Marcin Makowski: ”Ucho Prezesa” zjada własny ogon. Twórcy uwierzyli, że potrafią kreować prawdziwą politykę
To ciekawe, jak niewiele brakowało, aby z przenikliwej satyry, ”Ucho Prezesa” zmieniło się w oczach opozycji w prostacki paszkwil. Tymczasem przedstawienie fikcyjnego romansu Borysa Budki z Kamilą Gasiuk-Pihowicz nie jest złe tylko dlatego, że krzywdzi czyjąś rodzinę. Problem leży gdzie indziej, i chyba sami twórcy nie chcą go widzieć.
23.10.2017 | aktual.: 23.10.2017 15:21
O tym, że ”Ucho Prezesa” obniża loty, mówiło się od początku drugiego sezonu. Dla wielu prawicowych odbiorców, owe loty były jednak niskie już w momencie startu. Tak czy inaczej, aktualne narzekania na pomysły scenarzystów, to raczej diagnoza poziomu całego serialu, który za szybko uwierzył, że potrafi kreować rzeczywistość. A gdy ta się spektakularnie z wizją ”Ucha” rozjechała, postanowiono wybrać najgorszy z możliwych kierunków. Oczywistość i bezpośredniość.
Jedzenie pączków na czas
Choćby z tego powodu nieco śmieszą mnie apele w stylu poruszonego Romana Giertycha, który na Twitterze wzywał producentów serialu do przeproszenia Borysa Budki (przy okazji, dlaczego nikt nie wzywał do przeproszenia posłanki Nowoczesnej?). ”Granicą satyry jest rozsiewanie krzywdzących plotek i uderzanie w rodzinę” - zawyrokował eks-polityk, który z dobrego smaku i werbalnego taktu raczej nie słynie. Gdy wcześniej ”Ucho” sugerowało homoseksualny romans ministra Antoniego Macierewicza ze swoimi młodszymi podwładnymi, jakoś nikt szat nie darł. Podobnie przy sugestii o kryzysie małżeńskim prezydenta i pierwszej damy. Ciekawe dlaczego?
Jeśli jednak do apelu o przeprosiny włącza się przedstawiciel rządzącej koalicji, czyli Patryk Jaki, rzecz robi się ciekawa. Szczególnie, że z błyskawiczną kontrą w wiceministra uderzył Ryszard Czarnecki. ”Czy stawał Pan Minister w obronie flekowanych przez tenże kabaret polityków PiS? Proszę uważać w tej wędrówce po centrowy elektorat...” - napisał wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego, odnosząc się do głośnych plotek mówiących o starcie Jakiego do wyścigu o fotel prezydenta Warszawy. Choć panowie ostatecznie doszli do porozumienia, wizja chowających się po korytarzach Buski i Gasiuk-Pihowicz, którzy ”męczą się w swoich związkach” oraz politycznych afiliacjach, była po prostu żenująco słaba. Wiele bym dał, by wymazać z pamięci scenę, w której wspomniana dwójka ściga się w jedzeniu pączków na czas, a przegrywa ten, kto pierwszy się obliże.
”Ucho Prezesa” grzeszy oczywistością
Zostawiając na boku polityczne utarczki, selektywną wrażliwość opozycji, która broni wolności artystycznej tylko wtedy, gdy ta nie uderza w nich samych oraz kwestie rodzinne przedstawianych w serialu postaci - ”Ucho Prezesa” ma dzisiaj większy problem. Choć polska polityka należy do niezwykle barwnych i obfitych w zwroty akcji, nawet ona nie jest w stanie dostarczyć paliwa do serwowanych regularnie około dwudziestominutowych odcinków.
Dlatego z początkowego dobrego wyczucia i portretowania partyjnych niuansów, ”Ucho” zaczęło coraz częściej dopisywać niestworzone historie do faktów dokonanych. Niczego za pomocą satyry nie tłumaczyło, przestało uchylać rąbka tajemnicy oraz oferować pozór zajrzenia za drzwi pilnie strzeżonych gabinetów na Nowogrodzkiej.
Jak ma śmieszyć, skoro nie śmieszy?
Prezydent Duda został Adrianem i takim miał być. Jego weta zaskoczyły nie tylko prezesa Kaczyńskiego, ale przede wszystkim scenarzystów. A ponieważ dochodziły do nich głosy, że prezes pomimo przerysowania wypada jednak na dosyć sympatycznego staruszka, uczyniono z niego drącego się na podwładnych i walącego pięścią w stół despotę. Każdy kto zna temperament Jarosława Kaczyńskiego wie, że nie tak się rzeczy mają. Podobnych nieścisłości zaczęło się robić więcej, a w pewnym momencie nawet pani Basia z recepcji, zaczęła mówić tonem antyislamskich radykałów.
Stąd kolejne odcinki ”Ucha Prezesa” stawały się pożywką dla ludzi spragnionych prostych odpowiedzi, tłumaczących skomplikowane układy personalne na szczytach władzy i opozycji. Serial przestawał zaskakiwać, wyprzedzać polityczną rzeczywistość, a w końcu, zaczął coraz mniej bawić. Choć popularności w pewnych kręgach nie straci, dla mnie ”Ucho” po prostu zjada własny ogon, nie oferując niczego więcej, ponad sytuacyjne gagi w niewielkim tylko stopniu oddające temperaturę i realia autentycznej polityki.
Marcin Makowski dla WP Opinie