Marcin Makowski: Konwencja PiS-u swojska jak niedzielny obiad. Tylko, czy ktoś skusi się na deser?
Konwencja Prawa i Sprawiedliwości wyglądała jak niedzielny obiad. Wszystko na miejscu, swojsko, z dobrze znanymi smakami oraz obietnicą deseru. Czy wyborca się na niego skusi, zależy od Mateusza Morawieckiego. Właśnie rusza w najważniejszą podróż swojej politycznej kariery.
Zgodnie z zapowiedziami polityków Prawa i Sprawiedliwości, niedzielna konwencja wyborcza partii miała być dynamiczna, nowoczesna i przeprowadzona w amerykańskim stylu. O ile szczerze wątpię, aby ”plan maksimum” udało się zrealizować (na podobnym poziomie wyglądają dzisiaj wszystkie większe ”eventy” rządu i opozycji), jednego organizatorom odmówić nie można. Podczas całego wydarzenia dało się wyczuć prowadzony solidnie i konsekwentnie scenariusz narracji, podkreślającej po pierwsze: przywództwo Jarosława Kaczyńskiego, po drugie: jedność koalicji, po trzecie: ludzkie oblicze kandydatów na prezydentów miast oraz po czwarte: przekazanie pałeczki owego przywództwa na czas ”czteroboju wyborczego” w ręce premiera Mateusza Morawieckiego.
Kaczyński wyznacza kierunek
To od niego będzie w tej chwili zależeć sukces najważniejszego - i pierwszego w karierze Morawieckiego - sprawdzianu przy urnie. Jak ważny jest to moment, naszkicował w swoim przemówieniu otwierającym konwencję Jarosław Kaczyński. Choć widać było, że nadal nie wrócił do pełni sił, miał ich wystarczająco, aby położyć akcent na ”21 szczególnych miesięcy” które ustawiają Zjednoczonej Prawicy walkę o wszystko, albo nic. I to walki, jak podkreśla Kaczyński, prowadzonej przy atakach opozycji, ”tworzących coś na kształt alternatywnej rzeczywistości, która ma zdefamować nie tylko dobrą zmianę, ale po prostu Polskę”. I choć hasło kampanii samorządowej brzmi: ”Polska jest jedna”, a Mateusz Morawiecki w swoim przemówieniu (o czym za chwilę), mówił, że chciałby ją posklejać, wydaje się to coraz mniej możliwe. ”Nie będziemy powtarzać błędów zachodu i zarażać się chorobami społecznymi, które tam panują” - stwierdził prezes partii, odnosząc się do polskiej obecności we wspólnocie europejskiej, co już na starcie ustawia nawet kampanię samorządową w kontrze do opowieści o ”dobrej Unii i jej funduszach”, serwowanej przez Koalicję Obywatelską.
Ludzka strona kandydata
Trzeba uczciwie przyznać, że choć miała swoje mocniejsze i słabsze strony, najciekawiej wypadła środkowa część konwencji, która rozpoczęła się zaraz po odnowieniu porozumień koalicyjnych między PiS-em, Solidarną Polską i Porozumieniem (swoją drogą dziwne, że ani Zbigniew Ziobro, ani Jarosław Gowin nie zabrali głosu). Mowa o segmencie rodzinno-prezydenckim, podczas którego kandydatów na prezydentów poszczególnych miast wspierali najbliżsi, z najbardziej naturalną Anną Jaki na czele. Wiem, że to PR-owe sztuczki, ale patrząc z pragmatycznego punktu widzenia, takimi zagraniami zdobywa się zaufanie wyborców w terenie. Żona ciepło wypowiadająca się o mężu, który wchodzi na scenę z dzieckiem na ręku.
Swoją drogą ciekawie dobrano kolejność wystąpień - Warszawa, Kraków, Wrocław, Gdańsk i… Stalowa Wola. To właśnie ostatnie przemówienie młodego prezydenta Lucjusza Nadbereżnego, chyba jedno z najdłuższych na konwencji, stanowiło kwintesencję programu PiS-u dla samorządów. ”Choć mówili, że nie dam rady wygrać z wieloletnim prezydentem, zwyciężyłem w pierwszej turze”, a potem kolejne zdania o dumie z polskości, cytaty z Jana Pawła II i zakończenie modlitwą św. Franciszka. Ludowo, patriotycznie, religijnie - czyli właśnie tak, jak tradycja przykazała, gdy po powrocie z kościoła serwuje się niedzielny obiad.
Sprawdzian Morawieckiego
I tutaj dochodzimy do sedna. Czy będzie to danie strawne i na tyle atrakcyjne, że skusi szerokie grono wyborców do jego konsumpcji? Sądząc po ogólnym wrażeniu, które pozostawił po sobie Mateusz Morawiecki, na barkach którego spoczywa odpowiedzialność za nadchodzący maraton wyborczy - wydaje się, że tak. Premier znacznie lepiej wypada w roli mówcy na konwencjach, gdzie występuje w roli szefa rządu, niż jako trybun ludowy w terenie. Widać było, że Morawiecki ściśle trzyma się planu narracyjnego, naszkicowanego mu przez partyjnych spindoktorów. Wiele przykładów ”z życia” dotyczyło zrealizowanych obietnic PiS-u, które mają być gwarantem na podobne standardy w samorządach. ”Przez ostatnich 30 lat nie było w Polsce tyle wolności, ile jest teraz, bo teraz najwięcej wolności mają polskie rodziny. Wolności od biedy i bezdusznych rządów naszych poprzedników – oni podnosili wiek emerytalny, czy oferowali więcej wolności czy mniej? A jak posyłali 6-latki do szkoły? Dzisiaj jest wybór” - mówił premier.
Najlepiej wypadł jednak w momencie, w którym szkicował program wyborczy, przedstawiony jako samorządowa wersja ”piątki Morawieckiego”. Umiejętnie wyszedł od opowieści o ciepłym i ogrzanym domu, z niższymi rachunkami za prąd i segregację śmieci, przez jego otoczenie (chodniki i drogi), po bezpieczne i nowoczesne place zabaw i boiska, wyremontowane dworce oraz domy seniora. Trudno powiedzieć, aby były to obietnice nowe, odkrywcze albo przełomowe, na miarę ”500+”. Właściwie wszystkie z nich samorządu realizują od dawna we własnym zakresie. Kluczem do sukcesu strategii wyborczej PiS-u, o czym mówił prezes, jest jednak nie nowatorstwo, ale skala przedsięwzięć, która ma płynąć z ”synergii z rządem”. Jednym zdaniem, samorządowy program partii można streścić jako: ”my wam damy więcej i lepiej, ale musimy mieć pełnię władzy, aby działać skuteczniej”.
Czy suweren będzie ją chciał Zjednoczonej Prawicy przekazać? Odpowiedź na to pytanie to ostateczny sprawdzian dla Mateusza Morawieckiego, który musi osiągnąć swoje pierwszy wyborcze zwycięstwo (a właściwie po nie wyruszyć, co zrobił siadając do "PiS-busa" zaraz po konwencji). Jeśli mu się to uda, z pretendenta, zostanie oficjalnym ”następcą tronu” po Jarosławie Kaczyńskim. Oby jednak premier jak i działacze w regionie wzięli sobie do serca słowa prezesa, który mówił o konieczności naprawiania i przepraszania za własne błędy. W sytuacji, w której punkty programowe konwencji opozycja kontrowała w mediach społecznościowych nagraniem pełnomocnik Wojewody Dolnośląskiego do sprawy Obchodów Stulecia Odzyskania przez Polskę Niepodległości, policzkującej publicznie członkinię KOD-u, hasło o ”jednej Polsce” nie wygląda wiarygodnie. A wiarygodnie wyglądać musi, jeśli chce się polityczną bitwę o Polskę wygrać.
Marcin Makowski dla WP Opinie