Może pomóc nowej większości pogrążyć PiS. "Jarosław Gowin jest gotów zeznawać"

Jarosław Gowin może być jednym z najważniejszych świadków, którzy staną przed komisją śledczą ds. wyborów kopertowych. Były polityk jest chętny - wynika z informacji Wirtualnej Polski. Komisja ruszy wkrótce, a nowa większość sejmowa liczy na "szokujące" dla opinii publicznej opowieści o praktykach Zjednoczonej Prawicy.

Mateusz Morawiecki, Jarosław Kaczyński i Jarosław Gowin
Mateusz Morawiecki, Jarosław Kaczyński i Jarosław Gowin
Źródło zdjęć: © FORUM | Forum
Michał Wróblewski

Dlaczego szokujące? - Bo wszystko to, o czym wiemy nieoficjalnie, będzie musiało zostać opowiedziane pod nazwiskiem, w rygorze odpowiedzialności karnej - mówi jeden z posłów KO, przymierzany do prac w komisji.

Pierwsza komisja śledcza wkrótce. "Być może w grudniu"

W tym tygodniu Sejm będzie kontynuował prace nad uchwałą w sprawie komisji śledczej ds. tzw. wyborów kopertowych. Jak mówią politycy Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi i Lewicy to pierwsza komisja śledcza, którą powoła Sejm tej kadencji.

Kiedy? - Być może ruszy już w grudniu - mówi Wirtualnej Polsce marszałek senior Marek Sawicki. To jednak optymistyczne założenie. Choć realne.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Na czwartek - 7 grudnia - zaplanowane jest sprawozdanie sejmowej komisji w tej sprawie. Ale nie tylko - wszystko wskazuje na to, że w Sejmie dojdzie do burzliwej debaty o komisji i wyborach kopertowych. W harmonogramie przewidziano bowiem oświadczenia klubów i kół poselskich na sali plenarnej. A to oznacza jedno: awanturę.

Pierwszy podejrzany. Gowin może zeznawać przed komisją

Politycy PiS będą usilnie przekonywać, że próba zorganizowania wyborów prezydenckich w terminie (czyli 10 maja 2020 roku), mimo pandemii COVID-19, była motywowana wyłącznie troską o realizację zasad zapisanych w Konstytucji.

A że po drodze naruszono prawo lub podejmowano decyzje z nim niezgodne (co opisał raport Najwyższej Izby Kontroli)? Politycy PiS zdają się tym nie przejmować.

Poza tym - jak przekonują przedstawiciele formacji Jarosława Kaczyńskiego - do żadnego złamania prawa nie doszło. A jeśli już, to robili to samorządowcy "związani z opozycją", którzy nie chcieli przekazywać danych obywateli i sprzeciwiali się wyborom w trybie korespondencyjnym. Słowem: sabotowali działania rządu.

Politycy nowej większości parlamentarnej mają inne zdanie. I będą starali się to udowodnić. Między innymi wzywając na świadków ludzi, którzy byli najbliżej tamtych wydarzeń.

Jednym z nich był Jarosław Gowin, były wicepremier i minister rozwoju, pracy i technologii. - Jest gotów zeznawać - słyszymy w jego otoczeniu. Z kolei wśród polityków Koalicji Obywatelskiej słychać, że Gowin może być dla nich niczym "świadek koronny".

Jego opowieść może nie tylko pogrążyć liderów PiS, ale doprowadzić do kolejnych wewnętrznych napięć w tej partii.

Wiemy, że dla Platformy komisja śledcza ds. wyborów kopertowych będzie istotna. Jej członkiem - wedle naszych nieoficjalnych informacji - może być m.in. poseł Michał Szczerba, który wraz z Dariuszem Jońskim kontrolował decyzje podejmowane przez władzę w czasie pandemii.

Decyzje te - jak wykazał raport Najwyższej Izby Kontroli - w wielu przypadkach miały być bezprawne. I prowadzić do wielomilionowych strat dla budżetu państwa.

NIK stwierdziła m.in., że "w okresie od 16 kwietnia do 9 maja 2020 r. brak było podstawy prawnej do wydania decyzji polecającej przeprowadzenie powszechnych wyborów w trybie korespondencyjnym". Decyzję tę wydał nie kto inny, tylko premier.

Izba w raporcie końcowym wskazała ponadto, że cały proces organizacji niedoszłych wyborów skutkował niegospodarnym wydatkowaniem ze Skarbu Państwa. Łącznie decyzje związane z organizacją wyborów kopertowych miały kosztować budżet państwa ponad 130 mln zł.

- Na pewno o tych decyzjach będzie musiał opowiedzieć Mateusz Morawiecki. To on przecież podpisał rozporządzenie, on parafował kluczowe dokumenty, więc jest pierwszym odpowiedzialnym - przekonuje w rozmowie z WP Marek Sawicki (Trzecia Droga).

Jak dodaje marszałek senior, "nie przypadkiem ministrowie Jacek Sasin czy Mariusz Kamiński wzbraniali się przed podpisywaniem dokumentów, które były niezgodne z Konstytucją". - Dziś pan Sasin uśmiecha się, mówiąc, że jest gotów zeznawać przed komisją. Wie, że ostatecznie odpowiedzialnym jest ten, który podpisał dokumenty. Dlatego Sasin może spać spokojnie, w przeciwieństwie do Morawieckiego - mówi Sawicki.

Robert Kropiwnicki (KO) w rozmowie z WP dodaje: - Przed komisją muszą też stanąć prezesi Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych i Poczty Polskiej. Wszyscy ci, którzy byli aktywni w łańcuchu decyzyjnym. Politycy też.

Kto? - Ci, którzy byli najbliżej - mówi nam poseł.

Polityczni świadkowie

Jak wynika z naszych rozmów z politykami nowej większości, przed komisją ds. wyborów kopertowych stanąć ma wierchuszka PiS: Jarosław Kaczyński, Mateusz Morawiecki, Jacek Sasin, Adam Bielan (jako pomysłodawca), Michał Dworczyk, a także - jak słyszymy - być może Łukasz Szumowski.

Oprócz tego świadkami mogą być szeregowi posłowie i urzędnicy, którzy mają wiedzę o decyzjach wówczas zapadających.

Wspomniany już Jarosław Gowin odgrywał kluczową rolę w czasach, gdy PiS próbowało przeforsować pomysł wyborów kopertowych, a następnie je zorganizować. I od początku był im przeciwny.

Skutek był jednak odwrotny do zamierzonego. Im bardziej eksperci z otoczenia Gowina starali się przekonać, że wybory w normalnym trybie doprowadzą do gwałtownego nasilenia się zakażeń, tym bardziej liderzy PiS szukali sposobu, by wybory zorganizować.

Stronę Gowina początkowo trzymali Mateusz Morawiecki i Łukasz Szumowski. Szef resortu zdrowia miał wówczas posłuch w obozie władzy. Jego argumenty rozumiał i przyjmował sam szef rządu.

Premier Morawiecki również początkowo nie był zwolennikiem wyborów w "normalnym" trybie. Tak przynajmniej przekonywał sam Gowin w ujawnionym przez media liście do członków Porozumienia. Z jego treści wynika, że premier przez chwilę podzielał sprzeciw i wątpliwości wyrażane przez Gowina i Szumowskiego. Był gotów przekonywać Kaczyńskiego, że wybory warto przesunąć.

"To mógł być skandal na cały świat"

Morawiecki zmienił jednak zdanie pod wpływem prezesa PiS (co wynika ze wspomnianego listu do członków Porozumienia). Niedługo później - z zagadkowych powodów - zrobił to też sam Szumowski. Obaj akceptowali pomysł Adama Bielana (wówczas jeszcze współpracownika Gowina i wiceprezesa Porozumienia), by zorganizować wybory korespondencyjne - na wzór tych, które odbyły się wówczas w dużo mniejszej Bawarii.

Liderzy PiS wymyślili, że wybory kopertowe zorganizuje Poczta Polska, a urn wyborczych będzie strzec wojsko.

Część polityków obozu wiedziała, że operacja "wybory kopertowe" nie ma prawa się powieść. I to dosłownie: Gowin i jego ludzie przekonywali na spotkaniach w siedzibie PiS, że organizacja tych wyborów będzie bezprawna (a Sąd Najwyższy może stwierdzić ich nieważność), skończy się skandalem na cały świat, a w konsekwencji - podważeniem mandatu prezydenta.

Kierownictwo PiS puszczało te ostrzeżenia mimo uszu. Ludzie Jarosława Kaczyńskiego - przy użyciu Adama Bielana - rozbili partię Jarosława Gowina, używając - jak wspominają sami gowinowcy - brutalnych metod. W efekcie byli posłowie Porozumienia poparli wybory kopertowe.

Skończyło się wielką awanturą, rozłamem w tzw. Zjednoczonej Prawicy, a Jarosławowi Kaczyńskiemu groził upadek nadzorowanego przez niego rządu.

Jarosław Gowin w kulminacyjnym momencie sporu zagroził bowiem, że jeśli wybory kopertowe zostaną przeforsowane, to on odejdzie z koalicji. Ostatecznie Gowin z Kaczyńskim chwilowo się dogadali, a wybory prezydenckie zostały przesunięte na lato.

Kaczyński całej tej akcji nigdy Gowinowi nie zapomniał, rozbijając jego partię i wyrzucając go z rządu nieco ponad rok po awanturze o wybory kopertowe.

Dlatego Gowin ma też swoje, osobiste powody, by nie ukrywać dłużej informacji o wydarzeniach, które wstrząsnęły polską polityką. Liderzy nowej większości parlamentarnej to wiedzą.

Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1516)