Kto po Kaczyńskim? Prezes zamierza rządzić jeszcze wieki, ale w PiS już walczą o władzę
Jarosław Kaczyński w czerwcu przyszłego roku skończy 70 lat. I choć w jego żartach, że zamierza jak Konrad Adenauer rządzić do 87. roku życia, jest wiele prawdy, w PiS trwa bezpardonowa walka o schedę po prezesie. Walka zajmuje rządzących bardziej niż rządzenie.
“Szczególnie rozgniewał artykuł Piotra Wierzbickiego “Familia, świta, dwór”, mówiący szczerze o podziałach w obozie solidarnościowym. Po latach właściwie wszyscy przyznają, że Wierzbicki napisał prawdę. Wtedy mówiono o nikczemności” - pisał w autobiografii Jarosław Kaczyński o głośnym artykule z 1989 r. w kierowanym przez siebie “Tygodniku Solidarność”.
Przez blisko 30 lat niewiele się zmieniło – chyba tylko to, że Jarosław Kaczyński jest po drugiej stronie barykady, a każde próby opisania życia wewnętrznego Prawa i Sprawiedliwości spotykają się z reakcjami przypominającymi te, z którymi spotkał się Piotr Wierzbicki. Ale warto się tym zająć, bo walka wewnątrz obozu władzy przybrała na sile. Zdaniem Adama Hofmana, byłego członka PiS, a dziś biznesmena pozostającego w dobrych relacjach ze światem polityki, wręcz wymknęła się spod kontroli i może zaszkodzić w zarządzaniu procesami gospodarczymi.
Jakoś mniej prezesa
Z czego to wynika? Teorii jest kilka, a najbardziej rozpalająca wyobraźnię dotyczy stanu zdrowia Jarosława Kaczyńskiego. Prezes PiS nie pojawił się na przemówieniu szefa MSZ, a na partyjnym świątecznym jajeczku był 10 minut. Później tłumaczył to atakiem alergii, jego współpracownicy mówią też o poważnym przeziębieniu. Jednak internauci spekulują o znacznie poważniejszych problemach zdrowotnych lidera PiS.
- Te plotki nie mają żadnego wpływu na sytuację w obozie prawicy - przekonuje bliski doradca prezesa PiS. - Ci, którzy są uważani za potencjalnych następców Jarosława Kaczyńskiego, widzą się z nim regularnie i wiedzą, że jest w dobrej formie. Jedyne, co mu dolega, to kolano. Już dawno powinien zdecydować się na zabieg. Niewątpliwie te plotki mogą docierać do szeregowych posłów i oni mogą się obawiać. Ale powtarzam: nie ma w nich ziarna prawdy.
Nagromadzenie doniesień o sporach sukcesyjnych wynika też z tego, że Jarosława Kaczyńskiego jest ostatnio mało w przestrzeni publicznej. - To świadoma decyzja, prezes chce dać premierowi Mateuszowi Morawieckiemu miejsce do działania. Prezes nie zamierza natomiast wycofać się z życia politycznego – tłumaczy nasz rozmówca.
Ale chcą tego ankietowani przez Ariadnę na zlecenie Wirtualnej Polski: 38 proc. uważa, że Kaczyński powinien zrezygnować z kierowania partią, a tylko 22 proc. jest przeciwnego zdania. Pozostałe 40 proc. nie ma opinii w tej kwestii.
Nie ma dobrej zmiany
Spytaliśmy także o to, kto mógłby prezesa zastąpić. I tutaj od nazwiska na pierwszym, drugim czy trzecim miejscu ważniejsze jest, że 64 proc. badanych nie widzi odpowiedniego kandydata. Pierwsza w zestawieniu jest Beata Szydło (13 proc.), zaraz za nią Mateusz Morawiecki (11 proc.). Trzeciego Zbigniewa Ziobrę dzieli od nich przepaść (wskazało go 6 proc.), choć jak na polityka niebędącego formalnie członkiem PiS (Ziobro należy do Solidarnej Polski) to dobry wynik. Mariusza Błaszczaka wskazało 3 proc. badanych, Joachima Brudzińskiego 2 proc., a Jarosława Gowina 1 proc. Wynik byłej szefowej rządu pokazuje, że dla Polaków ważnym czynnikiem jest popularność i przyzwyczajenie do polityka.
- Silny przywódca nie może wyznaczyć swojego następcy, bo część jego podwładnych będzie się orientować na przyszłego lidera - dodaje Ludwik Dorn. Mogłoby dojść do powtórki sytuacji z Niemiec, gdzie Angela Merkel szybko zmarginalizowała Helmuta Kohla, który namaścił ją na następczynię.
Każdy sobie
Trzeci ważny powód utarczek między wrogimi obozami w PiS to efekt działania nieuchronnych mechanizmów polityki. Na najwyższym poziomie zajmują się nią ludzie o gigantycznych ambicjach, a gra toczy się o wielką stawkę. Na to wszystko nakładają się jeszcze codzienne spory o wpływy, kłótnie o konkretne decyzje i projekty.
Aby narysować dla was mapę frakcji w PiS, rozmawialiśmy w ostatnich dniach z wieloma politykami partii i okolic. Większość udziela informacji pod warunkiem zachowania anonimowości. Ale nawet wtedy widać, że próbują wykorzystać okazję do promowania swoich faworytów i uderzenia w przeciwników.
Jak? Pokażmy to na przykładzie nowelizacji ustawy o IPN, która doprowadziła do ogromnego kryzysu w relacjach z Izraelem i USA. Ustawa powstała w Ministerstwie Sprawiedliwości. - Na Nowogrodzkiej jest wk... na Ziobrę za ustawę o IPN. Albo wiedział, jaki kryzys międzynarodowy może ta ustawa wywołać i nie powiedział, albo zrobił to intencjonalnie. To byłby dramat, ale dowodów nie ma - mówi nam polityk z centrali partii.
Co na to stronnik szefa Solidarnej Polski? - To absurdalne. Może jeszcze ktoś powie, że podstawiliśmy amerykańskiego dziennikarza, który zadał Morawieckiemu pytanie? – denerwuje się poseł SP i dodaje: - Różne sygnały docierają. Te oskarżenia, że ustawa o IPN to było zaplanowane uderzenie w Morawieckiego, to abstrakcja. Nie jesteśmy tak genialni.
- My na pewno nie prowadzimy wrogich akcji. Nie wiem, jak druga strona. Mamy wystarczająco dużo swoich problemów. Musimy dbać, by okręt dopłynął do portu - przekonuje rozmówca z PiS. A sprawę walki o schedę po prezesie zręcznie omija: - Prezes jest w dobrym zdrowiu i oby kierował PiS jak najdłużej.
Nawet jeśli politycy obozu PiS mają świadomość, że jeszcze długo będą podwładnymi Jarosława Kaczyńskiego, każdy chce być na pole position, gdy prezes zdecyduje się odejść na polityczną emeryturę. Odpuszczenie na chwilę spowoduje wypadnięcie z peletonu.
Wspomniany konflikt Morawiecki - Ziobro to zdecydowanie najsilniej akcentowana rozgrywka o dominację w PiS. Tym bardziej, że nie wszyscy trzymają język za zębami.
- Kaczyński w bliższej niż dalszej perspektywie odejdzie - mówi inny polityk z Nowogrodzkiej. - Morawiecki jest przez niego brany pod uwagę jako następca. To najbardziej błyskotliwa kariera w PiS, odkąd pamiętam. Prezes dał mu złoty róg i rzucił na głęboką wodę. Jak sobie poradzi, to nic nie jest wykluczone.
Inny wysoko postawiony działacz PiS z kolei uważa: - Morawiecki nigdy z Ziobrą nie żył dobrze. Już po rekonstrukcji prezes wezwał ich dwóch, a oni zadeklarowali, że nie będą się zwalczać. To było trochę naiwne. Wiadomo było, że żaden jawnie przy Kaczorze by nie powiedział, że będzie zwalczał drugiego.
Minister w rządzie: - Między Morawieckim i Ziobrą jest źle. Nie dogadają się, bo reprezentują skrajnie różne środowiska i obaj są brutalni.
Poseł Solidarnej Polski: - Polityka jest walką indywidualności, a Zbyszek ma ambicje, ale opowieści o jego atakach na Morawieckiego, są wydumane. Może drażnić agresywny styl młodych współpracowników Ziobry, ale oni robią dobrą robotę dla tego rządu. Jego relacje z Szydło to nie sojusz taktyczny. Długo się znają, był przy niej, jak wchodziła do polityki.
Gang wicepremierów
Ani Zbigniew Ziobro, ani Mateusz Morawiecki nie działają w pojedynkę. Obecny szef rządu jeszcze jako minister finansów należał do tzw. gangu wicepremierów, w którym, jak łatwo się domyślić, byli też Piotr Gliński i Jarosław Gowin. Według naszych rozmówców ten sojusz nadal funkcjonuje. - Ziobro cały czas trzyma z Beatą, a Morawiecki z Gowinem i Glińskim. Ale żaden nie jest w stanie zastąpić Kaczyńskiego. To nie ten format - ocenia współpracownik Jarosława Gowina.
Jednak nasi rozmówcy przekonują, że choć Morawiecki jest postrzegany jako łagodny, czasami wręcz miękki, potrafi być ostry. - Nie dajmy się zwieść. Jakoś musiał dojść do pozycji, którą osiągnął w banku. To korpozabójca. Droga do prezesury była usłana trupami, ale mało kto o tym wie, bo media nie śledzą, kto kogo wygryzł w banku - przekonuje polityk z Nowogrodzkiej.
Jako element wewnętrznej walki i próbę osłabienia Mateusza Morawieckiego postrzegana jest także obrona premii dla ministrów. W dodatku stojąca w sprzeczności z deklaracją premiera, który zapowiedział, że nie będzie przyznawał nagród swoim podwładnym. Już po tym Beata Szydło wystąpiła na mównicy sejmowej i podniesionym głosem przekonywała, że jej ludziom te pieniądze "po prostu się należały". - Wystąpienie Beaty na pewno nie przysporzyło nam punktów - ocenia współpracownik obecnego szefa rządu.
Na scenę wkracza Joachim
Nawet stronnicy Ziobry lub Morawieckiego dostrzegają, że w tej rozgrywce jest potencjalny joker. Polityk z Nowogrodzkiej mówi nam: - Nie można zapominać o Brudzińskim. On w walce o sukcesję jest najmniej aktywny, ale buduje swoją pozycję jako minister i czeka. Niczego nie musi udowadniać. Joachim jest od zawsze w grze.
- Tak. Joachim Brudziński na pewno jest mocnym kandydatem, bo osoba zarządzająca strukturami ma zawsze mocną pozycję, chociażby przez to, że rozdaje udziały we władzy. W tym przypomina Grzegorza Schetynę - zwraca uwagę w rozmowie z WP Marek Jurek.
O szefie MSWiA mówi także jego kolega z rządu. - Joachim długo trzymał struktury w garści jako szef komitetu wykonawczego PiS. Teraz tę funkcja ma jego człowiek Krzysztof Sobolewski. Tylko czy Joachim może być numerem jeden? W mediach potrafi być ostry, ale to trafia tylko do twardego elektoratu, a lider musi sięgać szerzej. Dlatego największe szanse na pokonanie Ziobry miałby w sojuszu z Morawieckim.
Warto przypomnieć, że przed Morawieckim to właśnie Brudziński był murowanym kandydatem na nowego prezesa partii. Trudno sobie wyobrazić, by tak po prostu z tych ambicji zrezygnował.
2019, a potem trzęsienie
Gdzieś na marginesie całej dyskusji czeka mocno poraniony Antoni Macierewicz, choć już nie minister, to nadal wiceprezes partii. - Póki w PiS rządzi Kaczyński, Macierewicz nic nie zrobi. Ale jeśli prezesa już nie będzie, to na szachownicy jest zupełnie nowa sytuacja. Antoni jak na swoje 70 lat trzyma się nieźle, ma dużo energii – uśmiecha się wymownie nasz rozmówca z Nowogrodzkiej. O doskonałej formie byłego szefa mówił niedawno Bartłomiej Misiewicz, gość programu “Kto nami rządzi?” w WP.
Zobacz także: "Kto nami rządzi? "Misiewicz: z ministrem Macierewiczem mam kontakt sporadyczny"
Tuż przed świętami byłego ministra obrony narodowej i jego rzecznika przyłapano na spotkaniu. Znamienne, że obaj błyskawicznie zareagowali na publikację “Faktu”, dopełniając powiedzenia, że należy wierzyć dopiero w informacje, które zostały zdementowane. Na razie Macierewicz trzyma się na uboczu: nie było go na podpisaniu umowy na zakup rakiet Patriot, nie będzie go też na wielkiej konwencji PiS 14 kwietnia (wyjeżdża do USA).
Nasi rozmówcy spoza PiS uważają, że emocje i ambicje rozerwą partię pozbawioną silnej ręki Jarosława Kaczyńskiego. - Wybory 2019 to będą ostatnie wybory w ramach obecnej struktury polityczno-partyjnej, w tym także obecnej struktury PiS. Potem zaczną się ruchy tektoniczne i trzęsienia ziemi - ocenia Ludwik Dorn, były wiceprezes partii. - PiS nie przeżyje kryzysu sukcesyjnego. Nie widzę nikogo, kto byłby w stanie utrzymać obecny PiS w całości. Może po okresie walk i rozłamów wyłoni się inny, potężnie pomniejszony PiS.
Marek Jurek dodaje: - Ta partia nie ma fundamentu ideologicznego, nie ma jednego autorytetu, który ją łączył. Różnice między poszczególnymi grupami są gigantyczne. Jedynym spoiwem PiS jest Jarosław Kaczyński.