Majmurek: "Atakując mniejszości PiS wypycha się sam z cywilizowanej prawicy" [OPINIA]
Obóz rządowy, jego media oraz narodowcy od Brauna i Korwina rozpoczęły wyścig o to, kto lepiej obroni "dobre imię Polski". Licytacja uwolniła demony, które mogą przerazić nawet część biorących udział w tym prawicowym wyścigu. Wygląda na to, że wrogiem numer jeden mają stać się homoseksualiści.
09.03.2019 | aktual.: 11.03.2019 10:33
"Jeśli stawiamy na rodzinę, to musimy zwrócić uwagę na to, że mamy także wielki kłopot, trudność, zagrożenie. Tym zagrożeniem jest atak na rodzinę, przeprowadzany w sposób najgorszy z możliwych, bo to atak na dzieci. Ma być zastosowana, a w niektórych miejscach już jest stosowana, pewna specyficzna socjotechnika, mająca zmienić człowieka. Co jest w jej centrum? W jej centrum jest bardzo wczesna seksualizacja dzieci" – powiedział na konwencji PiS w Jabłonce Jarosław Kaczyński.
Prezesowi chodziło oczywiście o podpisaną przez prezydenta Warszawy, Rafała Trzaskowskiego, kartę LGBT – wprowadzającą rozwiązania w zakresie wali z dyskryminacją i edukacji seksualnej, które w Europie nie są rewolucją, ale standardem.
Obóz rządzący i bliskie mu media od kilku dni prowadzą wymierzoną w kartę kampanię, opartą na kłamstwach, półprawdach i histerii. Dzisiejsza konwencja PiS ponad wszelką wątpliwość potwierdza, że ten homofobiczny język stanie się głównym tematem kampanii. Uchodźcę z 2015 roku zastąpi gej. Oficjalnie homofobiczny język zupełnie wypycha PiS poza nurt cywilizowanej europejskiej prawicy, na pozycje skrajne.
A tam depcze mu po piętach Konfederacja – koalicja Korwina i narodowców. Pięć lat temu w 2014 roku komitet kierowany przez Janusza Korwin-Mikkego przekroczył próg wyborczy w eurowyborach i wziął w nich cztery mandaty. Nikt nie spodziewał się takiego scenariusza. Wiele wskazuje na to, że w tym roku może się on powtórzyć – i to w znaczniej twardszym wariancie, jeśli chodzi o to kto razem z Korwinem ewentualnie pojedzie do Brukseli.
Nawet jeśli skrajna prawica skupiona w korwinowskiej Konfederacji nigdzie nie weźmie mandatów, to jej oscylujące wokół progu sondażowe wyniki będą przesuwać PiS ku skrajnościom.
Groźne 12 proc.
Na możliwy dobry wynik skrajnej prawicy w eurowyborach wskazuje także wynik Grzegorza Brauna w Gdańsku. Kandydat, który najpewniej otrzyma jedną z europejskich jedynek Konfederacji, przekroczył ważną psychologicznie barierę 10 punktów procentowych i zdobył 12 proc. głosów.
Oczywiście, wynik ten – dotychczas dla skrajnej prawicy w Polsce niedostępny – Braun zawdzięcza głównie temu, że PiS nie wystawił żadnego kandydata – słusznie zakładając, że jego człowiek nie ma szans na inny efekt kampanii, niż demobilizująca przed wyborczym dwubojem porażka. Brak kandydata rządzącej partii pozwolił Braunowi sięgnąć po część jej elektoratu. To wyjaśnienie nie powinno nas jednak uspokajać.
Braun – przy całej swojej niewątpliwej błyskotliwości, charyzmie, nieprzeciętnej erudycji i elokwencji – jest politykiem o poglądach ekstremalnych nawet jak na pisowską średnią. Jest monarchistą i przeciwnikiem demokracji, bo – jak mówił w trakcie kampanii z 2015 roku – za jej fasadą tak naprawdę "rządzą mafie, służby i loże". Braun jest nie tylko anty-europejski, ale też anty-amerykański i anty-ukraiński, ciepło za to wypowiada się o Rosji – czy to tej carskiej, czy Putina. Jego język, figury jakie przywołuje ("walka z żydowskimi roszczeniami", Polska jako "kondominium pod żydowskim zarządem powierniczym") można uznać za antysemicki, powielający klisze najbardziej niechętnej Żydom endeckiej propagandy z czasów zaborów i międzywojnia.
Fakt, że dla wyborców PiS to wszystko nie wykluczało głosowania na Brauna powinno naprawdę niepokoić – zwłaszcza, że polityk nie łagodził przekazu. W jego spocie na prezydenta Gdańska padały sformułowania typu "nie będą nas Niemcy i Żydzi uczyć historii". Linia Brauna w kwestii Rosji, Stanów, stosunków polsko-żydowskich stoi w zupełnej sprzeczności z dziedzictwem prezydentury Lecha Kaczyńskiego, na jakie lubi powoływać się rządząca dziś partia.
Jak zauważył publicysta Jakub Wencel, wynik z Gdańska może oznaczać, że na obecny elektorat PiS składają się także wyborcy o skrajnych poglądach: nacjonalistycznych, anty-zachodnich, wpatrzonych w Moskwę, otwarcie antydemokratycznych. Dla polskiej demokracji jest pewnie lepiej, by taki elektorat wiązał raczej Kaczyński, niż Braun. Pytanie jednak, czy zdoła go związać akurat w wyborach europejskich. Tu PiS nie może zbyt silnie przesunąć się na anty-europejskie pozycje, by nie wywołać masowej mobilizacji pro-europejskiej większości społeczeństwa. W sytuacji, gdy PiS odpuści jawnie anty-europejskie hasła, otwarcie eurosceptyczny komitet może podebrać rządzącej partii wyborców, zdobywając nawet kilka procent w eurowyborach. Tym więcej, im niższa będzie frekwencja – a ta w wyborach europejskich zawsze pozostawała niska.
Wojna z "homoterrorem"…
Pojawia się też pytanie o cenę, jaką PiS będzie w stanie zapłacić, by zatrzymać przy sobie skrajnie prawicowy elektorat w wyborach parlamentarnych jesienią. W 2015 roku PiS, narodowcy skupieni w Ruchu Kukiz ’15, oraz korwinowcy licytowali się straszeniu uchodźcami i mniejszościami. Po kampanii względnie otwarta postawa Polaków wobec uchodźców, znacznie się zaostrzyła. Wzrosła też liczba przypadków przemocy wymierzonej w osoby o innym kolorze skóry.
W tym roku miejsce uchodźcy zajmie gej. Reakcja PiS na Kartę LGBT przekroczyła wszelkie standardy politycznej polemiki, zmieniając się w festiwal ignorancji i uprzedzeń. Za atakami na Trzaskowskiego poszły te na idące w koalicji z PO PSL – z TVP nie wychodzi praktycznie wokalista pewnego zespołu disco polo, przekonujący, że "partia, której hymnem jest Rota", przywdziewając rzekomo tęczowe barwy, zdradza swoje ideały. Cóż, jak widać nigdy nie doczytał, jak wyglądało życie prywatne autorki słów do hymnu ludowców.
W satyrycznym programie "W tyle wizji" tacy znamienici eksperci od sztuki współczesnej, jak Marcin Wolski i Krzysztof Feusette szczują na wystawę Daniela Rycharskiego – chrześcijańskiego artysty LGBT. Materiał o wystawie ilustruje kuriozalna sonda, gdzie warszawiakom zadawane są pytania typu "muzeum sztuki nowoczesnej, czy wojny z kościołem", oraz wypowiedź księdza, przekonującego, że osoby kierujące się orientacją seksualną zachowują się jak zwierzęta.
Jakiekolwiek wątpliwości, że wszystkie te przekazy realizują pewien szerszy polityczny plan, rozwiał w sobotę Kaczyński. PiS chce spolaryzować społeczeństwo wokół kwestii praw osób LGBT, zrobić z nich jedną z głównych osi sporu na scenie politycznej w tym roku, jedno z kryteriów oddzielających prawicę od reszty.
PiS może się jednak przeliczyć. Społeczeństwo nie jest masowo homofobiczne. Postulaty związków partnerskich cieszą się w sondażach poparciem nieznacznej, ale jednak większości badanych. Osoby LGBT obecne są na ulicy, w pracy, w popkulturze. Zderzony z agresywnym wobec osób homoseksualnych przekazem elektorat liberalny i lewicowy może jeszcze silniej zmobilizować się wokół Wiosny i Koalicji Europejskiej, uznając, że nawet jeśli rządy PO obawiały się ruszyć związków partnerskich, to nigdy aktywnie nie atakowały społeczności LGBT. W przeciwieństwie do sporu o socjal taka polaryzacja może okazać się bardzo niekorzystna dla PiS.
Nawet jeśli prawica przegra na homofobii, to kampania oparta o "walkę z homoterrorem" może ośmielić homofobów. Stworzyć atmosferę przyzwolenia na werbalne i fizyczne ataki na osoby homoseksualne, ich organizacje, lokale, itd. Nie wiem, czy bracia Karnowscy, Jacek Kurski i Tomasz Sakiewicz wiedzą z jakimi demonami igrają. I co zrobią, gdy za ich słowami faktycznie pójdzie przemoc.
… wojna z Gwiazdą Dawida
Ewentualne akty homofobicznej przemocy przedostaną się do światowej opinii publicznej i jeszcze bardziej zszargają wizerunek Polski, jako kraju dryfującego ku autorytaryzmowi. Jeszcze bardziej nasz wizerunek może do reszty zniszczyć druga licytacja, jaka szykuje się między PiS, a prawicą od narodowców i Korwina – o to, kto lepiej będzie bronił Polski przed "żydowskimi atakami" i rzekomo wspierającymi je wystąpieniami "polskich historyków".
To, co stało się w Paryżu, każe obawiać się najgorszego. W prestiżowej École des hautes études en sciences sociales konferencji polskich i francuskich badaczy Zagłady nie zakłóciły bojówki dziarskich chłopców z ONR, ale przedstawiciele paryskiego Klubu Gazety Polskiej.
To dziennikarze i intelektualiści bliscy głównemu nurtowi władzy bezpardonowo atakowali polskich historyków Zagłady, zarzucają im "nienawiść do Polski". To Jarosław Gowin – rzekomy pisowski liberał – w korespondencji z francuskim resortem nauki zbagatelizował całą sytuację.
Jeśli obóz rządowy, jego media, oraz narodowcy od Brauna i Korwina zaczną wyścig o to, kto lepiej obroni "dobre imię Polski" przed historyczną prawdą o stosunkach polsko-żydowskich, po wyborach nie będzie co zbierać. Nie tylko na froncie relacji Polska-Izrael, ale także polsko-światowa diaspora żydowska, polska-amerykańska opinia publiczna i innych.
Nie wspominam już o tym, jakie demony w kraju już wyzwoliła taka licytacja. Po czterech latach rządów PiS antysemicki język wszedł do mainstreamu silniej niż kiedykolwiek po roku ’89. Przed 2015 gwiazdy TVP nie mówiły o Żydach per "p@#&hy" i nie wypytywały o "prawdziwe nazwiska" polityków. Szanowani na prawicy profesorowie jednak hamowali się z wypowiedziami o "Żydach-plemieniu żmijowym". Jeśli PiS się nie opamięta, cała praca, jaka w Polsce została włożona w odzyskanie polsko-żydowskiej pamięci, pójdzie na marne.
Czy to im się opłaci?
Jedyna pociecha w tym wszystkim taka, że licytacja na wojny kulturowe, inaczej niż w 2015 roku, niekoniecznie da PiS ponownie władzę. Nawet jeśli partia Kaczyńskiego zrealizuje swój cel – utrzyma skrajny elektorat i zepchnie radykalną prawicę od Korwina i Kukiza poniżej progu – to nawet jeśli wygra wybory, może okazać się niezdolna do stworzenia samodzielnej większości, a przy tym pozbawiona koalicjanta.
Ataki na gejów i wypuszczony z butelki dżin antysemityzmu mogą zmobilizować wyborców, którzy, nawet jeśli nie przepadają za KE, czy Wiosną, nie godzą się by polska polityka zmieniła się w licytację na głupotę i nienawiść. Można mieć jakąś nadzieję, że obie licytujące się na to prawice, jeśli nie w wyborach europejskich, to krajowych, spotka za to zasłużona wyborcza kara.