Też mają "lex Tusk"? Po słowach prezydenta mamy oświadczenie

Podpisując ustawę "lex Tusk", prezydent Andrzej Duda wspominał o podobnych organach w innych krajach. Jednym z podanych przez niego przykładów była komisja funkcjonująca w Niemczech. Sprawdziliśmy więc, jak działają śledczy za Odrą. Przedstawiciele Niemiec mówią wprost: takich komisji u nas nie ma.

Andrzej Duda podpisał "lex Tusk" i niespodziewanie złożył do ustawy projekt nowelizacji
Andrzej Duda podpisał "lex Tusk" i niespodziewanie złożył do ustawy projekt nowelizacji
Źródło zdjęć: © PAP | Albert Zawada
Tomasz Waleński

05.06.2023 | aktual.: 05.06.2023 11:53

Gdy Andrzej Duda ogłaszał swoją decyzję o podpisaniu "lex Tusk", powoływał się na podobne komisje działające w innych krajach. Mówił, że kwestie te są omawiane m.in. w Stanach Zjednoczonych czy Francji i Niemczech.

- Różne kraje europejskie mają do czynienia z tym problemem. Mamy komisję w tych sprawach, także i śledczą, we Francji: przesłuchiwała ona byłego premiera Fillona czy Marine Le Pen. Mamy taką komisję, akurat do spraw Nord Stream, powołaną w Niemczech, w Meklemburgii-Pomorzu Przednim. Są to bardzo ważne kwestie dla bezpieczeństwa państw - mówił.

Po słowach prezydenta postanowiliśmy przyjrzeć się funkcjonowaniu powstałej w Meklemburgii-Pomorzu Przednim komisji śledczej.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Sprawa Fundacji Klimatycznej Meklemburgii-Pomorza Przedniego

Komisja we wschodnioniemieckim landzie została powołana w 2022 roku. Bada działalność Fundacji Klimatycznej Meklemburgii-Pomorza Przedniego, która była hojnie finansowana przez rosyjski Gazprom i została powołana w celu dokończenia drugiej nitki gazociągu Nord Stream 2.

Skontaktowaliśmy się z wiceprzewodniczącym organu śledczego parlamentu w Schwerinie, by odniósł się do słów Andrzeja Dudy i słuszności porównań do "lex Tusk".

Poprosiliśmy też o komentarz przewodniczącego niemieckiej komisji Sebastiana Ehlersa, jednak do momentu opublikowania artykułu nie odpowiedział on na nasze pytania.

"Sprzeczne z trójpodziałem władzy"

"W Niemczech nie znamy specjalnych komisji śledczych zajmujących się tylko jednym tematem i posiadających specjalne uprawnienia. Byłoby to sprzeczne z podziałem na władzę ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą" - czytamy oświadczeniu wiceprzewodniczącego komisji Philipa da Cunha przesłanym Wirtualnej Polsce.

"Parlamentarne komisje śledcze pracują nad faktami leżącymi w interesie publicznym i mają prawo żądać informacji od rządu i władz państwowych, tj. mogą żądać dokumentów, korespondencji i oświadczeń na badany temat - i tylko na ten temat" - wynika z przesłanego dokumentu.

Wiceprzewodniczący wskazał, że niemiecka komisja "ocenia dokumenty, zaprasza świadków i przesłuchuje ich". Swoje działania kończy sporządzeniem raportu końcowego, który "opisuje wszystkie powiązania z badanym tematem". Dokument jest następnie publikowany.

Kluczowe różnice

"Należy zauważyć: w Niemczech parlamentarna komisja śledcza jest ściśle oddzielona od sądownictwa. Parlamentarna komisja śledcza nie może nakładać kar ani niczego podobnego. Jest to wyłączna odpowiedzialność wymiaru sprawiedliwości. Wszelkie oskarżenia muszą być rozpatrywane w odrębnym postępowaniu przez wymiar sprawiedliwości" - czytamy w przesłanym nam przez da Cunhę oświadczeniu.

Niemiecki organ nie ma zatem kompetencji podobnych do komisji w Polsce. Nie ma mowy o wprowadzeniu "środków zaradczych", jako decyzji wynikającej z postanowienia organu.

© WP

Ostrzeżenie z Niemiec dla Polski

Powołany przez parlament Meklemburgii-Pomorza Przedniego organ nie ma też tak szerokiego i niesprecyzowanego zakresu działalności, jak przyjęte w Polsce rozwiązania.

"Doświadczenie z działalności komisji pokazuje, że rzekome pytania bez odpowiedzi są zawsze wykorzystywane przez ugrupowania skłonne do konstruowania rzekomych skandali. Z reguły nie ma to nic wspólnego z tymi 'skandalami' i są one obalane. Jednak negatywne tytuły pozostają już wydrukowane" - pisze wiceprzewodniczący, co można potraktować jako przestrogę do wykorzystywania instytucji do walki politycznej.

Zamieszanie z "lex Tusk" i krytyka z zagranicy

Przypomnijmy, że w poniedziałek prezydent Andrzej Duda ogłosił swoją decyzję o podpisaniu "lex Tusk", czyli zaproponowanej przez PiS ustawy o powołaniu komisji mającej badać rosyjskie wpływy w Polsce. Przed obliczem organu stanęliby ci, którzy pod "wpływem Kremla" mieli szkodzić interesom Rzeczypospolitej, za co komisja może cofnąć na 10 lat dostęp do tajnych dokumentów oraz zakazać pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi.

W piątek jednak prezydent zaczął wycofywać się z przyjętych przepisów i zaproponował własną nowelizację dopiero co uchwalonej ustawy.

Poniedziałkowa decyzja prezydenta spotkała się z licznymi protestami, nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Na podpisanie przez niego ustawy, która w opinii ekspertów jest niekonstytucyjna i zagraża demokracji, zareagowały Stany Zjednoczone i Unia Europejska. W geście sprzeciwu z roli doradców prezydenta zrezygnowało także wielu ekspertów, którzy publicznie wyrazili swój sprzeciw wobec przyjętych przepisów.

Tomasz Waleński, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Lex TuskAndrzej Dudaniemcy
Wybrane dla Ciebie