukrainą a USA zaczęły się twarde negocjacje. - W ciągu dwóch tygodni Amerykanie pięć razy zmieniali negocjatorów - mówi urzędnik.

Pierwszy do Ukrainy przyjechał Scott Bessent sekretarz skarbu USA, były inwestor i menedżer funduszy hedgingowych. W Kijowie Bessent pojawił się 12 lutego 2025 roku i miał dać Zełenskiemu godzinę na podpisanie umowy. Prezydent Ukrainy zareagował wściekłością. Choć po spotkaniu otoczenie sekretarza skarbu oskarżyło zespół Zełenskiego o rozpowszechnianie fałszywych informacji na temat rozmowy, to z ukraińskich relacji jasno wynikało, że krzyki Zełenskiego było słychać na korytarzach pałacu prezydenckiego.

Najważniejsze jest jednak to, że Zełenski uznał żądanie dotyczące wykorzystania ukraińskich surowców jako spłaty środków przeznaczonych przez USA dla Ukrainy za "niepoważne".

Kolejna runda rozmów odbyła się podczas Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa. Tej samej, na której wiceprezydent J.D. Vance zarzucił Europie odchodzenie od wartości demokratycznych i stwierdził, że największym zagrożeniem dla Starego Kontynentu nie są Rosja czy Chiny, lecz wewnętrzne problemy. Z przecieków w amerykańskiej wiadomo, że amerykańska delegacja na czele z J.D. Vancem znowu próbowała wymusić podpisanie umowy, a Zełenski "poczuł, że niesprawiedliwie poproszono go o podpisanie czegoś, czego nie miał okazji przeczytać".

Później pałeczkę przejął specjalny wysłannik Trumpa ds. Ukrainy i Rosji Keith Kellogg, który według źródeł WP przedstawił najbardziej wyważoną propozycję. Ale po nim umowa znałazła się w rękach sekretarza handlu USA Howarda Lutnicka i na końcu znowu wróciła do Bessenta.

- Byłem zszokowany taktyką wysłanników Trumpa. Wcześniej mieliśmy styczność z urzędnikami z administracji Bidena. W wielu kwestiach się nie zgadzaliśmy, ale rozmowy zawsze były na bardzo profesjonalnym poziomie. Tym razem Amerykanie już na samym początku zaczęli wychodzić z pozycji siły. Zachowywali się arogancko i agresywnie - mówi źródło Wirtualnej Polski.

Według naszego rozmówcy Amerykanie konsekwentnie ignorowali wszystkie uwagi, które zgłaszała ukraińska strona i domagali się natychmiastowego podpisania umowy.

- Dochodziło do krzyków i prób szantażowania. Żaden z nich nie powiedział wprost o zaprzestaniu pomocy wojskowej albo zawieszeniu pracy starlinków. Ale kilka razy usłyszeliśmy, że jeśli natychmiast nie podpiszemy dokumentów, oni przekażą Trumpowi, że Ukraina nie jest zainteresowana umową. "A wtedy będziecie mieli problemy" - grozili.

GWARANCJE

Największą kością niezgody między Ukrainą a kolejnymi wysłannikami Trumpa były gwarancje bezpieczeństwa. Kijów był gotów na daleko idące ustępstwa w zamian za obietnicę wysłania amerykańskich wojsk, który zagwarantowałyby przestrzeganie zawieszenia ognia lub nadanie Ukrainie wystarczającej ilości uzbrojenia, które pozwoliłoby obronić się w razie kolejnej rosyjskiej inwazji.

- Amerykanie kategorycznie odmawiali, aby dodać do umowy zapis o gwarancjach bezpieczeństwa. Nie chcieli nawet poruszać tej kwestii, argumentując, że nie jest to przedmiotem tej umowy. Byliśmy w sytuacji bez wyjścia. Mogliśmy podpisać ugodę, przekazać USA nasze bogactwa naturalne i nadal nie mieć gwarancji, że zakończenie wojny nie odbędzie się na rosyjskich warunkach - mówi nasz rozmówca.

Jedynym argumentem ze strony wysłanników Trumpa miało być zapewnienie, że umowa będzie sama w sobie gwarancją bezpieczeństwa, ponieważ "Ameryka będzie bronić swoich inwestycji".

- W 2014 roku na Krymie i w Donbasie też był amerykański biznes i to nie powstrzymało Putina. A po rozpoczęciu inwazji - w całej Ukrainie. Rozumieliśmy, że nie obchodzi ich amerykański biznes. Oni chcieli za wszelką cenę szybko podpisać umowę, nie oferując nic w zamian - wskazuje urzędnik.

KŁÓTNIA

Po kolejnych rundach negocjacji wysłannicy Trumpa uwzględnili większość uwag Ukrainy.

- Z tekstu umowy zniknęła wzmianka o nieistniejącym długu oraz udało nam się wynegocjować, że 50 proc. dochodów od przyszłej monetyzacji od eksploatacji nowych złóż będzie odprowadzano do funduszu odbudowy Ukrainy, co sprawiło, że umowa stała się bardziej sprawiedliwa - mówi nasze źródło.

W nowej umowie znalazło się także, choć dość rozmyte, sformułowanie, że "USA będą wspierać Ukrainę w dążeniu do otrzymania gwarancji bezpieczeństwa niezbędnych do długotrwałego pokoju".

- Ten wpis był wstępem do kolejnych negocjacji, które miały się zacząć przed podpisaniem ostatecznej umowy. Amerykanie doskonale wiedzieli, że na tym nam zależy najbardziej - wyjaśnia nasz rozmówca.

28 lutego Wołodymyr Zełenski wyruszył do Waszyngtonu, gdzie podczas spotkania z Trumpem doszło do scysji, a rozmowy zostały zerwane.

- Oczywistym jest, że była to prowokacja. Dziennikarz, który podczas spotkania agresywnie atakował Zełenskiego za to, że "nie włożył garnituru", był partnerem Marjorie Taylor Greene [członkini republikańskiej partii i propagatorki teorii spiskowych - red.]. Tuż po awanturze republikanie ruszyli do mediów z wyraźnie skoordynowaną kampanią. To daje nam podstawy uważać, że część ludzi Trumpa świadomie szykowała pułapkę. Sądzimy, że stał za tym J.D. Vance, który wywodzi się ze skrajnie antyukraińskiego skrzydła nowej administracji Białego Domu i mógł być zainteresowany w zerwaniu podpisania umowy - ocenia nasz informator.

Osoby zaznajomione z sytuacją uważają jednak, że szansa na podpisanie umowy jeszcze nie jest stracona, tak samo, jak przywrócona może zostać amerykańska pomoc dla Ukrainy. Obie strony sygnalizują otwartość do powrotu do negocjacji. Premier Ukrainy Denys Szmyhal powiedział, że Ukraina jest gotowa do podpisania umowy. Podobny komunikat wygłosił republikański kongresmen Brian Fitzpatrick. "Przywracamy ten pociąg na właściwe tory" - powiedział we wtorek.

- Trump był i jest zainteresowany umową - twierdzą nasze źródła.

Pytanie tylko, jakie warunki w następnej rundzie negocjacji USA postawią Ukrainie. Wygląda na to, że Trump postanowił docisnąć umowę kolanem, zatrzymują całą pomoc wojskową, "dopóki władze kraju nie zademonstrują uczciwej chęci pokoju". Istnieje ryzyko, że w praktyce może to oznaczać, że Trump będzie domagać się nie tylko kontroli nad ukraińskimi zasobami naturalnymi, ale żądać przyjęcia pokoju na rosyjskich warunkach.

***

Informacje o gotowości Ukrainy do powrotu do zerwanych rozmów szybko się potwierdziły. We wtorek Zełenski ogłosił, że chce podpisać z USA umowę o minerałach. Krótko odniósł się do tego Trump, przemawiając w nocy polskiego czasu w Kongresie: "Ukraina jest gotowa".

Tatiana Kolesnychenko, dziennikarka Wirtualnej Polski i Marian Prysiażniuk

Źródło artykułu:WP magazyn

Wybrane dla Ciebie