Atak psów pod Zieloną Górą. Nowe doniesienia o właścicielu
46-letni kierowca z Puław zmarł po trzech dniach od ataku trzech psów pod MOP Racula. Według medialnych ustaleń, nie był to pierwszy incydent z udziałem zwierząt należących do byłego policjanta. Wcześniej informowaliśmy o tym również w Wirtualnej Polsce.
Co musisz wiedzieć?
- 46-latek został zaatakowany 12 października podczas przerwy na MOP Racula pod Zieloną Górą.
- Właścicielem psów jest były policjant prowadzący strzelnicę. Już wcześniej były zgłaszane pogryzienia przez agresywne zwierzęta.
- Prokuratura zleciła badania zwierząt i warunków ich utrzymania; psy trafiły do domu tymczasowego.
Śledczy ustalili, że trzy duże psy wydostały się poza ogrodzenie strzelnicy i zaatakowały przechodzącego w pobliżu 46-latka. Mężczyzna miał co najmniej 53 rany kąsane i szarpane. Pomimo operacji zmarł po niespełna trzech dobach.
Jak ustaliły media, nie była to pierwsza sytuacja, kiedy agresywne zwierzęta zaatakowały ludzi. Jak dowiedziała się Wirtualna Polska, zwierzęta pogryzły już wcześniej inną kobietę.
Hołownia na ambasadora w USA? Polacy powiedzieli, co o tym myślą
Właściciel nie reagował?
To samo zdarzenie opisano w programie "Uwaga!" stacji TVN. Poszkodowana kobieta opisała zdarzenie z 2022 r. - Szłyśmy drogą koło strzelnicy. Nagle wybiegły psy. Powaliły naszego psa, potem przewróciły moją córkę. Mnie też ugryzły. Krzyczałam do właściciela, żeby je zabrał, ale stał i patrzył. Dwie osoby ze strzelnicy odwołały psy. Dwa razy dzwoniłam na 112, nikt nie przyjechał przez cztery godziny - relacjonowała dziennikarzom. Policja miała skierować wniosek o wykroczenie. Właściciel zapłacił 600 zł mandatu.
"Gazeta Lubuska" opisała inny przypadek. Z relacji rodziny wynika, że te same psy odgryzły mężczyźnie uszy. - Skończyło się to tak, że syn był oczerniany, że wtargnął na teren prywatnej posesji. A pan były policjant nigdy nie usłyszał zarzutów - mówił ojciec poszkodowanego. Postępowanie umorzono po zeznaniach właściciela strzelnicy, który twierdził, że doszło do włamania.
Przeczytaj także: Atak psów pod Zieloną Górą. Właściciel nie przyznał się do winy
Ranne psy trafiły do schroniska
Owczarki trafiły wcześniej do schroniska w Zielonej Górze, ale potem wróciły do właściciela. - W 2024 r. trafiły do nas z ranami postrzałowymi i kutymi. To wskazuje, że nie można było nad nimi zapanować, nawet właściciel. Może strzelał, żeby je uspokoić - mówiła Dominika Gręzicka ze schroniska. - Schronisko nie chciało wydać psów, ale mężczyzna przyjechał z policją. Wyegzekwowali oddanie - przekazał dyrektor placówki Krzysztof Rukojć w rozmowie z TVN.
Po śmiertelnym incydencie pod Zieloną Górą, prokurator zlecił specjalistyczne badania stanu fizycznego i psychicznego zwierząt oraz kontrolę warunków, w jakich były utrzymywane. Psy umieszczono w domu tymczasowym.
Źródło: WP Wiadomości, Onet, TVN, "Gazeta Lubuska"