Kogo PiS oddeleguje do komisji śledczych? Znamy scenariusze
Politycy nowej większości parlamentarnej w nieoficjalnych rozmowach w Sejmie przyznają, że mogą zablokować wybór niektórych kandydatów do komisji śledczych, których może zgłosić PiS. Chodzi o konkretne nazwiska. W rozmowach z WP wskazują powód. PiS na taki scenariusz się nie zgadza. Rzecznik tej partii mówi nam: - Wskażemy do komisji najlepszych prawników.
Chodzi o te osoby, które - zdaniem polityków Koalicji Obywatelskiej - mogły być zamieszane w aferę wizową, aferę Pegasusa oraz organizację wyborów kopertowych.
To te właśnie sprawy mają wyjaśnić trzy komisje śledcze, które już za kilka tygodni powinny rozpocząć prace.
Co na to PiS? - Platforma z Tuskiem na czele chce nam zorganizować patodemokrację – twierdzi w rozmowie z Wirtualną Polską polityk tej partii Wojciech Skurkiewicz.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Chwalą Mentzena po występie w Sejmie. "Przebojem wchodzi nowe pokolenie"
"Nie może być sędziów we własnej sprawie"
Politycy nowej większości (KO, Trzeciej Drogi i Lewicy), przyznają nieoficjalnie, że dziś nie wyobrażają sobie, by np. członkami komisji ds. afery wizowej w MSZ byli niektórzy przedstawiciele tego resortu zamieszani w tę sprawę.
Podobnie mówią o aferze ds. Pegasusa czy wyborach kopertowych. - Myśli pan, że zgodzilibyśmy się, gdyby członkiem komisji ds. wyborów kopertowych był Sasin? Albo Dworczyk? Nie ma szans, nie powinniśmy dawać na to glejtu - mówi nam w Sejmie poseł KO.
Warto wspomnieć tutaj, że sam Michał Dworczyk - były szef Kancelarii Premiera - zadeklarował już w RMF FM, że do zasiadania w komisji się nie wybiera. Ale chętnie stanie przed nią jako świadek.
Inny przedstawiciel nowej większości mówi Wirtualnej Polsce: - Owszem, PiS może teoretycznie zgłosić Kamińskiego czy Wąsika do komisji ws. Pegasusa, ale my na ten wybór nie powinniśmy się zgadzać. Byliby sędziami we własnej sprawie, a oni powinni tam zeznawać i odpowiedzieć za ten skandal - wyjaśnia.
Wszyscy nasi rozmówcy reprezentujący nową większość podkreślają jednak, że to ich "osobiste zdanie", a oficjalnych decyzji w tej sprawie jeszcze nie ma.
Mogą blokować posłów PiS
Były członek komisji śledczej ds. afery Rywina Tomasz Nałęcz wyjaśnił w rozmowie z WP, że każdy poseł może złożyć do Prezydium Sejmu wniosek o niedopuszczenie innego posła do komisji.
Powołana już komisja śledcza może również wyłączyć danego członka uchwałą. Podobnie jak osoba wezwana do złożenia zeznań przed komisją może złożyć wniosek o wyłączenie z pracy któregoś z członków.
Teoretycznie więc nowa większość parlamentarna ma możliwość "blokady" ewentualnych kandydatów z ramienia PiS.
Jeden z naszych rozmówców w Sejmie ma jednak świadomość ryzyka takiej gry. - Znowu zaczęliby krzyczeć o tym, że rzekomo odbieramy im "prawa demokratyczne". I będą budowali "narrację", żeby robić z siebie skrzywdzonych. A przecież jest odwrotnie, to oni nas inwigilowali i łamali prawo. Zobaczymy jak będzie, na razie czekamy na to, kogo oni zgłoszą. Bo chyba się z tym nie spieszą - mówi polityk formacji Donalda Tuska.
PiS z jednym przekazem: "to odwet"
Co na to PiS? Z naszych rozmów wynika, że partia Jarosława Kaczyńskiego nie ma jeszcze wskazanych kandydatów do komisji śledczych. Niemniej zamierza ich zgłosić. Klucz? Posłowie-prawnicy. I - jak mówią politycy PiS - nie dadzą sobie w tej sprawie niczego narzucić.
- Mamy do czynienia z patodemokracją. Większość sejmowa ma nam wskazywać, kogo możemy desygnować na poszczególne stanowiska? Chcieli nam dyktować, kogo mamy wskazać na funkcje wicemarszałków, kogo mamy wskazywać do sejmowych komisji, a teraz chcą nam wybierać kandydatów do komisji śledczych? To absolutnie niedemokratyczne - przekonuje w rozmowie z WP polityk PiS Wojciech Skurkiewicz.
Przedstawiciele odchodzącej władzy nie kryją, że są przeciwni powoływaniu komisji śledczych. Przymierzana do zasiadania w jednej z nich posłanka Małgorzata Wassermann stwierdziła w Radiu Zet, że to "rewanżyzm", "mściwość" i "chęć odwetu".
- Komisje śledcze w tym kształcie, które dzisiaj są prezentowane, mają służyć za igrzyska dla społeczeństwa, bo chleba nie widać po tym nowym rządzie, który się kształtuje. Nie ma czego rozliczać, wszystko jest w opinii publicznej jasne - uważa posłanka PiS (która przed laty była szefową komisji śledczej ds. Amber Gold).
Poseł Radosław Fogiel w rozmowie z Wirtualną Polską przyznał zaś, że "te komisje nie mają podstaw i są wyłącznie polityczną hucpą". Stwierdził też, że od wyjaśniania takich spraw jak ewentualna inwigilacja czy sprawa wiz są służby (które, zdaniem Fogla, działają bez zarzutu).
- Trzeba także mieć świadomość, że jeżeli Donald Tusk zapowiada powołanie komisji śledczych, to należy zadać sobie pytanie, co chce ukryć, o czym nie chce mówić - twierdzi polityk PiS. To stały przekaz formacji Jarosława Kaczyńskiego.
PiS przyznaje: oddelegujemy prawników
Skoro tak, to czy PiS zrezygnuje z udziału w tej - jak mówią politycy tej partii - "hucpie"? Zdania są podzielone.
Poseł Fogiel stwierdził, że jego partia wskaże kandydatów na członków komisji. Z kolei Marek Suski w Polskim Radiu 24 zasugerował, że jeśli w komisjach "nie będzie proporcjonalności" w liczbie członków, to PiS "będzie się zastanawiać, co robić".
Z naszych informacji wynika jednak, że formacja Jarosława Kaczyńskiego nie odpuści i mimo wszystko oddeleguje swoich przedstawicieli do wszystkich trzech komisji. Zwłaszcza że - jak słyszymy w Sejmie - parytet ma zostać zachowany. PiS-owi, jako największemu klubowi parlamentarnemu, będzie przysługiwało 4 na 11 miejsc w każdej z trzech komisji - wynika z naszych źródeł.
Oprócz wspomnianych już Małgorzaty Wassermann i Radosława Fogla, kandydatami do komisji mogą być posłowie Przemysław Czarnek oraz Marcin Przydacz (do niedawna szef Biura Polityki Międzynarodowej przy prezydencie RP). W grze są również "ziobryści", a także posłowie-debiutanci (jak Krzysztof Szczucki, były prezes Rządowego Centrum Legislacji).
- Będziemy proponować kandydatów, którzy w większości są prawnikami i dadzą gwarancje, że prace komisji będą przebiegać na najwyższym poziomie merytorycznym. Mamy pewne typy, ale decyzje będziemy podejmować w odpowiednim czasie. Najpierw komisje muszą zostać powołane - przekazał Wirtualnej Polsce Rafał Bochenek, rzecznik PiS.
Marcin Przydacz w Programie 1 Polskiego Radia o komisjach mówił tak: - My oczywiście szykujemy się na obronę prawdy i będziemy starali się pokazać, jakie racje stały za konkretnymi decyzjami. Chociażby dotyczącymi przeprowadzenia wyborów.
Skontaktowaliśmy się byłym ministrem prezydenckim - a dziś posłem PiS - i zapytaliśmy, czy byłby gotów zasiąść w takiej komisji jako śledczy. - Jestem prawnikiem, pracowałem jako adwokat. Mam pewne doświadczenie i uprawnienie do myślenia o sobie jako potencjalnym kandydacie do pracy w komisjach. Ale to będzie decyzja Sejmu po rekomendacji naszego klubu parlamentarnego - mówi WP.
Były wiceszef MSZ (który, jak sam podkreśla, nie nadzorował Departamentu Konsularnego w resorcie), krytykuje - jak reszta PiS - motywacje nowej większości. - Uważam, że komisje są próbą stworzenia zasłony dymnej i organizacji igrzysk pod publikę. Wyłącznie po to, by nie zajmować się sprawami zasadniczymi i ważnymi dla Polek i Polaków - mówi Przydacz. Jak dodaje, "nie ma wątpliwości, że chodzi tu o polityczny hunting".
Co zrobi PiS podczas głosowania ws. powołania komisji? Decyzje się ważą. Niewykluczone, że politycy formacji Jarosława Kaczyńskiego nie zagłosują "przeciwko", tylko wstrzymają się od głosu. Tak, by pokazać, że nie mają nic do ukrycia.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl