Jakub Majmurek: Gdzie pan jest, panie prezydencie?
Jeśli Andrzej Duda zakończy rok milczeniem, grzecznie podpisując przemaglowane przez parlament ustawy o sądach, nie dostając przy tym od PiS nic w zamian - przegra politycznie rok. Próba "deadrianizacji" jaką heroicznie podjął latem zakończy się zimową klęską, a głowa państwa do końca zleje się ze swoją karykaturą z "Ucha prezesa" - pisze w felietonie dla WP Opinie Jakub Majmurek.
14.12.2017 14:32
Polityczna końcówka roku znów burzliwa. Przed przerwą świąteczną parlament dociska ustawy radykalnie podporządkowujące sądownictwo władzy wykonawczej i – jak zgodna jest większość ekspertów – bezprawnie zmieniające konstytucję. W Warszawie trwa mobilizacja obywateli, często brutalnie traktowanych przez policję. Mateusz Morawiecki obejmuje tekę premiera po Beacie Szydło. W wielkim chaosie przyjęta zostaje nowa ordynacja wyborcza. Składając kilkaset (!) auto-poprawek do swojego projektu, rządząca większość wycofuje się z najbardziej kontrowersyjnych zapisów. KRRiT nakłada w końcu gigantyczną karę na TVN, na co od razu reaguje amerykański Departament Stanu, wyrażając zaniepokojenie gwarancjami dla wolności słowa w Polsce.
W tej całej politycznej gorączce uderza nieobecność jednej, kluczowej w państwie osoby: prezydenta Andrzej Dudy. Pałac prezydencki milczy w najważniejszych sprawach: reformy sądów, nowego rządu, ładu medialnego, jaki wyłania się ze skandalicznej decyzji KRRiT. Jeśli Duda zakończy rok milczeniem, grzecznie podpisując przemaglowane przez parlament ustawy o sądach, nie dostając przy tym od PiS nic w zamian - przegra politycznie rok. Próba „deadrianizacji” jaką heroicznie podjął latem zakończy się zimową klęską, a głowa państwa do końca zleje się ze swoją karykaturą z „Ucha prezesa”.
Co z sądami?
Jako opinia publiczna możemy jednak w takiej sytuacji wymagać od prezydenta, by zabrał głos i ustosunkował się do tego, co się dzieje. Przede wszystkim w kwestii najpewniej niekonstytucyjnych reform sądownictwa.
Na wczesnym etapie procedowania obu ustaw – o KRS i Sądzie Najwyższym – w parlamencie środowisko prezydenta wyrażało obawy w sprawie tego, co PiS ostatecznie umieścił w ustawach. „Nie na to się umawiano” – mówili przedstawiciele głowy państwa. Sam Duda z odległego Wietnamu zapowiadał, że jeśli złożone przez niego projekty wyjdą z parlamentu zbyt oddalone od oryginału, to znów skorzysta ze swojego prawa do weta.
Gdy tylko prezydent powrócił na ojczyzny łono, nabrał wody w usta i zamilkł w tej sprawie. Nie wiemy, jaki jest jego stosunek do ustaw w wersji, w jakich wyszły z parlamentu. Czy je podpisze? Czy zawetuje?
Na to ostatnie liczyć będę obywatele do końca gotowi demonstrować na ulicach na rzecz niezawisłych sądów. Konflikt między prezydentem i Nowogrodzką i kolejne weta jest jedyną szansą na uratowanie w Polsce trójpodziału władzy.
Oczywiście, już same propozycje reform Dudy pozostawały niekonstytucyjne. Prezydent w kwestii sądownictwa nie pozostaje z PiS w sporze co do zasady i ogólnych założeń – trzecią władzą rządzi postkomunistyczny układ, który trzeba rozbić, nominując sędziów bardziej posłusznych obecnej sejmowej większości – ale co do taktyki i skali wprowadzania zmian.
Dlatego można obawiać się, że milczenie prezydenta oznacza zgodę. Osobiście obawiam się, że jeszcze przed świętami głowa państwa podpisze demolujące konstytucyjny porządek ustawy, niszcząc cały kapitał polityczny, jaki udało się jej zgromadzić u nie-pisowskiej opinii publicznej.
Co z rekonstrukcją?
Podpisanie reform sądowych będzie nie tylko klęską polskiej demokracji – może także oznaczać wizerunkową zapaść Dudy. Także wśród PiS-owskiego elektoratu. Zwłaszcza jeśli prezydent nic nie dostanie od swojej dawnej partii za ten podpis.
Komentatorzy spekulowali wcześniej, że Duda będzie gotów podpisać ustawę o sądach w zamian za korzystną dla siebie rekonstrukcję rządu. Jarosław Kaczyński wprost sugerował taki deal: prezydencki ośrodek miałby skupić kontrolę nad polityką zagraniczną, a nieszczęsnego Witolda Waszczykowskiego na stanowisku szefa MSZ zastąpiłby prezydencki minister Krzysztof Szczerski. Duda z pewnością chętnie pozbyłby się też z rządu nieustannie z nim skonfliktowanego ministra obrony narodowej, Antoniego Macierewicza.
Na razie nic takiego się nie stało. Rekonstrukcja rządu Szydło skończyła się na awansie Morawieckiego, wszystko inne zostało po staremu. Macierewicz ciągle czyni despekty głowie państwa. Podległe mu służby kontrwywiadu wojskowego odebrały niedawno generałowi Kraszewskiemu – najbardziej zaufanemu wojskowemu Dudy – dostęp do informacji niejawnych (wcześniej miał tylko zawieszony). Prezydent zapowiada odwołanie do premiera w tej sprawie, ale wyraźnie widać, że Macierewicz w żaden sposób nie zamierza się wobec głowy państwa ograniczać, przekonany, że wszystko mu ujdzie płazem.
Nie można wykluczyć scenariusza, w którym Duda dostanie wymarzone przez siebie zmiany w rządzie dopiero po podpisaniu ustaw w sprawie sądów. Pokazywałoby to, jak bardzo nie ufają sobie prezydent i prezes PiS - transakcje polityczne gotowi są jak widać robić tylko „z ręki do ręki”. Oznaczałoby to jednak dalsze rozciągnięcie serialu pt. „rekonstrukcja rządu”, który z punktu widzenia wizerunku PiS i tak już trwał zbyt długo.
Jeśli prezydent podpisze ustawy, co do których ma wątpliwości, nie dostając w zamian MSZ, jeśli w dodatku coraz ostrzej grający przeciw głowie państwa Macierewicz zostanie w rządzie, będzie to silny sygnał dla wyborców, zaplecza i sympatyków rządzącej większości: Adrian pobrykał, ale Prezes sprowadził go do parteru, teraz zna już swoje miejsce w szeregu. Nie trzeba dodawać, że mocno podrzędne.
Oś prezydent-premier?
Możliwy jest jednak jeszcze jeden scenariusz. Wiemy, że Duda znacznie lepiej niż z Beatą Szydło miał dogadywać się z Mateuszem Morawieckim. Być może obecne milczenie prezydenta wynika z tego, iż wspólnie z Morawieckim planuje on dłuższą, bardziej skomplikowaną grę. Budowę nowego ośrodka władzy w obozie rządzącym, opartego na cichym porozumieniu pałacu prezydenckiego i kancelarii premiera.
Taki sojusz wydaje się z wielu powodów naturalny. Duda i Morawiecki to podobne pokolenie, obaj reprezentują „bardziej cywilizowaną” i nowoczesną twarz PiS-owskiej prawicy. Obaj myślą o sukcesji po Kaczyńskim, żaden z nich nie chciał by pewnie, by objąć miał ją Macierewicz lub Ziobro.
Jarosław Kaczyński zawsze obawiał się scenariusza porozumienia Dudy z Szydło przeciwko niemu i partii. Gdy zauważy podobne zagrożenie ze strony Morawieckiego, bez sentymentów znów zmieni premiera. Prezydent i premier wiedzą to lepiej niż ja i mają świadomość, że muszą grać bardzo ostrożnie.
Obecne milczenie Dudy i nieautorski gabinet Morawieckiego mogą być więc wybiegami na uspokojenie PiS-owskiego betonu. Panowie kupują sobie czas, by umocnić własne pozycje i później wziąć się za takich ludzi, jak Macierewicz. Niekoniecznie przez frontalny atak, ale np. stopniowo osłabiając pozycję wszechwładnego ministra w rządzie.
Czy jednak Adrian?
Dla Dudy taka powolna gra jest jednak o tyle ryzykowna, że zanim pojawią się jej efekty, do reszty przylgnie do niego etykietka Adriana z „Ucha prezesa”. Cały wysiłek z lata pójdzie na nic. Prezydent musi też wiedzieć, że weta z lipca zasiały nieufność do niego w jego własnej partii i jej twardym elektoracie. Duda nie odzyska jego zaufania i szacunku teraz uginając się przed Kaczyńskim.
Prezydent będzie prowadził teraz trudną walkę o drugą kadencję. Jeśli nie zmusi Jarosława Kaczyńskiego, by w walce o nią nominował go jako kandydata PiS, ten nigdy tego nie zrobi. Bo na prezydenta, który nie może ubiegać się o drugą kadencję, partia nie będzie miała żadnych środków nacisku. By jednak coś wymusić na Kaczyńskim, Duda nie może się na wszystko zgadzać i milczeć w kluczowych sprawach. Jeśli nie odezwie się przed końcem roku, jeśli nie zbuduje nowego ośrodka władzy w obozie rządzącym (z Morawieckim lub bez niego), to nie ma co liczyć na łaskę Prezesa i szansę o walkę o kolejne pięć lat pod szyldem PiS. A bez niego o prezydenturze może zapomnieć.
Jakub Majmurek dla WP Opinie
Poglądy autorów felietonów, komentarzy i artykułów publicystycznych publikowanych na łamach WP Opinii nie są tożsame z poglądami Wirtualnej Polski. Serwis Opinie opiera się na oryginalnych treściach publicystycznych pisanych przez autorów zewnętrznych oraz dziennikarzy WP i nie należy traktować ich jako wyrazu linii programowej całej Wirtualnej Polski.