PiS nie posłucha TSUE? Kreślą czarny scenariusz
Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej zdecydował: reforma polskiego wymiaru sprawiedliwości narusza prawo UE. Teraz rząd powinien dostosować się do postanowienia, ale zdaniem ekspertów PiS nie posłucha się wyroku. - Prawdopodobnie będzie tak, że po pewnej przerwie, nazwijmy ją takimi "wakacjami kredytowymi", KE ponownie wystąpi, by Polskę karać - mówi w rozmowie z WP prof. Marcin Matczak.
Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej uwzględnił w poniedziałek skargę Komisji Europejskiej w sprawie tzw. ustawy kagańcowej, która wprowadzała odpowiedzialność dyscyplinarną sędziów m.in. za stosowanie prawa UE. Stwierdził, że niezawisłość i bezstronność sędziów nie są w Polsce zagwarantowane.
- To, co w Polsce się dzieje od ośmiu lat, jeśli chodzi o sądy i procedury dyscyplinujące, było diagnozowane przez wiele osób jako "ciężka choroba" wymiaru sprawiedliwości - mówił w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Marcin Matczak, prawnik z Uniwersytetu Warszawskiego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Komisja stoi pod ścianą”. Były premier o utarczce na linii Polska-UE
Jak sam przyznaje, nie jest zaskoczony wyrokiem TSUE. - To nie jest prawnicza filozofia, że jeśli politycy konstruują system, by móc dyscyplinować sędziów i używają go, by na ich decyzję wpływać, to jest to niezgodne ze wszelkimi standardami - podkreśla.
- Bezprawie musi być napiętnowane. Komisja Europejska nie miała innego wyjścia - mówi sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku Wojciech Hermeliński.
Hermeliński wskazuje, że wyrok dotyczył szeregu bardzo kontrowersyjnych przepisów, nie tylko tych dotyczących wprost procedury dyscyplinarnej. Sędzia TK w stanie spoczynku wskazuje chociażby na sprawę nakazu składania oświadczeń, wskazujących na członkostwo sędziów w zrzeszenia, fundacjach lub partiach. TSUE stwierdził, że to naruszało m.in. prawo do ochrony danych i poszanowania życia prywatnego.
- Znam przypadek sędziego, którego dziecko choruje. Jest członkiem organizacji rodziców dzieci z podobnymi problemami zdrowotnymi. Musi podać jej nazwę i wszyscy nagle wiedzą, na co jego dziecko cierpi. To zwykła hucpa - powiedział.
Wyrok TSUE. Co zrobi PiS?
Wyrok TSUE kończy naliczanie kar dziennych za niewykonywanie postanowień Trybunału - chodzi o 550 mln euro, których część została już potrącona z funduszy unijnych. Teraz władza powinna dostosować się do wyroku, ale zdaniem prof. Matczaka PiS nie zmieni swoich działań i będzie "uparcie nie wykonywał wyroku, efektywnie wyłączając nas z Unii Europejskiej". - Prawdopodobnie będzie tak, że po pewnej przerwie, nazwijmy ją takimi "wakacjami kredytowymi", Komisja Europejska ponownie wystąpi, by Polskę karać - mówi.
Rozmówca Wirtualnej Polski przekonuje, że działania KE nie mają znamion "przemocy", jak niekiedy próbują to tłumaczyć politycy PiS. - Jeśli Polska chce być członkiem UE, to musi mieć niezależnego arbitra, który będzie mógł ocenić, czy pieniądze z funduszy są właściwie wydawane. Rząd chce i dostać pieniądze, i mieć pełną kontrolę nad tym arbitrem, czyli sądem, który będzie badał, czy politycy właściwie wydają środki. A tak nie może być, bo wtedy nie ma nad tym wydawaniem żadnej realnej kontroli - mówi prof. Matczak.
- Wyobraźmy sobie, że Polska dostaje pieniądze, wydaje je niezgodnie z procedurami, a jakiś sędzia chce to skontrolować i wtedy politycy wykorzystują system dyscyplinarny, by mu na to nie pozwolić. To jest nacisk na arbitra, który musi być niezależny, i to jest powód dzisiejszego, niekorzystnego dla rządu wyroku - tłumaczy.
Wojciech Hermeliński też nie spodziewa się zmiany postawy wśród rządzących. - Władza na tego rodzaju postanowienia nie reaguje, albo je wręcz krytykuje - powiedział. - Będą najpierw kluczyli, że muszą poznać uzasadnienie, a potem stwierdzą, że wyroku i tak nie wykonają - mówi.
Według Hermelińskiego Komisja Europejska nie zareaguje od razu. - Będzie liczyć, że nawet jeśli władze tego wyroku natychmiastowo nie zrealizują, to może z czasem dojdą do porozumienia - mówi. - Na razie nowych wyroków KE co do kar nie będzie - przewiduje.
Były przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej spodziewa się, że także w Polsce nie będzie wielu zmian, czyli rzecznicy dyscyplinarni nadal będą karali sędziów kwestionujących osoby powołane przez tzw. neo-KRS. - Może część się powstrzyma, część złagodzi rygory, ale najbardziej znani swojego sposobu działania nie zmienią - przekonuje.
Matczak: system do samej kości jest wadliwy
Według prof. Matczaka, leżąca w Trybunale Konstytucyjnym nowelizacja ustawy o Sądzie Najwyższym jest "niewystarczająca" i jej przyjęcie nie uspokoi Brukseli. - W tym momencie ta władza ma całościową antyeuropejską i antypraworządnościową filozofię, co widać przy "lex Tusk". "Lex Tusk" sprowadza się do tego, by wszelkie sprawy, konflikty i zagadnienia sporne rozstrzygał sąd stworzony przez polityków, a najlepiej taki, w którym to politycy wydają sami wyroki (bo takim właśnie sądem jest komisja) - przekonuje.
Stwierdza, że zarówno w sprawie systemu dyscyplinującego sędziów oraz "lex Tusk" chodzi o kontrolę. - Jeśli jest tak ogromny rozłam między filozofią europejską, że sąd ma być niezależny, ma nie być dyscyplinowany przez polityka i filozofią PiS, że polityk ma o wszystkim decydować zamiast sędziego, to myślę, że dopóki będzie trwał PiS, to będziemy mieli ten konflikt - powiedział.
Prof. Matczak zaznacza, że system dyscyplinujący powinien istnieć, ale w przypadku Polski kluczowy wpływ na niego ma polityk - minister sprawiedliwości i prokurator generalny, Zbigniew Ziobro. - Jego działania i działania osób od niego zależnych mogą doprowadzić do tego, że sędzia nie jest w stanie samodzielnie orzekać, bo wisi nad nim bat dyscyplinarki, np. za zadanie pytania prejudycjalnego. Ten system do samej kości jest wadliwy - powiedział.
- Można stworzyć system dyscyplinujący, który nie jest kontrolowany przez polityków. Ale to by wymagało odpuszczenia sprawy przez ministra Ziobrę. To jego ego stoi na drodze takiej zmiany - przekonuje Matczak.
I dodaje, że jakiekolwiek zmiany, "biorąc pod uwagę, że jesteśmy w roku wyborczym", są politycznie niemożliwe.
Adam Zygiel, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj więcej: