Niemcy chcą mieć największą armię NATO w Europie. I robią wiele, aby to się nie stało
Niemcy chcą tworzyć największą armię w Europie, a mają problemy ze spięciem budżetu i utrzymaniem ciągłości dostaw do Ukrainy. Przemysł zwraca uwagę, że rząd federalny stawia przed nim wielkie wymagania, a nie zapewnia finansowania na badania, rozwój i produkcję.
- Niemcy są gotowe do odgrywania czołowej roli w polityce bezpieczeństwa w Europie – zapewniał minister obrony Niemiec Boris Pistorius. Deklarację złożył 10 maja, podczas wizyty w Stanach Zjednoczonych. W cztery dni później kanclerz Olaf Scholz podbił bębenek, ogłaszając: "Bundeswehra stanie się wkrótce największą w Europie konwencjonalną armię w ramach NATO".
Obecnie Bundeswehra liczy 183 tys. żołnierzy. To kilkanaście tysięcy mniej niż siły zbrojne Francji czy Wielkiej Brytanii i Polski. Niemcy chcą, by ich armia miała 203 tys. żołnierzy.
Problemem mogą być jednak finanse, o których obaj politycy zdają się zapominać. W 2022 r. Bundeswehra otrzymała 50,3 mld euro. W zeszłym roku było to już 64 mld euro, a obecnie 66,8 mld. Niemcy nadal jednak nie spełniają wymagań NATO ws. przekazywania na zbrojenia 2 proc. PKB. Ten poziom mają osiągnąć w przyszłym roku. Do osiągnięcia celu brakuje im jeszcze 17 mld euro.
Na razie Berlin wskazuje, że przecież wydaje jeszcze na armię miliardy z innej puli. Tyle że NATO nie chce uznać funduszu celowego w wysokości 100 mld euro, przeznaczonego wyłącznie na modernizację techniczną, ponieważ jest rozłożony w czasie i nie jest ujęty w budżecie resortu obrony. Ten szacuje, że do spełnienia potrzeb Bundeswehry potrzebnych jest 70-80 mld euro rocznie. Na to nie ma na razie szans.
Nie utną socjalu na rzecz przemysłu
Sam przemysł negatywnie ocenia zapewnienia polityków. Prezes Rheinmetall AG Armin Papperger wskazał, że po wykorzystaniu funduszu celowego, rząd nie zaplanował żadnych kolejnych kroków na utrzymanie tempa rozwoju i prowadzenia badań. Papperger na spotkaniu z dziennikarzami szacował, że po wyczerpaniu środków z funduszu celowego powstanie luka finansowa na poziomie 30 mld euro.
Największe koncerny przemysłowe pracujące na rzecz wojska, wzywają, aby rząd utrzymał dofinansowanie projektów rozwojowych i prac badawczych również w kolejnych latach. Pozwoli to na dalszy rozwój przemysłu zbrojeniowego. Na to są jednak marne szanse, ponieważ Ministerstwo Finansów ma nawet problem ze znalezieniem dodatkowych 5 mld, o które wnioskował Pistorius. Minister finansów Christian Lindner twierdzi, że pieniądze może przekazać, ale musiałby drastycznie obciąć wydatki socjalne. A na to w Niemczech nikt się nie zdecyduje, jeśli chce utrzymać władzę.
Z drugiej strony rząd odbija piłeczkę, twierdząc, że przemysł jest skoncentrowany głównie na utrzymywaniu wysokich cen akcji, a nie na poprawie jakości produkcji i zwiększeniu dostaw amunicji. Na poparcie tej tezy wskazywane są opóźnienia w dostawach amunicji dla Ukrainy.
Sebastian Schäfer, poseł Zielonych do Bundestagu oraz członek parlamentarnego zespołu ds. specjalnego funduszu na rzecz modernizacji Bundeswehry, stwierdził wręcz, że prezes Rheinmetall AG mijał się z prawdą, gwarantując otwarcie zakładów remontowych niemieckiego sprzętu na Ukrainie. Wskazał też na duże opóźnienia w budowie fabryki amunicji artyleryjskiej. Mało tego, Schäfer wprost zarzucił przemysłowcom, że sztucznie zaniżają produkcję amunicji, aby utrzymać wysokie ceny rynkowe, co ma być im na rękę.
Niemcy do armii się nie garną
Sami Niemcy dość chętnie patrzą na rozbudowę armii. Eva Högl, parlamentarna komisarz ds. Sił Zbrojnych wzywa do zwołania panelu obywatelskiego, który zajmie się kwestią służby wojskowej. 57 proc. Niemców popiera zamiar podniesienia wydatków zbrojeniowych do dwóch lub więcej procent PKB na obronność. Jedynie 31 proc. ocenia to krytycznie. Z drugiej strony pozytywnie Bundeswehrę ocenia jedynie 45,5 proc. Niemców. To spadek aż o 10 proc. w ciągu dwóch lat.
Pistorius miał nadzieję, że wstrząśnie niemiecką opinią publiczną, mówiąc, że Niemcy obecnie nie są "dobrze przygotowane do wojny", że powinni "zdjąć strój pacyfisty" oraz w końcu zacząć kierować się "realistycznie pojmowanymi interesami narodu". Nie przyniosło to oczekiwanego efektu. Zarówno w narodzie, jak i w Bundestagu trwają dyskusje nad sensownością wydawania miliardów na zbrojenia.
Kanclerz Scholz z kolei twierdzi, że już w 2028 r. w zależności od wyników finansowych budżetu na armię przeznaczone zostanie 102-104 mld euro, więc obecnie nie widzi problemu. Sam blokuje jakiekolwiek próby zwiększenia wydatków na zbrojenia, co ma się nijak do zapowiedzi o rychłej budowie największej armii w Europie.
W tej sytuacji - będący w opozycji - chrześcijańscy demokraci zaproponowali utworzenie kolejnego funduszu celowego, który miałby wysokość 300 mld euro. Propozycję popiera Pistorius, Zieloni i chadecja. Blokuje Scholz i socjaliści. W dodatku Pistorius nawołuje do wykluczenia wydatków zbrojeniowych z zakazu zaciągania długów przez rząd federalny, co pozwoliłoby na zwiększenie deficytu budżetowego na zbrojenia. W tym przypadku również nie może liczyć na wsparcie partyjnych kolegów.
Z jeszcze większym oporem spotkał się podczas debaty nad rejestracją roczników, które mogłyby zostać zmobilizowane w przypadku odwieszenia zasadniczej służby wojskowej, która po 55 latach została zawieszona w 2011 r. Socjaldemokraci są temu przeciwni, stawiając na dobrowolność służby wojskowej. Problem w tym, że Niemcy nie garną się do armii i ta wciąż cierpi na braki kadrowe.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski