Kto stalkował Bartłomieja Misiewicza? Po zawiadomieniu Antoniego Macierewicza prokuratura bada sprawę
Bartłomiej Misiewicz nie ma dobrej prasy. W lutym postanowił się tym zająć jego szef Antoni Macierewicz. Jak zapowiedział, tak zrobił - dowiedziała się Wirtualna Polska. Najpierw sprawę zaczął badać jego podwładny - szef Żandarmerii Wojskowej. Później przekazano ją ludziom Zbigniewa Ziobry. Ci teraz zastanawiają się, czy wszcząć śledztwo. Za podstawę przyjęto art. 190 Kodeksu karnego, który mówi o stalkingu.
Reakcja Macierewicza
Antoni Macierewicz postanowił postawić tamę tej fali kpin i żartów, które uderzały w jego ulubieńca Bartłomieja Misiewicza. Na początku lutego Ministerstwo Obrony Narodowej wydało komunikat, w którym zapowiedziało, że atakami na "osobę Bartłomieja Misiewicza" zajmie się prokuratura. Do tego w sprawę miały się zaangażować służby specjalne. MON zapowiadało, że zajmą się ustaleniem osoby, która podszyła się pod Misiewicza w internecie (pisaliśmy o tym tutaj) oraz tej, która oskarżyła go o to, że przyjechał na sygnale do jednego z fast foodów.
W połowie marca spytaliśmy MON o postępy w sprawie i po kilku tygodniach oraz kilku przypomnieniach dostaliśmy odpowiedź, choć wiele naszych szczegółowych pytań pozostało bez odpowiedzi (m.in. o zastosowane działania operacyjne). Okazuje się, że z dużej chmury spadł mały deszcz, bo sprawą Misiewicza nie zajęły się służby specjalne, tylko Żandarmeria Wojskowa. Ta podległa Antoniemu Macierewiczowi formacja mundurowa nie ma statusu służby specjalnej. No i jest przeznaczona do nieco innych zadań, niż gonienie za krytykami Misiewicza.
Podwładni Macierewicza na tropie
"Po przeprowadzeniu przez Żandarmerię Wojskową postępowania sprawdzającego, materiały przesłano do Prokuratury Krajowej, gdzie prowadzone są dalsze czynności w przedmiotowej sprawie (art. 212 i 227 KK)" - napisało nam biuro prasowe MON. Pierwszy ze wskazanych przez MON artykułów Kodeksu Karnego dotyczy zniesławienia i często wykorzystywany jest do tłumienia krytyki prasowej. Zbigniew Ziobro rok temu obiecał zmienić ten przepis, ale jak widać zmiana jednego paragrafu to rzecz dalece bardziej złożona, niż przyjęcie kilku ustaw o Trybunale Konstytucyjnym. Z kolei drugi artykuł, który zdaniem MON został złamany, dotyczy podszywania się pod urzędnika państwowego.
Po przesłaniu dokumentów do Prokuratury Krajowej, sprawa została skierowana do Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Inaczej niż MON, jej rzecznik był w stanie odpowiedzieć w niecałą godzinę. Sprawę zarejestrowano 13 marca. Śledczy są w trakcie postępowania sprawdzającego, podczas którego analizują, czy w ogóle zachodzi prawdopodobieństwo popełnienia przestępstwa. Na podjęcie śledztwa lub odrzucenie go mają 30 dni od wpłynięcia zawiadomienia.
W dodatku zaostrzyli możliwą karę w stosunku do tego, co proponowało MON. Śledczy oparli się na art. 190a, który dotyczy "uporczywego nękania - stalkingu". Skupiają się na paragrafie 2, który mówi o podszywaniu się pod drugą osobę w celu wyrządzenia jej szkody. Gdyby prowadzili śledztwo w kierunku art. 227, skazanemu groziłby rok więzienia, teraz to nawet trzy lata.
Ulubieniec Macierewicza. I mediów
Bartłomiej Misiewicz to zdecydowanie najbardziej medialny szef gabinetu politycznego w historii. Współpracownik Antoniego Macierewicza jest nieprzerwanie obiektem zainteresowania nie tylko mediów, ale przede wszystkim opozycji, która zorganizowała akcję w sieci. Co więcej, na podstawie nazwiska rzecznika MON stworzono zbiorczą nazwę dla młodych, niedoświadczonych politycznych nominatów, których pod rządami PiS nie brakuje.
Ulubieniec mediów sam także pracował na zainteresowanie, a to przyjmując meldunki od żołnierzy, a to obiecując ludziom spotkanym w nocnym klubie posady dyrektorskie. Misiewicz stał się też jednym z bohaterów hitowego serialu satyrycznego "Ucho Prezesa". Teraz śmieszkom mina zrzednie.