Kadyrowcy pokazali łupy z Lisiczańska. Wśród trofeów ślad po Polakach
Chełpili się, że w zdobytym Lisiczańsku pokonali międzynarodowy oddział wojsk walczących po stronie Ukrainy. Wśród trofeów, które Kadyrowcy pokazali na filmie opublikowanym w serwisie Telegram, znalazła się naszywka z flagą Polski, noszona zazwyczaj na mundurze. Po śmierci polskiego ochotnika Tomasza Walentka, to kolejny ślad po Polakach, którzy brali udział w krwawych walkach o Donbas.
27.07.2022 20:56
- To jeszcze nie musi świadczyć o tym, że emblemat pochodzi od poległego polskiego ochotnika. Przyjacielskie wymienianie się flagami pomiędzy żołnierzami jest bardzo popularne. Inna sprawa, że legion międzynarodowy faktycznie walczył w tym rejonie i jako lekka piechota musiał ponieść ciężkie straty w walkach o miasto - mówi płk rez. Piotr Lewandowski, weteran misji w Iraku i Afganistanie, który śledzi sytuację na wojnie w Ukrainie.
- Sądzę, że o wielu poległych Polakach po prostu nie wiemy i może nawet się nie dowiemy. Pojechali do Ukrainy nieoficjalnie, a ich status jest skomplikowany. Przy obecnych realiach frontu, cudów być nie może, nasi ochotnicy też tam giną. Nie zdziwiłbym się, gdyby było to kilkanaście osób - podkreśla wojskowy.
Kadyrowcy pokazują trofea. Wśród nich naszywka z flagą Polski
Po zakończeniu walk o Lisiczańsk jeden z Kadyrowców pokazał zdobyty samochód wojskowy Humvee i ułożone na nim dokumenty oraz emblematy i odznaczenia należące do pokonanych żołnierzy. Nagrywając film, zwrócił się do Ramzana Kadyrowa: - Drogi Donie, kogóż tu nie było. Brazylia, batalion Ajdar, Azow, Bars... wszyscy. Nigdy nie widziałem tak różnorodnych insygniów znalezionych w jednym miejscu. Sugeruje to, że w Lisiczańsku pracowały resztki bardzo wielu jednostek Ukrainy - mówił.
Wprawdzie autor filmu nie wspomniał o Polakach, ale wśród emblematów i dokumentów żołnierzy widać wyraźnie naszywkę z polską flagą w kolorach kamuflażu. Taki emblemat żołnierze zazwyczaj noszą na ramieniu.
To kolejny ślad po Polakach biorących udział w walkach o Ukrainę. 23 lipca informację o śmierci polskiego ochotnika Tomasza Walentka podali jego znajomi z organizacji MMA Polska. Początkowo wiadomość podchwyciły głównie redakcje sportowe, przedstawiając poległego jako zawodnika MMA. Jednak Walentek pojechał do Ukrainy jako były żołnierz, weteran misji w Kosowie i Afganistanie. Obecnie tylko osoby z doświadczeniem wojskowym są rekrutowane do legionu. Zginął na froncie donbaskim w wyniku ostrzału artyleryjskiego.
Polski ochotnik: Nasi biją się na każdym odcinku. Są straty
Nieoficjalnych relacji o poległych Polakach jest jednak więcej. - Niestety, straty w legionie są duże, zwłaszcza odkąd oddziały pojawiły się w Donbasie. W mojej sekcji do dziś straciliśmy jedenastu Polaków. Potwierdzenie tych danych dla mediów będzie trudne. W Polsce mogą wiedzieć o tym osoby, które ochotnik wskazał w ankiecie jako kontakt na wypadek śmierci - przekazał Wirtualnej Polsce jeden z członków legionu.
W Ukrainie jest od początku marca. Najpierw brał udział w szkoleniach ukraińskich żołnierzy pod Lwowem, organizował zaopatrzenie dla legionu, ostatnio uczestniczy w walkach. Gdy przez internetowy komunikator poprosiliśmy go o wypowiedź, odpisał krótko, że skoro giną Brytyjczycy i Amerykanie, trudno uznać, że nie będzie poległych wśród Polaków, którzy są trzecią pod względem liczebności grupą w legionie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Dziś nasi biją się na każdym odcinku frontu w Ukrainie. Oddziały legionu są praktycznie wszędzie - dodał. Według rozmówcy wielu znanych mu ochotników przed wyjazdem na wojnę starało się - zgodnie z procedurą - o uzyskanie zgody Ministerstwa Obrony Narodowej na służbę w obcej armii. On sam wyjechał przed uzyskaniem odpowiedzi. Uznał, że nie będzie pozytywna lub przyjdzie zbyt późno.
Poniżej film z Siewierodoniecka, na którym widać i słychać polskich ochotników.
Ilu Polaków służy w Międzynarodowym Legionie Obrony Ukrainy?
Wiadomo jedynie, że wśród 50 tys. członków legionu Polacy stanowią trzecią grupę pod względem liczebności (po Amerykanach i Brytyjczykach). Tyle potwierdził na konferencji prasowej w lipcu Damien Magrou, rzecznik prasowy Międzynarodowego Legionu Obrony Ukrainy. Bliższe szczegóły działań ochotników nie zostały podane ze względu na poufność informacji.
Legion nie informuje też o własnych stratach. Przedstawiciele formacji kilkakrotnie zaprzeczali twierdzeniom Rosjan np. o zabiciu w sumie ponad 2000 członków legionu oraz komunikatowi rosyjskiego sztabu, że podczas jednego z nalotów zabito 200 ochotników.
- Kilka nazwisk poległych upubliczniliśmy za zgodą ich rodzin. Oczywiście to nie są wszyscy, a z różnych względów nie możemy mówić o innych poległych - powiedział dziennikarzom Damien Magrou. Polegli legioniści to m.in. Ronald Vogelaar, Michael O’Neill, Björn Benjamin Clavis i Wilfried Blériot. Na początku lipca potwierdzono także śmierć kobiety i mężczyzny pochodzących z Brazylii.
Z kolei 35-letni Brytyjczyk Andrew Hill został wzięty do niewoli na froncie południowym niedaleko Mikołajowa. W samozwańczej republice donieckiej ma grozić mu pokazowy proces i kara śmierci. Trwają negocjacje ws. jego wymiany na rosyjskiego jeńca.
O co walczą Polacy? Nie są najemnikami
Niedawno rzecznik legionu wypowiadał się na temat motywacji przyświecającej ochotnikom i wówczas wspomniał o Polakach. - Legioniści z Europy Środkowej: Polacy, Słowacy, osoby z krajów bałtyckich mówią, że oprócz pomocy narodowi ukraińskiemu, bronią swoich ojczyzn. Zdają sobie sprawę, że jeśli Rosjanie nie zostaną zatrzymani w Ukrainie, ich kraje będą następne - komentował Damien Magrou.
Przekonywał też, że legioniści są częścią ukraińskiej armii i otrzymują z jej budżetu taki sam żołd jak żołnierze ukraińscy. W związku z tym powinni być uznawani przez przeciwników za jeńców wojennych zgodnie z międzynarodowymi konwencjami. - Najemnikami są zaś osoby, którym przyświeca głównie motywacja finansowa i otrzymują wyższy żołd niż regularna armia - tłumaczył Magrou, przywołując przepisy konwencji genewskiej.
Czytaj też:
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski