Niezależna komisja w Sosnowcu potrzebna od zaraz [OPINIA]

Diecezja sosnowiecka staje się najbardziej znaną diecezją w Polsce. "Mała, ale jurna" - żartują z niej księża, a w oczach opinii publicznej nabiera cech Sodomy. Kolejne dziwne wydarzenie na plebanii, zakończone śmiercią młodego mężczyzny, to dowód na to, że dotychczasowe metody leczenia nie sprawdzają się, trzeba więc działań niestandardowych - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski.

Parafia pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w Sosnowcu
Parafia pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w Sosnowcu
Źródło zdjęć: © WP | Paweł Pawlik
Tomasz P. Terlikowski

21.03.2024 11:30

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Zacznę od tego, że nie jest jeszcze jasne, co wydarzyło się na plebanii w Sosnowcu. Pewne jest, że tym razem zmarł młody mężczyzna. Ksiądz, w którego mieszkaniu się to stało, nie chce podać jednak jego danych. Nieoficjalnie media informują, że w pobliżu mieszkania księdza znaleziono małe buteleczki jakby po lekach.

Uważne przejrzenie internetu pozwala zaś stwierdzić, że ksiądz był absolwentem rzymskiego uniwersystetu, młodym prawnikiem kanonicznym, którego błyskawiczna kariera pod okiem biskupa Grzegorza Kaszaka została przerwana, a od jakiegoś czasu -po obronieniu habilitacji na Słowacji - zajmował się wykładaniem na rozmaitych prywatnych uczelniach. Diecezja podaje, że przybywał na zwolnieniach.

Już ten bardzo pobieżny opis pozwala stwierdzić, że sprawa nie wygląda dobrze, choć oczywiście, uczciwie rzecz ujmując, nie da się wykluczyć, że to przypadek, że młody mężczyzna przyszedł do księdza do spowiedzi, nagle zasłabł i zmarł. Taka opowieść wciąż jest możliwa, choć są doniesienia (choćby niechęć do podania danych), które czynią ją mało wiarygodną. Jeśli jednak nawet przyjąć, że na plebanii nie wydarzyło się nic skandalicznego, to trzeba jasno powiedzieć, że ostatnie kilkanaście lat historii diecezji sosnowieckiej sprawia, że i tak nikt lub niemal nikt w to nie uwierzy.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Historia Sodomy

Tak się bowiem składa, że w diecezji - po wykryciu skandalu homoseksualnego w seminarium, którego rektor bywał w dark roomach, a klerycy mówili o nadużyciach seksualnych - Watykan skasował uczelnie. Zanim jednak do tego doszło, biskup Kaszak długo tuszował skandal i chronił rektora. Potem było zabójstwo diakona przez księdza, i samobójstwo księdza (wciąż wyjaśniane). Następnie impreza na plebanii w Dąbrowie Górniczej, na której młody mężczyzna stracił przytomność, a ksiądz nie wezwał pomocy, i gdyby nie jego partner czy kolega, którego z imprezy wyrzucono, też nie wiadomo, czy sprawa nie zakończyłaby się śmiercią. Bohater tej historii, były dziennikarz mediów katolickich, zaczął wypisywać do mediów listy, w których przekonywał, że cała sprawa jest prześladowaniem Kościoła.

Po tej sprawie biskup Kaszak ustąpił i powołano komisję diecezjalną do wyjaśnienia spraw, która ustaliła, że - wbrew doniesieniom medialnym, a także licznym świadectwem świadków - na plebanii był tylko jeden ksiądz, a wszystkie inne doniesienia to kłamstwa. I może sprawa nawet by przyschła, gdyby nie wydarzenia z kolejnej plebanii, gdzie młody mężczyzna zmarł.

Ta seria, choć oczywiście można przyjąć, że to splot nieszczęśliwych wydarzeń, zwykły pech diecezji i jej (byłego już) biskupa, wydaje się jednak świadczyć o tym, że w diecezji sosnowieckiej mamy do czynienia z potężnym problemem i kryzysem. Zmuszenie przez Watykan biskupa Kaszaka do ustąpienia, a wcześniej rozwiązanie seminarium, są tego najlepszym dowodem.

Problem polega tylko na tym, że układ, który rządzi diecezją, patologia, która ją pożera, odradza się po każdym wstrząsie i ponownie przejmuje kontrolę. Po skandalu z Dąbrowy Górniczej na moment zapadła cisza, ale gdy tylko wrzawa medialna zamilkła, kuria zaczęła wydawać komunikaty, w których zarzucała dziennikarzom (dzięki którym w ogóle cokolwiek o sprawie wiadomo) kłamstwa i zaczęła przekonywać, że w istocie nic takiego się nie stało, że skandal jest zdecydowane mniejszy, niż się wydaje, a biskup Kaszak przecież ustąpił sam. Wróciła stara, wygodna narracja.

Zaorać? Nie tak szybko!

Świadomość głębokiego kryzysu w tej diecezji jest w Kościele. "Rolnicy, wracając z protestów, powinni zaorać tę diecezję" - napisał mi wczoraj jeden z moich przyjaciół księży. A inni wprost mówią, że tę diecezję należy rozwiązać, jej księży szczegółowo sprawdzić i wcielić do innych diecezji, a teren podzielić lub włączyć do już istniejących struktur. Ale - w tej sprawie nie mam wątpliwości - tak nie da się uzdrowić sytuacji. Gangrena w tej diecezji sięga tak daleko, że zwyczajne przeniesienie duchownych gdzie indziej może raczej zainfekować inne struktury, niż uzdrowić sytuację na terenach obecnej diecezji sosnowieckiej.

Co zatem trzeba zrobić? Odpowiedź jest oczywista. Jeśli sytuacja ma zostać - choćby w zupełnie podstawowy sposób - uzdrowiona, to trzeba działań nadzwyczajnych. Dominikanie, gdy rozpętała się afera (o wiele mniejsza) wokół o. Pawła M., wskazali drogę. Trzeba powołać niezależną od władz kościelnych, złożoną ze świeckich i duchownych komisję (ale spoza diecezji sosnowieckiej i z odległych miejsc w Polsce tak, by nie mieli z nią żadnych powiązań). W jej skład powinni wchodzić prawnicy, kanoniści, śledczy, seksuolodzy i specjaliści od uzależnień, terapeuci i znawcy zarządzania. Komisja taka powinna otrzymać pełny wgląd w dokumentację diecezjalną, prawo do rozmawiania z każdym duchownym tej diecezji i środki na długotrwałe działanie, niezależne od biskupa i Konferencji Episkopatu Polski.

Jej członkowie mogliby - a wymaga to czasu - za sprawą rozmów ze świadkami dokonać poważnej analizy zarówno błędów, jakie popełniono, gdy diecezję tę powoływano (a nie jest to jedyna diecezja, której utworzenie wykorzystano, by usunąć problemy z innych starszych struktur kościelnych), błędów i decyzji, które popełniono w trakcie jej zarządzania, a wreszcie układów i układzików, które doprowadziły do takiej, a nie innej sytuacji.

Analizie podlegać powinny działania biskupa Kaszaka, ale także Stolicy Apostolskiej. I dopiero po takiej analizie, po opublikowaniu raportu (opublikowaniu, a nie tylko przygotowaniu i przekazaniu władzom kościelnym, bo wierni i duchowni mają prawo wiedzieć, co się stało w ich diecezji), można - także kierując się wskazówkami z raportu - przystąpić do oczyszczania sytuacji. Dopiero wtedy bowiem będzie jasne, kto ponosi odpowiedzialność, jakie mechanizmy zniszczyły diecezję i kogo usunąć ze stanu duchownego. Innej, skutecznej drogi nie ma i to trzeba powiedzieć zupełnie otwarcie.

Czy to możliwe? Wątpię

Czy tego rodzaju działanie jest możliwe? Czy Kościół w Polsce jest na nie gotowy? Czy obecny administrator diecezji albo nowy biskup są w stanie podjąć niestandardowe działania?

Szczerze mówiąc, choć cenię arcybiskupa Adriana Galbasa SAC i mam świadomość, że stanowi on w archidiecezji katowickiej nową jakość, nie bardzo w to wierzę. Kościół w Polsce, choć diecezja sosnowiecka bliska jest tego etapu, nie zderzył się jeszcze z ziemią, nie doświadczył kompletnego upadku. Uzależniony zaś zaczyna w ogóle myśleć o wyjściu z uzależnienia, gdy z glebą się już zderzy. Skąd takie porównanie? Odpowiedź jest prosta.

Kościół w Polsce - jego większość, choć oczywiście nie całość - uzależniony jest od władzy, wpływów, pieniędzy, autorytetu, a to wszystko możliwe jest dzięki brakowi transparentności. Nie jest łatwo zrezygnować z tego wszystkiego, szczególnie gdy struktury - nawet w diecezji sosnowieckiej - jeszcze działają, wierni (choć jest ich mniej) do świątyń przychodzą, pieniądze płyną, a część mediów broni wciąż instytucji. Owszem można z lekka zmodyfikować przekaz (dopóki media się nie odczepią), ale zdecydować się na rewolucję - na to gotowości nie ma.

Obawiam się więc, że zamiast zdecydowanych działań i reakcji - będzie jak zwykle. Najpierw oświadczenia kurii i materiały dziennikarskie, a potem zapadnie cisza, aż do następnego skandalu. Gnicie i rozpad będą trwały, bo zabraknie determinacji i odwagi, by sprawę zbadać, przeanalizować i realnie uzdrowić. Bez diagnozy, niezależnej od struktur, nie będzie leczenia.

Dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski*

*Tomasz P. Terlikowski, doktor filozofii, publicysta RMF FM i RMF 24, pisarz, ostatnio wydał "To ja, Judasz. Biografia apostoła" i razem z prof. Krzysztofem Siudą Krajewski książkę "Uleczyć Boga w sobie. Z psychiatrą o duchowości".

Źródło artykułu:WP Wiadomości
kościółdiecezjaksiądz
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (577)