Problemy armii Putina. "Tego Kreml nie przeskoczy"

Rosjanie zapowiedzieli kolejną reformę swojej armii. Powstaną nowe okręgi wojskowe, korpusy i ponownie wzrośnie liczebność. Moskwa nie mówi jednak, skąd weźmie sprzęt i wyposażenie dla kolejnych setek tysięcy żołnierzy.

Rosjanie reformują armię. Jest się czego bać?
Rosjanie reformują armię. Jest się czego bać?
Źródło zdjęć: © East News

Rosyjska armia regularnie się modernizuje, wyciągając wnioski z wojen, które prowadzi. O ile wnioski generalicja wysuwa rozsądne, tak z realizacją reform jest już znacznie gorzej.

Po nieudanej wojnie w Gruzji w 2009 roku przygotowano plan modernizacji armii. Postawiono głównie na rozwój techniczny i nowoczesne technologie. Liczebność armii miała spaść z 1,35 mln żołnierzy do ok. miliona. Armia miała stać się bardziej profesjonalna i nowoczesna.

Kreml planował, że w ciągu 10 lat Siły Zbrojne Federacji Rosyjskiej otrzymają 100 okrętów wojennych, 600 nowych i 400 zmodernizowanych samolotów, tysiąc śmigłowców, 11 tys. pojazdów pancernych i opancerzonych, przynajmniej 56 dywizjonów systemów przeciwlotniczych i przeciwrakietowych S-400 oraz 10 dywizjonów systemów obrony powietrzno-kosmicznej S-500.

Plan nie został zrealizowany, a problem stworzyła sobie sama Rosja. Ponad tysiąc istotnych elementów uzbrojenia Rosjanie produkowali we współpracy z Ukrainą. Po aneksji Krymu i inwazji na Donbas Ukraińcy zerwali współpracę. Również mimo zwiększenia liczby żołnierzy kontraktowych, nie przełożyło się to na wyższy poziom wyszkolenia, co obnażyła inwazja na Ukrainę.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Wojenna reforma

Pierwszą reformę, która była wynikiem wojennych doświadczeń, rozpoczęto jesienią 2022 roku. Wówczas pierwszy raz postanowiono zwiększyć stany osobowe armii i rozpocząć regularne szkolenia rezerwy. W niej znajduje się ponad 25 mln mężczyzn. Przynajmniej w teorii, bowiem w znakomitej większości ich zły stan zdrowia nie pozwala na aktywną służbę.

Wówczas władze zdecydowały się zmobilizować dodatkowe 500 tys. poborowych, a także podnieść górną granicę wieku powołania do wojska o trzy lata, z obecnych 27 do 30. Dolna poprzeczka nadal pozostanie na poziomie 18 lat. Andriej Kartapoł, przewodniczący Komitetu Obrony Dumy Państwowej Federacji Rosyjskiej, podkreślił, że podwyższenie wieku poborowego w Rosji będzie przebiegało etapami. Obecnie zaczął się drugi etap i powoływani są już 29-latkowie. Program ma jednak przyspieszyć i do armii trafi także rocznik 1994.

Poprawiło to jedynie stan osobowy armii. Okazało się jednak, że rosnące straty powodują, że liczebność armii nadal jest niewystarczająca. Rosjanie przygotowali kolejną reformę. Znów ma się zwiększyć stan osobowy. Armia ma docelowo liczyć 1,5 mln żołnierzy. Podniesiony ma zostać jednak minimalny wiek poboru do 21. roku życia.

Rosjanie doszli do wniosku, że 18-latkowie to nadal dzieci, których organizm nie osiągnął w pełni zdolności fizycznych i ciężko znoszą trudy walki. W dodatku bardzo często są niewykształceni, a nawet w rosyjskiej armii potrzebne są osoby z choćby najprostszym wykształceniem technicznym.

Mięso armatnie

Stare rosyjskie powiedzenie mówi, że ludzi u nich dużo i jest to ostatni atut, jaki Rosji pozostał. Dlatego mimo licznych zapowiedzi, Kreml niezbyt się przejmuje poziomem wyszkolenia rekruta. W rosyjskich mediach społecznościowych bez liku jest informacji o wysłaniu żołnierza na front po dwutygodniowym szkoleniu przypominającym. Podobnie jak przed rokiem i tym razem ministerstwo obrony zapewnia, że teraz będzie inaczej i żołnierze przejdą pełen cykl szkolenia.

 - Na froncie wciąż jest sporo wcześniej zmobilizowanych żołnierzy, a więc jest możliwe, że wcielani w tym roku przejdą odrobinę lepsze i dłuższe szkolenie niż ci z 2022 roku. Wciąż będą słabo wyszkoleni w porównaniu z armią zachodnią, ale będą mogli być wysłani na front i będą nieco lepszej jakości mięsem armatnim - zauważa dr Michał Piekarski z Uniwersytetu Wrocławskiego.

Obecnie poziom wyszkolenia rosyjskich poborowych woła o pomstę. O ile rok temu Ukraińcy mówili, że jest bardzo niski, tak teraz nie reprezentują żadnych umiejętności. Zarówno szeregowi żołnierze, jak i młodzi oficerowie.

Oni tak na nas idą bezmyślnie. Idą jak muchy, padają jak muchy, a potem pojawiają się kolejni. I cykl muchy się powtarza - mówił tydzień temu podczas rozmowy telefonicznej Siergiej, żołnierz 47. Samodzielnej Brygady Zmechanizowanej, która walczy pod Awdijiwką.

Uzbrojenie

Siergiej Szojgu, szef rosyjskiego ministerstwa obrony, nie poinformował, skąd resort zamierza wysupłać pieniądze na kolejnych poborowych i sprzęt dla nich. Samo wyposażenie osobiste żołnierza, zgodnie z rozdzielnikiem, kosztuje około 120 tys. zł. A to dopiero czubek góry lodowej.

- Rosjanie mogą chcieć zwiększyć stan armii, ale im więcej żołnierzy, tym więcej potrzeba dla nich sprzętu. O ile bardzo niskiej jakości mundury nie w Rosji niczym zaskakującym i można je łatwo uszyć, to czym będą walczyć? Co z czołgami, czy bojowymi wozami piechoty? Rosyjskie magazyny nie są bez dna - zauważa dr Piekarski.

Rosjanie stracili ok. 25 proc. całkowitych zapasów czołgów, jakie posiadali w chwili wybuchu wojny, do tego ok. 50 proc. pojazdów pierwszoliniowych. W dodatku stan zmagazynowanych czołgów jest zły. Produkcja T-90M i i modernizacja T-72 do standardu B3 ledwie pokrywa straty bojowe, a i tak wyjeżdżają z fabryk z ograniczonymi możliwościami bojowymi. Przede wszystkim brakuje im wyposażenia elektronicznego i systemów kierowania ogniem na odpowiednim poziomie, które Rosjanie dotychczas sprowadzali z zagranicy.

Podobnie ma się kwestia bojowych wozów piechoty. Ukraińcy informują o zniszczeniu niemal 8 tys. gąsienicowych i kołowych pojazdów opancerzonych. Faktyczne straty mogą wynosić ok. 4,5-5 tys. wozów z 15,5 tys., jakie Rosjanie w ogóle posiadają. Z czego jakaś połowa pamięta jeszcze rządy Leonida Breżniewa.

O ile ludzi Putinowi raczej nie braknie, tak w końcu może mu braknąć odpowiedniego sprzętu. I tego Kreml nie przeskoczy, choć Szojgu zapowiedział, że finansowanie obronności państwa na podstawie zamówień w 2023 roku wzrośnie prawie półtorakrotnie, co pozwoli na pokrycie 97 proc. potrzeb sprzętowych armii rosyjskiej.

Reforma systemu dowodzenia

Przystąpienie Finlandii i Szwecji do NATO oraz problemy z łańcuchem dowodzenia spowodowały, że po pierwsze Rosjanie zdecydowali się reaktywować Leningradzki i Moskiewski Okręg Wojskowy, a po drugie zmienić system dowodzenia na poziomie dywizji i korpusu, aby skrócić drogę rozkazodawczą.

W przypadku w Leningradzkim Okręgu Wojskowym ma powstać nowy Korpus Zmechanizowany, składający się z trzech nowych dywizji zmechanizowanych i dwóch dywizji powietrzno-desantowych, rozbudowanych na podstawie obecnych brygad. Również siedem brygad zmechanizowanych z Zachodniego Okręgu Wojskowego ma zostać rozbudowanych do stanów dywizji.

Ten ostatni prawdopodobnie zostanie całkowicie zlikwidowany po utworzeniu Moskiewskiego Okręgu Wojskowego. Będzie to miało na celu podzielenie terenu operacyjnego na dwie części. Leningradzki OW będzie odpowiadał za granicę z Finlandią i państwami bałtyckimi aż po granicę białorusko-ukraińską, a Moskiewski OW skupi się całkowicie na działaniach przeciwko Ukrainie.

Skala reformy zaczyna przypominać tę po przegranej wojnie z Gruzją. Rosjanie na podstawie kolejnych doświadczeń dostosowują strukturę jednostek i system poboru do prowadzenia działań wojennych w długotrwałym konflikcie. Na Kremlu pogodzili się już chyba z tym, że wojny z Ukrainą nie wygrają szybko.

Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
rosjaarmiamodernizacja
Wybrane dla Ciebie