PublicystykaMakowski: Granica to nie miejsce na polityczny lans [OPINIA]

Makowski: Granica to nie miejsce na polityczny lans [OPINIA]

Mam wrażenie, że każdy chce coś na kryzysie ugrać. Opozycja - przywieźć pizzę uchodźcom i pozować do selfie w roli moralnych czempionów. Władza - pokazać siłę i sprawczość, urządzając kilka konferencji na tle zasieków i pograniczników. Narodowcy - napiąć patriotyczne muskuły, formując paramilitarne bojówki, wyglądające jak z wypadu na paintballa. Tak geopolityka zamienia się w kabaret reżyserowany przez Łukaszenkę.

Policja i wojsko w pobliżu miejscowości Usnarz Górny
Policja i wojsko w pobliżu miejscowości Usnarz Górny
Źródło zdjęć: © PAP | PAP/Artur Reszko
Marcin Makowski

25.08.2021 17:27

Gdyby ktoś powiedział w Mińsku, że wystarczy 30 osób wysłanych na granicę z Polską, aby urządzić w kraju medialno-polityczną wojnę, porównywalną z kryzysem migracyjnym z 2015 roku, zapewne Łukaszenka ostudziłby jego entuzjazm. Owszem, nie po to Białoruś wprowadziła w życie operację "Śluza", żeby pomagać Afgańczykom, Irakijczykom i Somalijczykom dostać się do "lepszego świata". Jej cel, wspierany przez Rosję, jest prosty. To destabilizacja wschodnich granic Unii Europejskiej, zemsta za sankcje i element konfliktu asymetrycznego prowadzonego z Zachodem od dekad. Tyle że zamiast czołgów i "zielonych ludzików", w roli żywych tarcz używa się młodych mężczyzn, kobiety i dzieci. 

Przy odrobinie myślenia w kategorii racji stanu, politycznego konsensusu, wrażliwości władzy i opozycji, dałoby się jednak tę bombę rozbroić, zanim wybuchnie nam w rękach. Tymczasem polska klasa polityczna, zamiast powagi, wybrała lans i groteskę. 

Więcej. Zaniosła na złotej tacy owinięte w błyszczący papierek "setki", które zarówno Russia Today jaki i białoruskie media, wykorzystują w ramach dowodów na "faszystowskie" zachowanie polskich służb i torturowanie imigrantów. 

Władysław Frasyniuk wyzywający część polskich pograniczników od "śmieci" i "watahy psów"? Jest. Poseł Franek Sterczewski ganiający z reklamówką i próbujący przedrzeć się przez kordon służb mundurowych? Załatwione. Posłanka Klaudia Jachira i marszałek Gabriela Morawska-Stanecka, z jednej strony porównująca obecną sytuację z Holokaustem, z drugiej wygrażająca żołnierzom? Gotowe. Narodowcy paradujący przy granicy w pseudo-mundurach z nacjonalistycznymi naszywkami? Są. Bartosz Kramek apelujący o "obalanie zasieków na granicy"? Obecny. Rządzący, którzy od tygodni nie umieli upilnować szczelności tych granic, a teraz za dowód na skuteczność przedstawiający kilometry drutu? Na miejscu.

Nic tylko wycinać, wkładać do serwisów informacyjnych oraz w media społecznościowe z podpisami o chaosie, buncie polskiego społeczeństwa, nieudolności władzy, braku empatii. Bo przecież nie Białoruś jest winna, nie Białoruś okłamuje tych biednych ludzi, obiecując łatwą przeprawę do Niemiec i Skandynawii. Nie Białoruś wstrzymuje konwój z pomocą humanitarną dla koczujących na pasie granicznym. Tutaj winny jest jeden - to Zachód, który - destabilizując Bliski Wschód - dzisiaj nie jest w stanie wziąć na swoje barki ciężaru odpowiedzialności. 

Można te kłamstwa prostować, nie ulegać wrogiej propagandzie i starać się działać w granicy prawa, do przestrzegania którego Polska zobowiązana jest międzynarodowymi traktatami oraz koniecznością obrony strefy Schengen. Można apelować do imigrantów o składanie wniosków o azyl w konsulatach albo na przejściach granicznych, a nie w szczerym polu. Ale można też udawać, że się tej skomplikowanej geopolitycznej układanki nie rozumie, zamiast tego wybierając logikę sytuacyjną, którą świetnie wyłożyła na Twitterze posłanka Iwona Hartwich. "Wpuśćmy tych ludzi, a potem się sprawdzi, kim są". 

Rzeczą naturalną jest odruch empatii wobec tych, którzy cierpią. To zrozumiałe. Prawo i Sprawiedliwość musi mieć długofalowy plan na wypadek, gdy pod granicą pojawi się nie kilkadziesiąt, ale kilka tysięcy osób. I tym planem nie może być jedynie mur oraz czekanie na wpadki opozycji. Z drugiej strony opozycja nie może całkowicie delegitymizować państwa, opowiadać kwiatków w stylu europosła Janusza Lewandowskiego, który żołnierzy nazwał funkcjonariuszami w "mundurach PiS". To woda na młyn Alaksandra Łukaszenki, któremu właśnie o taki efekt - skłócenia Polaków - chodzi. 

Jeśli to możliwe, należy pomóc tym ludziom. Niech polskie ciężarówki z żywnością, lekami i jedzeniem stoją na granicy z Białorusią i niech kamery na żywo pokazują, kto i dlaczego nie chce ich wpuścić. Bądźmy gotowi do pokazania lepszej twarzy, niż reżim, który wykorzystuje tych biedaków jak zakładników. Nie bądźmy jednak naiwni, bo to największa słabość Zachodu w walce z autorytarnymi reżimami. Wie o tym zarówno Komisja Europejska, jak i Donald Tusk, który wezwał do szanowania nienaruszalności terytorialnej polskich granic.

Dzisiaj potrzebujemy rozwiązań systemowych i zawieszenia broni w wewnętrznej walce partyjnej, a nie walki o lajki. To po pierwsze odpowiedzialność rządzących, ale po drugie również tych, którzy aspirują do rządzenia. Każdy inny rozwój wypadków to zamienianie geopolityki w kabaret reżyserowany przez Łukaszenkę i Putina

Marcin Makowski dla WP Opinie

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)