Jest śledztwo w sprawie Bartłomieja Misiewicza. Prokuratura podjęła decyzję
Prokuratura w Warszawie wszczęła śledztwo w sprawie podszywania się pod Bartłomieja Misiewicza - dowiedziała się Wirtualna Polska. Chodzi o fałszywy profil na Facebooku, który imitował oficjalne konto byłego rzecznika MON. Nie ustalono jeszcze, kto udawał Misiewicza w sieci.
Prokuratura oficjalnie wszczęła śledztwo w sprawie fałszywego konta na Facebooku, którego autor podszywał się pod Bartłomieja Misiewicza - ustaliła Wirtualna Polska. O sprawie pisaliśmy już 4 kwietnia, obszernie przedstawiając jej kulisy. Dokładnie tego dnia postępowanie sprawdzające zmieniło się w pełnoprawne śledztwo. Nadzoruje je Prokuratura Okręgowa w Warszawie, a prowadzi stołeczna policja (tę ostatnią informację podała PAP).
Chodzi o fałszywe konto podszywające się pod Bartłomieja Misiewicza, na którym publikowano posty uderzające w przeciwników politycznych PiS. Na jedną z takich fałszywek nabrał się portal OKO.press. Pisaliśmy o tym w Wirtualnej Polsce. Po aferze z fałszywym kontem Antoni Macierewicz ogłosił, że sprawę zbadają służby specjalne i prokuratura.
Jak opisywaliśmy w WP, tropieniem autora fałszywki zajęła się Żandarmeria Wojskowa, a swoje ustalenia przesłała do Prokuratury Krajowej. Ta odesłała sprawę Prokuraturze Okręgowej w Warszawie, gdzie od 13 marca toczyło się postępowanie sprawdzające. 4 kwietnia zdecydowano o wszczęciu pełnoprawnego śledztwa. Prokuratura sprawdzi, kto podszywał się pod Misiewicza i "publikował w jego imieniu i przy wykorzystaniu jego wizerunku i danych osobowych posty, w celu wyrządzenia mu szkody osobistej". To przestępstwo jest zagrożone karą więzienia do 3 lat. Śledztwo toczy się tylko na podstawie zawiadomienia poszkodowanego.
W czwartek Bartłomiej Misiewicz przez kilka godzin był przesłuchiwany przez specjalną komisję powołaną przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Nie czekając na jej werdykt, zrezygnował z członkostwa w partii.