PublicystykaJakub Majmurek: Taśma Morawieckiego – szansa dla trzeciej siły?

Jakub Majmurek: Taśma Morawieckiego – szansa dla trzeciej siły?

Taśma Morawieckiego nie wywoła tektonicznej zmiany, ale może sporo namieszać. Na miejscu Zandberga, Śpiewaka, Kukiza, Biedronia i innych liderów spoza duopolu myślałbym, jak wykorzystać tę szansę. POPiS kiedyś pęknie, kto nie będzie gotowy na ten moment, przegra polityczną szansę, jaka się trafia raz na pokolenie.

Jakub Majmurek: Taśma Morawieckiego – szansa dla trzeciej siły?
Źródło zdjęć: © East News | BARTOSZ KRUPA
Jakub Majmurek

05.10.2018 | aktual.: 05.10.2018 18:12

Nagrania premiera Mateusza Morawieckiego – z czasów, gdy był jeszcze krążącym w orbicie PO prezesem prywatnego, kontrolowanego przez zagraniczny kapitał banku – mogą sporo namieszać w polskiej polityce. PO straciła władzę w 2015 roku między innymi dlatego, że taśmy pokazały jej polityków jako osobników oderwanych od problemów zwykłych ludzi, zamkniętych w kokonie przywileju, traktujących władzę jako narzędzie do załatwiania interesów. Ta opinia nie zawsze była sprawiedliwa, ale PiS-owskim mediom udało się narzucić taką interpretację nagrań zmęczoną ośmioma latami rządów PO opinii publicznej.

Taśmy Morawieckiego ujawnione przez Onet pokazują, że szef PiS-owskiego rządu czuł się w "układzie" uwiecznionym przez kelnerów z "Sowy i Przyjaciół" jak ryba w wodzie. W przeciwieństwie do 2014-15 roku, PO nie stanie się jednak bezpośrednim beneficjentem taśm Morawieckiego, tak jak PiS stał się beneficjentem taśm Belki i Bieńkowskiej. Nowa taśma to kłopot dla obu głównych partii w Polsce. Czy wykorzysta to jakaś siła spoza duopolu PO-PiS?

Problem duopolu

Dla PiS taśma Morawieckiego jest problemem nie tylko w kontekście zbliżającego się wieloboju wyborczego, ale także wewnętrznej sytuacji w partii. Nie jest tajemnicą, że aparat PiS za Morawieckim nigdy nie przepadał, a wielu czołowych polityków obozu zjednoczonej prawicy uważało, że ambitny bankier wziął politycznie znacznie więcej, niż mu się należało. Wszyscy konkurenci Morawieckiego w obozie władzy mogli teraz "poczuć krew". Brutalna wewnętrzna walka nigdy nie służy żadnej partii - w okresie wyborczym może być samobójcza.

Problem musiał być naprawdę poważny, skoro sam prezes Kaczyński poszedł do TVP, by przez swoją "ulubioną dziennikarkę", Danutę Holecką, uspokoić nastroje i wysłać jasny sygnał: Morawiecki ciągle ma pełne zaufanie Nowogrodzkiej. Nastroje w partii pewnie to na jakiś czas uspokoi, nie wiadomo jak z opinią publiczną.

Ta jej część, która nie akceptuje języka i praktyk ujawnionych, najbardziej nawet rozczarowana PiS, nie przejdzie masowo do PO. Zwłaszcza że jednym z bohaterów taśmy Morawieckiego jest były minister skarbu tej formacji, Aleksander Grad. Choć Grzegorz Schetyna pewnie otworzył wczoraj szampana, a wielu działaczy i sympatyków PO cieszy się nawet niespecjalnie skrycie z tego, że PiS w końcu padł ofiarą rozpętanej przez siebie brudnej gry taśmami, to PO średnio może politycznie skonsumować społeczne oburzenie na urzędującego premiera. Nie ma koniecznej do tego wiarygodności.

POPiS wiecznie żywy

Taśma Morawieckiego pokazuje, że mimo przekraczającej wszelkie granice rozsądku i współżycia społecznego skali "plemiennej" polaryzacji PO-PiS, na poziomie towarzyskich kontaktów, zakulisowych interesów, języka i diagnoz społecznych elity obu partii równie dużo łączy, co dzieli.

Nie jest to zaskakujące, gdy przyjrzy się uważnie ich historii. Elity obu partii wywodzą się z solidarnościowej prawicy. Część z nich tworzyła koalicje wspierające solidarnościowe rządy w Sejmie I kadencji. Następnie działacze i PO i PiS rządzili Polską w ramach koalicji AWS-UW. Dziś polityczni wrogowie na śmierć i życie, kiedyś zasiadali w ławach jednego klubu parlamentarnego AWS. W utworzonym przez AWS rządzie Buzka ministrem sprawiedliwości był Lech Kaczyński, a obrony Bronisław Komorowski – według części elektoratu PiS uzurpator, który bezprawnie zajął miejsce tego pierwszego w Pałacu Prezydenckim.

Gdy AWS i UW zaczęły przeżywać polityczną zapaść pod koniec Sejmu III kadencji (1997-2001), PiS i PO były dwoma szalupami ratunkowymi, jakie zbudowały sobie centroprawicowe elity, by przedostać się w nich do następnego Sejmu. To, na którą kto trafił, często zależało od przypadku. Stefan Niesiołowski – później najbardziej brutalnie atakujący braci Kaczyńskich poseł PO – początkowo próbował wejść w szeregi PiS.

Przed 2005 roku komentatorzy spodziewali się rządu PO-PiS. Nie powstał tylko dlatego, że skala klęski postkomunistycznej lewicy była tak wielka, że obie centroprawicowe partie nie musiały sprzymierzać się przeciw niej – wzięły całą pulę. Od tego czasu narasta ich konflikt zaostrzający się po Smoleńsku.

Jak ostry by nie był ten konflikt, kolejni prominenci przekraczają linie partyjnego podziału: Michał Kamiński mógł bez żadnych problemów przejść do PO, a Jacek Saryusz Wolski do PiS. Jak się okazuje Ryszard Czarnecki przez telefon załatwia synowi pracę z bliskimi PO menadżerami, co nie przeszkadza mu porównywać europosłanki tej partii do "szmalcowników". Ani zasiadać we władzach spółki wydającej "Gazetę Polską" – medium regularnie oskarżające PO o co najmniej moralną odpowiedzialność za "zamach smoleński".

Kto powie "dość"?

Polityka, gdzie konkurenci w świetle kamer krzyczą do siebie "hańba", "zdrada", oskarżając się o najgorsze, a na zapleczu ubijają co najmniej wątpliwe etycznie interesy, jest głęboko dysfunkcjonalna i niszcząca dla wspólnoty. Czy jednak znajdzie się siła, która skapitalizuje politycznie taśmę Morawieckiego i skutecznie powie "dość"?

Nie jest to oczywiste. Partia Razem do tej pory często atakowała PO-PiS jako jeden prawicowy blok. Te ataki nigdy nie przebiły się jednak poza szklany sufit poparcia partii. Wśród jej przeważająco inteligenckiego elektoratu ta symetrystyczna narracja traciła tym bardziej na sile, im wyraźniej widać było, że PiS jest zdeterminowane, by zniszczyć porządek ustrojowy III RP i trudno jest mówić o symetrii nawet z najgorszymi praktykami PO. Dla części elektoratu PiS, zrażonego taśmami Morawieckiego, Razem jest z kolei zbyt "lewackie", by rozważać nawet głosowanie na tę partię. SLD zbyt długo rządziło, by mogło uchodzić za wiarygodne w wymierzonej w establishment, agresywnie populistycznej retoryce.

Wprawę w posługiwaniu się nią ma Kukiz. Można się spodziewać, że to właśnie populistyczny muzyk ma największą szansę, by zagospodarować nie-lewicowy elektorat, który po taśmach Morawieckiego uzna, że PiS i PO są siebie warci. Trudno jednak ekscytować się takim scenariuszem. Zinfiltrowana przez skrajną prawicę, przypadkowa i pozbawiona doświadczenia przydatnego w służbie publicznej zbieranina Kukizowców mogłaby być czymś znacznie gorszym dla Polski, niż najgorsze wyczyny PO-PiS.

O konieczności budowy trzeciej siły mówił też od dawna Robert Biedroń. Gra taśmami i głównie negatywna kampania nie pasują do starannie wypracowanego publicznego wizerunku ustępującego prezydenta Słupska. Bez wątpienia jednak to właśnie Biedroń może zyskać na sytuacji, w której skrajna polaryzacja sceny politycznej między dwa bloki zacznie męczyć opinię publiczną. Do czego mogą się przyczynić taśmy pokazujące nieładne kulisy obu sił.

Zmiana musi przyjść

Ludzie PO-PiS w różnych konfiguracjach rządzą Polską od początków III RP. Żadna elita polityczna nie jest jednak wieczna. Czasem najbardziej trwałe układy pękają pod wpływem przypadkowych, pozornie nieistotnych wydarzeń. Ujawnienie taśm, na których węgierski premier Ferenc Gyurcsány przyznał się do okłamywania opinii publicznej, zbudowało na Węgrzech długoletnią hegemonię Fideszu i na lata zatopiło centrum i lewicę.

Taśma Morawieckiego nie wywoła takiej tektonicznej zmiany, ale może sporo namieszać. Na miejscu Zandberga, Śpiewaka, Kukiza, Biedronia i innych liderów spoza duopolu myślałbym jak wykorzystać tę szansę. POPiS kiedyś pęknie, kto nie będzie gotowy na ten moment, przegra polityczną szansę, jaka się trafia raz na pokolenie.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)