Listy wyborcze PiS. Ludzie Morawieckiego i Sasina szykują się do boju, Kurski upatrzył sobie okręg
Do wyborów parlamentarnych ponad rok, a w obozie władzy już zaczyna się rywalizacja o miejsca na listach do Sejmu. Jarosław Kaczyński będzie miał poważny problem, bo na dobre pozycje startowe liczą młodzi współpracownicy Mateusza Morawieckiego, ludzie Jacka Sasina, posłowie partii Zbigniewa Ziobry, a i dla byłego prezesa TVP Jacka Kurskiego musi znaleźć się miejsce. Szkopuł w tym, że na listach przed wyborami w 2023 roku będzie bardzo ciasno, a PiS może nie mieć w przyszłym Sejmie tylu posłów, co dziś. Chyba że zmieni ordynację wyborczą.
Mówi polityk PiS: - Bez zmiany ordynacji wyborczej, biorąc pod uwagę dzisiejsze sondaże, nie mamy większych szans na utrzymanie większości. 230 mandatów jest dziś poza zasięgiem, a samo PiS nie ma co liczyć na 200.
Inny rozmówca, Adam Bielan z Partii Republikańskiej (koalicjanta PiS) twierdzi: - Dziś mamy w sondażach ok. 40 proc. poparcia. Potrzebujemy 43 proc., żeby wygrać i jestem pewny, że tak się stanie i utrzymamy większość.
Przypomnijmy: w 2019 r. PiS utrzymało samodzielną władzę, dostając w wyborach niemal 44 proc. głosów, a cztery lata wcześniej - niecałe 38 proc. (do Sejmu nie weszła wtedy Lewica). Tymczasem PiS - jak wynika z sondaży, które zlecała m.in. Wirtualna Polska - może liczyć dziś realnie na 32-37 proc. poparcia. Potwierdzają to również wewnętrzne badania partii rządzącej, o których pisała "Gazeta Wyborcza".
Szacunki Adama Bielana są zatem optymistyczne. Tym bardziej że nasi rozmówcy z PiS mają świadomość, iż nadchodzący rok będzie bardzo trudny dla obozu władzy. Nastroje w Polsce się pogarszają, PiS nie zyskuje w sondażach i nie ma przed sobą najlepszych perspektyw.
Bielan sam przyznaje w rozmowie z WP, że PiS ma dziś "dużą część wyborców zdemobilizowanych, którzy deklarują, że nie zagłosują na nikogo w najbliższych wyborach".
- Coraz więcej działaczy i parlamentarzystów liczy się z utratą władzy. Dlatego coraz więcej osób będzie chciało szukać sobie bezpiecznej przystani - słyszymy w koalicji rządzącej.
Świeża krew kontra zasłużeni
Tą przystanią ma być parlament. Wedle naszych informacji w PiS przy tworzeniu list wyborczych do Sejmu dojdzie do poważnych przetasowań.
Do walki o miejsca w Sejmie szykują się młodzi współpracownicy Mateusza Morawieckiego i Jacka Sasina - polityków, którzy nie pałają do siebie szczególną sympatią.
Na swoje liczą ziobryści - mają otrzymać te same miejsca na listach, co w 2019 roku. To zobowiązanie, ale i kłopot dla prezesa PiS, który był zaskoczony tym, jak dynamiczni politycy Solidarnej Polski w poprzednich wyborach do Sejmu przeskakiwali zasłużonych polityków PiS z dalszych miejsc i zebrali liczącą niemal 20 osób reprezentację w Sejmie.
Dziś ta reprezentacja może szachować większego koalicjanta i od początku kadencji przyprawia Jarosława Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego o ból głowy.
- Prezes będzie musiał pogodzić mnóstwo interesów - przyznaje jego współpracownik.
Słowem: stworzyć listy wyborcze tak, by utrzymać wpływy zasłużonych towarzyszy, a jednocześnie wpuścić na nie świeżą krew. Zadbać o polityków PiS, ale jednocześnie spełnić oczekiwania koalicjantów. Wyzwań jest sporo.
- Tym bardziej, że trzeba będzie stworzyć karny klub. Posłuszny, lojalny - zwracają uwagę w partii rządzącej.
Z rządu do Sejmu. Rywalizacja ludzi Sasina i Morawieckiego
- Czuć już wewnętrzną rywalizację? - pytamy młodego działacza PiS.
- O, tak. Młodzi z rządu już robią nieformalne kampanie w regionach, pchają się do mediów. Że tak powiem: bardzo chcą.
Najbardziej gorliwi - jak słyszymy - mają być ci, którzy chcą zadebiutować na Wiejskiej. Chodzi głównie o wiceministrów, ale nie tylko. - Budują sobie wpływy, starają się, chcą sobie "wychodzić" start z dobrego miejsca. Opierzyli się w twardej polityce i chcą być w jej centrum - opowiada jeden z działaczy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jakie poparcie ma PiS? Bielan mówi o "zdradzie wyborców"
Jak słyszymy, swoje frakcje w przyszłym klubie PiS chcą mieć Mateusz Morawiecki i Jacek Sasin. Premierowi zależy dziś na tym szczególnie, bo w Sejmie jest dość osamotniony - kilku jego współpracowników bez powodzenia kandydowało do parlamentu w 2019 roku.
Jak wynika z naszych informacji, miejsce w Sejmie chcą wywalczyć m.in. wiceministrowie Piotr Patkowski (finanse), Paweł Jabłoński (polityka zagraniczna), Olga Semeniuk (rozwój), a także ministrowie Janusz Cieszyński (cyberbezpieczeństwo) i Adam Niedzielski (zdrowie).
Pod znakiem zapytania stoi za to ponoć start w wyborach Michała Dworczyka. Szef Kancelarii Premiera - ze względu na tzw. aferę mailową - miałby być według niektórych odsunięty na inny odcinek. - Gdyby tak się stało, byłaby to sensacja. Ale faktycznie gdzieś tam się o tym wspomina w kuluarach - słyszymy w PiS.
Jeśli chodzi zaś o ludzi wicepremiera Jacka Sasina, to chrapkę na Sejm mają jego 30- i 40-letni współpracownicy, usadowieni w resorcie MAP i spółkach skarbu państwa. M.in. szef jego gabinetu politycznego Marcin Kowalczyk. Miałby on wystartować z Olsztyna.
Kolejny przyszły kandydat, prawdopodobnie z Elbląga: wiceminister aktywów państwowych Andrzej Śliwka (rocznik 1988), bliski współpracownik Sasina, który niegdyś był odpowiedzialny za realizację tzw. uchwały sanacyjnej (mającej ukrócić.. nepotyzm w PiS).
- Kowalczyk i Śliwka są młodzi, ale doświadczeni i chcą więcej - słyszymy od naszych rozmówców z PiS. Śliwka został nawet niedawno członkiem nieformalnego sztabu PiS. A Kowalczyk jest związany z PiS od wielu lat.
Kolejny człowiek Sasina: Ryszard Madziar. - On także chce iść do Sejmu - zapewniają nasi informatorzy.
Sasin ma za sobą grupę politycznych wychowanków i współpracowników, których obdziela intratnymi stanowiskami w spółkach Skarbu Państwa - w zarządach, radach nadzorczych, zatrudnia się ich jako dyrektorów i doradców. Dzięki temu wpływowy wicepremier zyskuje ich lojalność, a oni - polityczny protektorat. I pieniądze. Bardzo duże pieniądze.
Jacek Kurski do Sejmu
Z list PiS w wyborach wystartują też prawdziwe grube ryby, polityczni wyjadacze, którzy na Wiejskiej zjedli zęby.
Zwolniony z funkcji prezesa TVP Jacek Kurski chciałby kandydować ze swojego okręgu, który obejmuje jego dzielnicę Wesoła. Tam mieszka i tam chciałby zdobyć mandat. Ale jest też alternatywa - to region warmińsko-mazurski, gdzie zwolnią się miejsca po ludziach Gowina, a i samo PiS jest tam mocno osłabione i przydałoby się mu mocne nazwiska.
Tylko czy na funkcję spadochroniarza zgodziłby się sam Kurski? - "Kura" wystartuje stamtąd, skąd ma pewny mandat. I tak się stanie - słyszymy w PiS.
Jeden z rozmówców twierdzi, że dobrze byłoby, gdyby Kurski wystartował z miejsca, w którym mieszka, bo wtedy nie musiałby - jako znany polityczny rajdowiec - "szarżować po ulicach i stwarzać zagrożenia na drogach".
Zwłaszcza że - żartują koledzy Kurskiego z PiS, a politycy opozycji mówią na poważnie - Kurskiemu "spieszy się po immunitet". A ten zapewni mu funkcja posła.
Były prezes TVP od dawna przekonuje Jarosława Kaczyńskiego, by PiS zmieniło ordynację wyborczą - tak, by zwiększyć liczbę okręgów do Sejmu z 41 do 100, co de facto podwyższyłoby próg wyborczy, blokując wejście do Sejmu mniejszym partiom. Kurski twierdzi, że PiS może dzięki temu zyskać aż 270 mandatów.
To by ułatwiło wielu nazwiskom drogę do Sejmu. Od ambicji w PiS aż kipi. A wiadomo: najwięksi przeciwnicy w kampanii są zawsze na tej samej liście wyborczej. A to wzmaga rywalizację. I emocje.
Czy PiS zmieni zatem ordynację? - Nie ma w tej sprawie żadnych decyzji - mówi Wirtualnej Polsce Adam Bielan.
"Armia ochrony wyborów". Tak prezes chce pilnować wyniku PiS
Z wewnętrznych sondaży wynika, że partia rządząca ma dziś wielu zdemobilizowanych wyborców. Między innymi z tego powodu Jarosław Kaczyński zapowiada stworzenie "armii ochrony wyborów".
- Żaden komitet wyborczy w Polsce, żadna partia nie korzystała dotąd w pełni z prawa obsadzania komisji wyborczych tzw. mężami zaufania. My chcemy to zmienić, bo w poprzednich wyborach nie byliśmy w stanie obsadzić wszystkich komisji jako największe ugrupowanie. Stąd zapewne apel prezesa Kaczyńskiego. Musimy się mobilizować - przyznaje w rozmowie z WP Bielan.
Zapowiedź stworzenia wyborczej "armii" padła w ostatni weekend. - Musimy stworzyć armię ochrony wyborów w każdym z 94 okręgów [które składają się na strukturę PiS - red.]. Musimy doprowadzić, by w każdym był wystarczający oddział ludzi, który będzie obsadzał wszystkie obwodowe komisje wyborcze, wszędzie będzie kontrola, będą nasze biura kontroli wyborów, żeby można było z każdą nieprawidłowością natychmiast zadzwonić, żeby to było przekazywane do PKW na poziomie wojewódzkim i na poziomie ogólnopaństwowym - mówił Jarosław Kaczyński.
Kaczyński uważa, że kontrola przebiegu głosowania jest niezwykle istotna. - Dlatego struktury muszą się zmobilizować i wyznaczyć ludzi, którzy będą pilnować wyborów. To ma rozruszać partię, utrzymywać ją w stanie gotowości, trzymać działaczy w trybie stand by - opowiada rozmówca z obozu władzy.
Adam Bielan przyznaje w rozmowie z WP, że "duża część wyborców PiS z poprzednich lat dziś deklaruje, że nie będzie na nikogo głosować w kolejnych wyborach": - To jest dla nas duży problem i wyzwanie. Musimy ich przekonać, przekonać do ogromnej stawki tych wyborów. Poświęcimy temu najbliższe miesiące.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski