Ofensywa przed wyborami? Rosja gromadzi 60 tys. żołnierzy na zapleczu frontu
Czy Kreml szykuje powtórkę spod Stalingradu? Rosja zgromadziła 60 tys. żołnierzy na zapleczu ukraińskiego frontu. Jak donosi ukraiński wywiad, uzbrojona jest połowa ludzi. Armia koniecznie chce rozpocząć ofensywę przed wyborami prezydenckimi.
11.02.2024 | aktual.: 11.02.2024 21:07
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Amerykański Instytut Studiów nad Wojną (ISW) poinformował, że Rosjanie mają obecnie w rezerwie 17 pułków, 16 batalionów i dwa oddziały taktyczne "szczebla pułkowo-batalionowego".
W sumie, jak twierdzi płk Konstantym Maszowiec z grupy "Informacyjny Sprotyw", która zajmuje się analizą danych, Rosjanie zgromadzili tuż na zapleczu frontu 60-62 tys. żołnierzy, w tym większość mają stanowić zmobilizowani w ostatnich miesiącach.
Przy czym Maszowiec szacuje, że jedynie ok. 20 tys. żołnierzy rezerwy szczebla taktycznego i operacyjno-taktycznego zostało wyposażonych w broń. Maszowiec stwierdził, że rezerwy Rosji skupiają się w największym stopniu w strefie operacyjnej Południowego Zgrupowania Sił, którego oddziały walczą pod Awdijiwką i Bachmutem.
To, co zwróciło największą uwagę analityków, to skoncentrowanie dużych sił w Zachodnim Zgrupowaniu Sił, które walczy na Charkowszczyźnie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rosja planuje wielką operację?
Analitycy wskazują, że może to oznaczać, że Rosjanie planują kolejną dużą operację. Tym razem przeciwko Kupiańskowi, który jest ważnym węzłem komunikacyjnym, dzięki któremu Ukraińcy mogą przerzucać oddziały na linii północ-południe. Ponowne zdobycie go przez Rosjan spowodowałoby znaczne utrudnienia w zaopatrzeniu oddziałów walczących pod Izium i dalej na południe, w Bachmucie.
W Kupiańsku znajduje się duży węzeł kolejowy, łączący linie prowadzące do Charkowa i Biełgorodu, którym transportowana jest broń, a także pojazdy pancerne remontowane i naprawiane w charkowskich zakładach im. Małyszewa.
Kupiańsk już przechodził z rąk do rąk. Rosjanie zdobyli go z marszu trzeciego dnia wojny, 27 lutego 2022 roku. Ukraińcy odbili miasto szybkim uderzeniem siedem miesięcy później, 10 września. Rosjanie, w wyniku tego uderzenia, musieli porzucić setki sztuk nieuszkodzonego ciężkiego sprzętu, który w niedługim czasie trafił na wyposażenie Sił Zbrojnych Ukrainy. Była to bolesna klęska.
Wyborcza ofensywa?
W dniach 15-17 marca w Rosji odbędą się wybory prezydenckie. Kreml spodziewa się poparcia Władimira Putina na poziomie 80-90 proc. W radzieckiej, a obecnie rosyjskiej tradycji utrwaliło się, że dowódcy polowi swoim wodzom chcą dać prezent urodzinowy, czy też wyborczy.
25 listopada 1942 roku rozpoczęła się radziecka kontrofensywa pod Rżewem. Zlikwidowanie występu miało być m.in. urodzinowym prezentem dla Stalina. Nie tylko nie było, ale zamieniło się w największą klęskę Żukowa. Rok później na rocznicę rewolucji październikowej udało się wyzwolić Kijów, co Żukow zapowiadał miesiąc wcześniej.
Osiemdziesiąt lat później prezent urodzinowy Putin musiał zrobić sobie sam, ponieważ armii nie udało się zdobyć Bachmutu, choć media zapowiadały, że rosyjska flaga zawiśnie nad miastem przed 6 października. Nawet własny prezent, jakim była aneksja zdobytych terenów, zepsuli Ukraińcy, którzy odbili Łyman, a w przeddzień urodzin Dawydiw Brid.
Rok później takich zapowiedzi w przypadku rozpoczęcia uderzenia na Awdijiwkę już nie było. Teraz nieśmiało pojawiają się głosy, że przed wyborami przydałby się sukces, który uwiarygodniłby wysoki wynik wyborczy. Dlatego właśnie Rosjanie mieliby nie tylko zdobyć Awdijiwkę, ale także ruszyć na Kupiańsk. Problemem może być ograniczona zdolność Rosjan do prowadzenia działań zaczepnych na więcej niż jednym kierunku.
Braki sprzętowe?
Wyposażenie ok. 20 tys. żołnierzy w oporządzenie indywidualne i broń piechoty wcale nie musi świadczyć o słabości rosyjskiej armii i powtórce spod Stalingradu, gdzie - jak pisze brytyjski historyk Antony Beevor - "co dziesiąty z nich nie miał broni", a amunicję i racje żywnościowe wydano dopiero bezpośrednio na froncie. Owszem, Rosjanie mają problem z wyposażeniem, ale przede wszystkim z logistyką, która od początku wojny nie nadąża z dostawami.
Rosjanie przestawili przemysł na produkcję wojenną i są w stanie uzupełnić straty sprzętowe, a w przypadku amunicji zwiększyli produkcję niemal dwukrotnie. Nadal jednak nie są w stanie pokryć olbrzymiego zużycia. Stąd dostawy z Iranu i Korei Północnej, która miała już dostarczyć ponad milion sztuk amunicji kalibru 122 i 152 mm. Ponadto ukraiński wywiad uważa, że Rosjanie są w stanie produkować ok. 2 mln sztuk pocisków artyleryjskich rocznie. Problemem jest jednak jej niska jakość.
Rosyjscy żołnierze narzekają, że nowo wyprodukowane pociski są znacznie gorszej jakości, niż stare, wyprodukowane w latach 90. XX wieku, czy w czasach ZSRR. Jeszcze gorszej jakości są importowane pociski.
Podobnie dzieje się w przypadku pojazdów opancerzonych. Łotewski wywiad uważa, że Rosjanie są w stanie "produkować i naprawiać około 100-150 czołgów miesięcznie". Wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej Dmitrij Miedwiediew mówił o produkcji nowych czołgów na poziomie 125 sztuk miesięcznie. Nadal do tego poziomu rosyjski przemysł nie dorównał.
W rzeczywistości Rosjanie są w stanie wyprodukować ok. 200 nowych czołgów rocznie i drugie tyle wyremontować i zmodernizować. Wystarcza to zaledwie do uzupełnienia bieżących strat frontowych, co stawia pod znakiem zapytania nie tylko tworzenie zapowiadanych nowych dywizji, ale nawet wyposażenie zmobilizowanych rezerwistów.
Ukraińskie problemy
To jednak może wystarczyć, aby masą zdusić ukraińską obronę, która niemal całkowicie jest zależna od pomocy Zachodu. Zablokowana przez republikanów amerykańska pomoc i małe możliwości europejskich sojuszników powodują, że Ukraińcy obecnie są w stanie tylko się bronić.
Brakuje przede wszystkim amunicji artyleryjskiej do otrzymanych systemów lufowych i rakietowych. Deficyty były widoczne od pierwszego dnia wojny. Teraz jednak sytuacja jest krytyczna. Ukraińskie i sojusznicze fabryki nie są w żaden sposób w stanie sprostać zapotrzebowaniu.
Gen. bryg. Ołeksandr Tarnawski, dowódca zgrupowania Tawria, które walczy na Zaporożu, mówi wprost, że jego oddziały musiały ograniczyć działania ze względu na braki amunicji. Ukraińscy żołnierze mówią z kolei, że Rosjanie w końcu przygniotą ich masą i nawet najlepsze zachodnie uzbrojenie nie pomoże, gdy nie mają do niego amunicji.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski