"Armia ochrony wyborów". Tak Jarosław Kaczyński chce pilnować wyniku PiS

Z wewnętrznych sondaży wynika, że partia rządząca ma dziś wielu zdemobilizowanych wyborców. Między innymi z tego powodu Jarosław Kaczyński zapowiada stworzenie "armii ochrony wyborów". - Żaden komitet wyborczy w Polsce, żadna partia nie korzystała dotąd w pełni z prawa obsadzania komisji wyborczych tzw. mężami zaufania. My chcemy to zmienić, bo w poprzednich wyborach nie byliśmy w stanie obsadzić wszystkich komisji jako największe ugrupowanie. Stąd zapewne apel prezesa Kaczyńskiego. Musimy się mobilizować - przyznaje w rozmowie z WP europoseł PiS i lider Republikanów Adam Bielan.

Jarosław Kaczyński podczas głosowania w 2019 roku
Jarosław Kaczyński podczas głosowania w 2019 roku
Źródło zdjęć: © East News | Zbyszek Kaczmarek/REPORTER
Michał Wróblewski

- Będziemy tych ludzi rekrutować w pierwszej kolejności ze struktur partyjnych - mówi nam jeden z polityków PiS, gdy pytamy go o to, jak ma wyglądać "armia ochrony wyborów".

To nowy pomysł Jarosława Kaczyńskiego na mobilizację wyborców, choć temat nie pojawia się pierwszy raz. Obóz władzy wyciąga dziś wnioski. - To była duża słabość naszego obozu, że nie potrafiliśmy wykorzystać w kolejnych kampaniach wyborczych tysięcy ludzi, którzy nam kibicują i którzy chcą być wolontariuszami - przyznaje w rozmowie z WP Adam Bielan, europoseł PiS i lider Republikanów.

Zapowiedź stworzenia wyborczej "armii" padła w ostatni weekend. - Musimy stworzyć armię ochrony wyborów w każdym z 94 okręgów [które składają się na strukturę PiS - red.]. Musimy doprowadzić, by w każdym był wystarczający oddział ludzi, który będzie obsadzał wszystkie obwodowe komisje wyborcze, wszędzie będzie kontrola, będą nasze biura kontroli wyborów, żeby można było z każdą nieprawidłowością natychmiast zadzwonić, żeby to było przekazywane do PKW na poziomie wojewódzkim i na poziomie ogólnopaństwowym - mówił Jarosław Kaczyński.

"Każdy szykuje swoją armię"

Prezes straszy, że opozycja - rzekomo - nie uzna wyników wyborów w 2023 r., jeśli zwycięży w nich PiS. Wzywa do stworzenia kilkudziesięciotysięcznej "armii" do kontroli wyborów. - W tej chwili wszystkie ręce na pokład - mówi lider Zjednoczonej Prawicy.

Kaczyński uważa, że kontrola przebiegu głosowania jest niezwykle istotna. - Dlatego struktury muszą się zmobilizować i wyznaczyć ludzi, którzy będą pilnować wyborów. To ma rozruszać partię, utrzymywać ją w stanie gotowości, trzymać działaczy w trybie stand by - opowiada rozmówca z obozu władzy.

Adam Bielan wyjaśnia: - Polskie prawo przewiduje możliwość obecności w charakterze męża zaufania w każdej komisji wyborczej przedstawiciela każdego komitetu wyborczego. Żaden komitet wyborczy w Polsce i żadna partia nie korzysta w pełni z tego prawa. My chcemy to zmienić, bo w poprzednich wyborach nie byliśmy w stanie obsadzić wszystkich komisji jako największe ugrupowanie. Stąd zapewne apel prezesa Kaczyńskiego.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Jarosław Kaczyński - oprócz powołania "armii ochrony wyborów" - zapowiada również "udoskonalenie przepisów o kontroli wyborów". Co kryje się pod tą zapowiedzią? - Z tego co wiem, żadnego projektu ustawy w tej sprawie nie ma. Sam jestem ciekaw, co prezes miał na myśli - nie kryje jeden z rozmówców z PiS.

Politycy partii rządzącej przypominają, że PiS w każdych wyborach stara się obsadzać obwodowe komisje wyborcze swoimi ludźmi. Z różnym skutkiem. - Potrzebujemy ponad 20 tys. osób. Działacze będą mobilizować rodziny, znajomych - mówi polityk PiS.

Inny: - To będzie praca dla naszych radnych, którzy nie będą kandydowali do Sejmu i Senatu.

Kolejny rozmówca: - To będzie rozgrzewka przed wyborami samorządowymi. One będą wielkim wyzwaniem. Dlatego wybory do Sejmu i Senatu muszą być maksymalnie czyste, bez cienia wątpliwości, jeśli chodzi o wynik.

Wedle naszych informacji za organizowanie "armii ochrony wyborów" mają być odpowiedzialni nowi prezesi partyjnych okręgów (jest ich ponad 90). - To będzie bardzo poważna weryfikacja ich zdolności organizacyjnych - mówi jeden z polityków PiS.

Partię rządzącą mają wspierać kluby "Gazety Polskiej" i inne organizacje wspierające władzę. - Stawka jest wyższa niż w 2019 roku - nie ukrywa rozmówca z PiS.

Wtedy partia rządząca była pewna swego. Dziś jest inaczej. Wewnętrzne sondaże pokazują, że PiS nie ma szans na utrzymanie samodzielnej władzy, a znaczna część dotychczasowych wyborców jest zdemobilizowana.

- To się zmieni, ale musimy tego dopilnować. Wiem też, że konkurencja spać nie będzie i również szykuje swoich ludzi do komisji. Wyborcy opozycji także się mobilizują - słyszymy od przedstawiciela władzy.

Adam Bielan, jeden z doradców prezesa PiS i lider Partii Republikańskiej, przyznaje w rozmowie z WP, że "duża część wyborców PiS z poprzednich lat dziś deklaruje, że nie będzie na nikogo głosować w kolejnych wyborach". - To jest dla nas duży problem i wyzwanie. Musimy ich przekonać, przekonać do ogromnej stawki tych wyborów. Poświęcimy temu najbliższe miesiące - mówi Wirtualnej Polsce europoseł Bielan.

Jak napisała "Gazeta Wyborcza", średnie poparcie dla PiS wynosi między 33 a 37 proc. W 2019 r. PiS utrzymało samodzielną władzę, dostając w wyborach 43 proc. głosów, a cztery lata wcześniej - niecałe 38 proc. (do Sejmu nie weszła wtedy Lewica). Dlatego - jak zauważa "GW" - wynik rzędu 33 proc. jest dla partii Jarosława Kaczyńskiego katastrofą, bo oznacza oddanie władzy opozycji.

Nietrudno przewidzieć, że w przypadku utraty władzy lider PiS zarządzi weryfikację wyników wyborczych, a może nawet oskarży opozycję (mimo że ta nie rządzi) o ich fałszerstwo. Niektórzy twierdzą, że w ten sposób Jarosław Kaczyński szykuje dla siebie alibi w przypadku przegranych wyborów.

Ale Adam Bielan optymistycznie patrzy w przyszłość: - Nasze poparcie wynosi około 40 proc. Potrzebujemy 43 proc., by utrzymać większość - zapewnia polityk.

Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualna Polska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (973)