Czerwone romby śmierci na mapie wojennej. Wgryzają się w głąb Ukrainy
- Rosjanie przyśpieszyli przygotowania do nowych ataków w obliczu informacji o pomocy wojskowej z USA. Być może czeka nas jeszcze trudniejszy okres niż w 2022 roku - mówi Wirtualnej Polsce Ruslan Mykula. To współtwórca mapy DeepStateUA, która na bieżąco pokazuje sytuację na froncie.
Kijów, 13 marca 2024 roku. Kateryna Czernohorenko, ukraińska wiceminister obrony narodowej złożyła właśnie podpis pod memorandum o wymianie danych na rzecz Sił Zbrojnych Ukrainy. Czernohorenko uzasadniała: "Współpraca z DeepStateUA pozwoli nam szybko i sprawnie gromadzić oraz przetwarzać niezbędne dane na temat przebiegu działań bojowych".
Dla Ruslana Mykuli i Romana Pohorilyi, współtwórców DeepStateUA, to również historyczny dzień. Podpisanie memorandum to docenienie zarówno ich, jak i dziesiątek współpracujących z nimi wolontariuszy.
- Udostępniamy informacje, które otrzymujemy od bojowników na temat niektórych wydarzeń, aby ministerstwo mogło podejmować świadome decyzje - mówi WP Ruslan Mykula. - Zdarzało się, że wojskowi dziękowali nam, gdy dzięki naszym mapom udało się uratować życie żołnierzy. To są najbardziej przejmujące momenty naszej pracy. Dostarczamy także dane dla służb medycznych, funduszy rolniczych, twórców oprogramowania wojskowego i naukowców.
Dziś obserwują ich miliony
Luty 2020 roku. Pełnoskalowa wojna w Ukrainie miała rozpocząć się dopiero za dwa lata. Mykula nie mógł się wtedy spodziewać, że z danych opracowywanych przez DeepStateUA, będą korzystały nie tylko ogólnoświatowe media, ale przede wszystkim żołnierze.
Początkowo Ruslan i Roman - obydwaj mieli wówczas po dwadzieścia kilka lat - zamieszczali głównie wiadomości o polityce międzynarodowej. Konkurencja była duża, więc nie przebili się do szerokiej grupy odbiorców. Sytuacja zmieniła się, gdy zaczęli opisywać rosnącą aktywność rosyjskich wojsk w pobliżu granicy. Podawali informacje o ćwiczeniach Rosjan i analizy liczbowe zwiększenia zaangażowania armii Putina w regionie.
Zobacz także
Wszystko zmieniło się 24 lutego 2024 roku, gdy Rosjanie zaczęli marsz na Kijów, a Ukraińcy gorączkowo poszukiwali informacji o ruchach najeźdźców. Mykula i Pohorilyi w ciągu kilku godzin - na podstawie Maps Google - stworzyli pierwszą z map pokazujących główne kierunki rosyjskiego natarcia. Nie miała ona wiele wspólnego z tym, co pokazują dziś za pośrednictwem DeepStateMap.Live. Ich spontaniczna akcja szybko przeobraziła się w projekt analityczny, który dostarcza informacji o przebiegu wojny rosyjsko-ukraińskiej poprzez interaktywną internetową mapę działań bojowych.
Dziś dzieło twórców DeepStateUA pozwala na monitorowanie zmian na linii frontu i przebiegu działań bojowych. Z mapy można odczytać również oznaczenia statusu terytoriów: okupowanych, wyzwolonych, niedawno wyzwolonych i tzw. szarych stref.
Prezentowane przez nich mapy są na tyle dokładne, że rosyjscy hakerzy próbowali kilkukrotnie włamać się na ich serwery. Z kolei wielu analityków i komentatorów piszących o Ukrainie, często zaczyna pracę od zajrzenia na mapę DeepState.
- Informacje, które zamieszczamy, otrzymujemy na dwa sposoby. Pierwszym z nich jest tradycyjny biały wywiad, czyli rozpoznanie z ogólnodostępnych źródeł. Sposób drugi, to po prostu komunikacja z naszymi żołnierzami - mówi Ruslan Mykula.
Do DeepStateUA napływają filmy i zdjęcia z ataków rakietowych i ostrzału artyleryjskiego oraz wiadomości o przemieszczeniu się Rosjan. Zasadą jest, że mapa pokazuje tylko aktywność wroga, a nie ruchy ukraińskie. Te upubliczniane są tylko po zwycięstwie w danym regionie, aby nie zaszkodzić obrońcom. Niezmienne jest też to, że każda informacja, zanim zostanie puszczona w świat, jest dokładnie weryfikowana.
- To oczywiste, że nie zdradzę szczegółów, ale mamy własną metodę oceny materiałów, w zależności od wiarygodności źródła - mówi Mykula. - Zdarza się, że wystarczy jeden sygnał, żeby potwierdzić informację, ale bywa również, że można mieć 4-5 źródeł donoszących o jednym zdarzeniu, ale nadal nie wiadomo na 100 proc., co się dzieje. Wtedy jej nie podajemy. Dziś wpiera nas duży zespół wolontariuszy, który pracują, kiedy tylko mogą, ale szczerze mówiąc, to lwią część pracy nadal wykonuję razem z Romanem.
"Sytuacja jest trudna, choć wydaje się, że pod kontrolą"
Tereny zajęte przez Rosjan oznaczane są na interaktywnej mapie na czerwono, a poszczególnym jednostkom wroga przypisywane są czerwone romby - po kliknięciu w nie można dowiedzieć się, co to za jednostka. W ostatnich tygodniach tych czerwonych rombów, niczym macek śmierci sięgających w głąb terytorium Ukrainy, jest coraz więcej. Szczególnie widać to w okolicy Charkowa.
- Sytuacja jest trudna, choć wydaje się, że pod kontrolą. Wróg robi postępy, ale trzeba też pamiętać, że na mapie nie pokazujemy naszej głównej linii obrony - mówi Mykula. - Na pewno wróg nie ma wystarczających sił do natarcia na Charków. Mogą jedynie próbować stworzyć strefę buforową między naszymi siłami a granicą Rosji. Mogą również odwracać naszą uwagę od obwodu donieckiego i wiązać na północy nasze siły.
Choć Mykula podkreśla, że jest od analizy, a nie od polityki, to nie może ukryć irytacji postawą Zachodu.
- Naszych sojuszników nie powinno martwić to, że nad Nowomychajliwką zawisła rosyjska flaga, ale to, że z powodu niewystarczającego wsparcia, armia ukraińska całkowicie straciła inicjatywę na polu bitwy. Zwlekanie z dostarczeniem broni kosztowało nas to, co najważniejsze – utratę wielu żołnierzy, którzy są bezcenni - mówi Mykula. - Nasza sytuacja na linii frontu pogarsza się, a wróg przyspieszył przygotowania do nowych ataków w obliczu informacji o pomocy wojskowej ze Stanów Zjednoczonych. Być może czeka nas jeszcze trudniejszy okres niż w 2022 roku.
- Wszystkie decyzje o niewysyłaniu do Ukrainy potrzebnej nam broni czy amunicji, oznaczają w praktyce śmierć chcących żyć w pokoju Ukraińców, w tym dzieci. Przykładem są niedawne doniesienia o ewakuacji dwóch szpitali w Kijowie, w tym szpitala dziecięcego. Niedawny atak na Czernichów dotknął także miejscową poliklinikę.
Z analiz działań na fronie w poszczególnych miesiącach, Mykula wysuwa wnioski, że latem - jeśli nie będzie obfitych opadów - Rosjanom będzie łatwiej nacierać. Wyjaśnia to tak: - Armia ukraińska wykorzystuje przede wszystkim pojazdy kołowe, armia wroga pojazdy gąsienicowe. Dlatego warunki pogodowe są ważne dla nas, ale nie dla nich. Ich armia może nacierać o każdej porze roku, póki mają "mięso armatnie", które rzucają na ukraińskich żołnierzy.
- Przykro to przyznać, ale w 2022 roku znacznie przewyższyliśmy liczebnie wroga pod względem technologii wojennej, ale teraz wiele się od nas nauczyli. Przede wszystkim nauczyli się walczyć z naszymi dronami. Daje to Rosjanom ogromną przewagę. Nauczyli się zwalczać broń precyzyjną poprzez rozwój i udoskonalanie dawnych radzieckich środków walki elektronicznej - ocenia analityk. - Jedyne, co nie uległo zmianie od czasów II wojny światowej, to tłumy nacierających Rosjan. Niedawno widzieliśmy materiał filmowy przedstawiający, jak co najmniej 50-ciu ich żołnierzy wybiega tylko z jednego płonącego budynku. My nie możemy sobie na to pozwolić, więc stosujemy taktykę małych grup.
Mocne słowa o Republikanach
Działania Rosjanom utrudniłoby zniszczenie mostu Krymskiego, ale na to raczej się nie zanosi.
- Ten most jest jednym z najlepiej chronionych przed atakami powietrznymi miejsc na świecie. Nie mamy wystarczających środków, aby go zniszczyć - przyznaje Mykula. - Nasi niemieccy przyjaciele nie chcą nam dać Taurusów, bo boją się starego terrorysty Putina. Z czasem wróg dokończy budowę linii kolejowej wzdłuż Morza Azowskiego, co znacznie zmniejszy strategiczne znaczenie mostu. Wracając do tego, czego potrzebujemy, to obrony przeciwlotniczej, samolotów, rakiet, broni radioelektronicznej, broni przeciwpancernej i oczywiście ciężkiego sprzętu. Szczególnie potrzebujemy Bradleyów [gąsienicowy wóz bojowy - red.], bo najlepiej sprawdzają się w walce kontaktowej.
Analityk jest przekonany, że sytuacja na froncie wyglądałaby obecnie inaczej, gdyby kongresmeni z partii Republikańskiej nie przedłużali prac nad pakietem pomocowym.
- Uważam, że są pożytecznymi idiotami Putina. Gierki polityczne są dla nich ważniejsze niż przetrwanie Ukrainy, ale także interesy ich własnej polityki zagranicznej. Tych 112 republikańskich kongresmenów [tylu ostatecznie nie zagłosowało za pakietem pomocowym - red.] po prostu nie obchodziło życie setek ukraińskich cywilów, którzy zginęli w wyniku ataków rakietowych - mówi Mykula. - To krótkowzroczna polityka. Któregoś dnia to dzisiejsi amerykańscy nastolatkowie mogą być zmuszeni odpowiedzieć za błędy kongresmenów, walcząc na przykład o Tajwan czy gdzieś w Afryce.
***
W Polsce odpowiednikiem tego, czego dokonali dla swoich rodaków Ruslan Mykula i Roman Pohorilyi, były działania Michała Rogalskiego. W 2020 roku zbitka: ofiary-śmierć-koronawirus przepełniała Polaków strachem. Co robić, gdzie jest najwięcej zakażeń, ile osób umarło - ludzie gorączkowo szukali wiadomości. Panował informacyjny chaos. 4 listopada premier podał najnowsze dane, nie powołując się jednak na ich źródło. Następnego dnia na Twitterze pojawił się wpis Michała Rogalskiego: "Warto dodać, że prognozy, z których tak chętnie korzysta rząd, są prowadzone na podstawie mojego zbioru danych".
Tak Polska się dowiedziała, że najbardziej aktualnymi statystykami dysponował nie rząd, a ten 19-letni wówczas chłopak, tworzący z innymi wolontariuszami arkusz "COVID-19 w Polsce".
Sebastian Łupak, dziennikarz Wirtualnej Polski